Reprezentacja Polski. Mateusz Klich: Marcelo Bielsa przypomina mi Oresta Lenczyka. Ma w ręku bat, dzięki któremu mogłem wrócić do reprezentacji

Gdyby Jerzy Brzęczek chciał, żeby drużyna utrzymywała się przy piłce i grała ładnie, to może postawić na duet Klich-Piotr Zieliński. Razem grałoby się nam przyjemnie - mówi Sport.pl wracający do reprezentacji Polski po czteroletniej przerwie Mateusz Klich, piłkarz Leeds United.

Sebastian Staszewski: Zaskoczył pana telefon selekcjonera Jerzego Brzęczka i powołanie do reprezentacji Polski? Bo te, choć ostatnio jest pan w formie, wcale nie było oczywiste.

Mateusz Klich: Byłem lekko zaskoczony. Moje Leeds świetnie zaczęło sezon, ja też strzelam i mogę pobić mój rekord zdobytych bramek, ale zdziwienie i tak było. Numeru selekcjonera nie miałem zapisanego dlatego na początku był szok. Gram dobrze więc z tyłu głowy była jakaś myśl o powrocie do kadry, ale nie spodziewałem się, że na zgrupowaniu pojawię się już teraz.

Pamięta pan swój ostatni mecz w reprezentacji?

Tak, zagrałem z Gibraltarem.

W dzień meczu z Włochami miną równo cztery lata od spotkania w Faro…

Nawet nie wiem kiedy to minęło. Czas leci szybko.

Kamil Glik: Na mundialu nie byliśmy przygotowani fizycznie nawet na 90 proc.

Wcześniej Adam Nawałka dawał panu szanse w meczach ze Szkocją, z Niemcami. Teraz zaczyna pan swoje trzecie reprezentacyjne życie. Bo w kadrze debiutował pan jeszcze za kadencji Franciszka Smudy, w 2011 roku. Kot ma podobno siedem żyć, a ile ma Klich?

Skoro już tu jestem to fajnie byłoby zagrać i pokazać się z dobrej strony. Nie przyjechałem do Warszawy potrenować z chłopakami i wrócić do Leeds. Czekam na szansę. Jestem na nią gotowy. I gotowy na to, żeby w kadrze zostać na dłużej, aby grać w niej lepiej, niż kiedyś.

Rywalizuje pan jednak z Piotrem Zielińskim, który gra w silniejszej lidze i w silniejszym klubie, a poza tym w reprezentacji był ostatnio dużo ważniejszym ogniwem, niż pan.

Zgadza się, aczkolwiek nie chciałbym, aby trener Brzęczek musiał wybierać między nami. Chciałbym za to, abyśmy zagrali razem.

Aż tak? Ofensywa na całego.

Gdyby trener chciał, żeby drużyna utrzymywała się przy piłce i grała ładnie, to jest to warte wypróbowania. Myślę, że grałoby się nam przyjemnie. I mi z Piotrkiem, i jemu ze mną.

Kto wtedy będzie bronił środka pola?

Wszyscy będą bronić. Ja, Piotrek. To kolejny mit: Klich nie umie grać w defensywie dlatego daje radę tylko w Holandii. A tak już nie jest. Inaczej nie grałbym z powodzeniem w Anglii.

Brzęczek chce się odciąć od Nawałki, ale zaczyna w jego stylu. Czy selekcja będzie równie brutalna i owocna, co u poprzedniego selekcjonera?

Kilka lat temu mówiło się, że to pana talent na zbawić kadrę. Ale nie wyszło. Dlaczego?

W klubach brakowało mi chyba trenerów, którzy potrafiliby mi powiedzieć merytorycznie co mam zmienić, co poprawić. Tak zrobił trener Marcelo Bielsa i są tego efekty. Teraz mocno pracuję nad moimi mankamentami. On mnie nie zagłaskuje, bo wtedy rosną mi skrzydełka. On cały czas mnie motywuje, zachęca do cięższej pracy. Sprawia, że robota idzie sprawniej.

Ale miał pan już kiedyś bat nad sobą. W dłoni trzymał go „kat” Felix Magath.

Ale to był całkiem inny bat. Taki jak Bielsa miał Orest Lenczyk w Cracovii. Zresztą Lenczyka mogę do Bielsy porównać, obaj są bardzo inteligentni, znają się na ludziach. Ja kogoś takiego potrzebuję. Po Lenczyku miałem kilku trenerów, którzy zwracali uwagę na dziwne rzeczy…

Czym są „dziwne rzeczy”?

Jeden na przykład przychodził do szatni, naklejał na ścianę kartę pokreśloną na zielono i czerwono. Na kartce zaznaczone były sprinty, pojedynki główkowe, przebiegnięte kilometry. Nie liczyła się gra tylko suche statystyki. A przecież nie można oceniać piłkarzy tylko przez pryzmat tego, ile kto przebiegł. Bielsa taki nie jest. Mam nadzieję, że dalej nic się nie zmieni.

O`Piłki Marciniaka: Raport mniejszości

Jego przydomek to „El Loco”. W rzeczywistości Argentyńczyk jest zwariowany?

Jest szalony na punkcie piłki nożnej. Przygotowany jest do każdego meczu, każdego treningu. O wszystkich zawodnikach Championship wie wszystko. Naprawdę. Widać, że żyje futbolem. Fajnie obserwować tę jego ekscytację, bo choć wiele lat spędził w różnych klubach, to i tak dalej go to cieszy, satysfakcjonuje. Jeśli chodzi o piłkę to Bielsa jest prawdziwym szaleńcem.

W Internecie popularność zyskało nagranie wywiadu Bielsy z reporterem Sky Sport w trakcie którego trener odpowiada na pytania po angielsku zgodnie z tym, co do ucha podpowiada mu tłumacz-sufler. Jak porozumiewacie się na co dzień?

Trener jeszcze nie rozmawia z nami po angielsku. Czasem powie kilka słów, jakieś krótkie zdanie. Najważniejsze rzeczy przekazuje przez tłumacza z którym rozmawia po hiszpańsku.

Przez tłumacza poinformował was o tym, że będziecie sprzątać ośrodek treningowy?

Zabawna sytuacja, jeszcze z czymś takim się nie spotkałem. Ale założyłem rękawiczki i zabrałem się do roboty. To był jedyny taki pomysł trenera.

Na starcie sezonu Championship ma pan już trzy strzelone bramki. Pana rekord to sześć trafień, tyle razy trafił pan do siatki w barwach holenderskiego Twente. Musi pan przyznać, że to niezbyt imponujący wynik jak na ofensywnego pomocnika.

Fakt jest taki, że nigdy nie miałem dobrych liczb. Lepiej grałem, niż pokazywały to statystyki. Ale jakoś nie zwracałem na to uwagi. Teraz sezon zacząłem dobrze, strzelam od początku. Fajnie było zdobyć w końcu więcej bramek, niż sześć. Kiedyś było to dla mnie niezbyt istotne, ale piłka nożna ewoluuje i wiem już, że te liczby mają obecnie największe znaczenie.

W Anglii przyjemniej, niż w Niemczech czy Holandii, trafia się do siatki?

To całkiem inny smak. W Anglii kibice przeżywają mecze najbardziej. Zresztą nie tylko bramki, ale nawet wślizgi. Cieszą się jak po golu! Wydaje mi się, że nigdzie indziej kibice nie żyją tak bardzo tym, co dzieje się na murawie. Śpiewów przez 90 minut, tak jak w Polsce, nie ma, ale nikt nie stoi tyłem do bramki. Wszyscy kibicują, reagują, wiedzą co się dzieje.

I powie mi pan pewnie, że pan też zaczął robić te wślizgi.

Naprawdę. Nawet powiedziałem ostatnio koledze z którym gram w środku pola – a on lubi się ostro wpieprzyć – że mi się to spodobało. Fajnie jest zwłaszcza, kiedy po wybiciu piłki kibice zaczynają skakać, krzyczeć, cieszą się z tobą. Śmieszne, ale może się podobać. Tak samo jest przy rzutach wolnych, rożnych, albo kiedy coś dzieje się pod bramką naszych rywali. 

Kiedy Radosław Majewski wyjeżdżał z Polonii Warszawa do Nottingham eksperci mówili, że nie da sobie rady, bo jest zbyt mikry, a środkowy pomocnik w Championship piłkę widzi tylko wtedy, gdy podniesie głowę. Pan też nie jest gladiatorem, a jednak angielskim drwalom nie udaje się pana zatrzymać. Druga liga angielska ewoluowała?

To stereotyp o którym słyszałem już tyle razy, że mnie to nudzi. Ludzie mówią, że to liga, gdzie się kopie i biegnie. A tak nie jest, wiele się zmieniło. To mocne rozgrywki, wiele drużyn chce grać w piłkę, pieniądze są tu wielkie, jest też jakość. Zespoły, które ją mają, ogląda się przyjemnie, chociaż są oczywiście takie przypadki jak Cardiff, które umiało awansować dzięki walce. Ale na przykład Wolverhampton awansował wyłącznie dzięki umiejętnościom. Championship to całkiem inna liga, niż kilka czy kilkanaście lat temu.

A może Polakom jest dziś tam łatwiej? Bo Euro 2016, bo Lewandowski i tak dalej.

To chyba nieco naciągana teza. Tak samo jak to, że Polakom nie idzie w Anglii. Wiadomo, że przez Roberta, Łukasza Piszczka i Kubę Błaszczykowskiego zmieniło się postrzeganie naszych piłkarzy w Niemczech, ale w Europie chyba niekoniecznie. Tam dalej stawia się na swoich. Gdybym był Niemcem to jestem przekonany, że dostałbym szanse w Wolfsburgu. Bo na zachodzie obcokrajowiec, aby grać regularnie, musi być dwa razy lepszy od miejscowego.

Wojciech Szczęsny wśród najlepiej zarabiających piłkarzy Serie A. Ronaldo zdeklasował konkurencję

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.