Artur Boruc - król pajacyków

Stare pi³karskie porzekad³o g³osi, ¿e najbardziej szaleni zawodnicy w dru¿ynie to bramkarz i lewoskrzyd³owy. Gdyby mia³o ono zwi±zek z rzeczywisto¶ci±, skala szaleñstwa Artura Boruca musia³aby czyniæ z niego jednego z najlepszych fachowców na jego pozycji. A w ka¿dej m±dro¶ci ludowej tkwi ziarno prawdy.

Dziecko rewolucji

Artur Boruc pierwsze piłkarskie szlify zbierał jeszcze w czasach, kiedy na zaimprowizowanych placach do gry zebrana młodzież ustalała, czy gramy "na stare" czy "na nowe". Fundamentalna z punktu widzenia bramkarza zmiana, obejmująca zakaz łapania piłki podanej od partnera z drużyny, została wprowadzona, gdy miał 12 lat. Tym samym stał się on jednym z pierwszych golkiperów szkolonych nie tylko w celu wyłapywaniu futbolówki lecącej w światło bramki, ale też jej rozprowadzaniu na starcie ataku pozycyjnego. Mimo że za granicą tego typu gra była już rozpowszechniona, u nas do czasu pojawienia się Artura Boruca i kolejnych bramkarzy ze stajni Krzysztofa Dowhania, była raczej incydentalna. Dodatkowo, kończący reprezentacyjną karierę golkiper kadry, swoją przygodę z piłką zaczynał jako zawodnik z pola, więc w naturalny sposób był bardziej biegły w operowaniu futbolówką, niż jego ówcześni odpowiednicy. Choć do doskonałych technicznie obecnych bramkarzy światowego topu Borucowi daleko, w połowie ubiegłej dekady wnosił zupełnie nową jakość.

Śmiałym szczęście sprzyja

Znacznie bardziej jednak, urodzony w Siedlach zawodnik, zostanie zapamiętany ze swojego interpretowania roli golkipera. Boruc nie był zawodnikiem oczekującym w pobliżu linii bramkowej na akcje rywali. Często starał się, wychodząc dalej od niej, zażegnywać potencjalne niebezpieczeństwo. Tu właśnie najczęściej można było podziwiać znak firmowy Boruca – „pajacyki”. W sytuacjach, kiedy rywal wychodził sam na sam, dynamicznie wybiegał mu naprzeciw, rozkładał ręce i nogi, starając się maksymalnie rozszerzyć powierzchnię swojego ciała. Zwłaszcza gdy kąt nabiegania przeciwnika z piłką był ostrzejszy, praktycznie uniemożliwiało to skuteczne wykończenie. Takimi akcjami nasz bramkarz niejednokrotnie ratował reprezentacjê przed utratą goli, z najbardziej pamiętnymi momentami w meczach z Austrią na ME i Niemcami na MŚ. Przy wyjściach od bramki nie kalkulował, bardzo często graniczyły one z szaleństwem, jednak ten czynnik także działał na jego korzyść. Mając przed sobą wychodzącego na pełnej prędkości rosłego golkipera rywale często głupieli, strzelając prosto w niego, zamiast spokojnie przymierzyć.

Reakcje

Kiedy jednak przychodziło do gry na linii, Boruc nie wypadał wcale gorzej. Doskonały refleks i zwinność pozwalały mu na reakcję nawet przy strzałach z najbliższej odległości. Często efektem tego były ekwilibrystyczne interwencje, zwłaszcza, w przypadku uderzeń po ziemi z bliskiej odległości. Boruc nie przebierał w środkach, potrafił błyskawicznie rzucić się za lecącą piłką, ale też bronić sytuacyjnie nogami. Każda udana interwencja nakręcała go przy tym jeszcze bardziej. W meczach, kiedy wszystko zależało od niego, Boruc wpadał w trans, broniąc w sytuacjach niemożliwych. To właśnie ten szał zapewniał nam choć odrobinę emocji na wielkich imprezach poprzedniej dekady. Partnerzy naszego golkipera byli bowiem daleko od jego poziomu.

Upadek

Dlaczego więc Boruca ominęła wielka międzynarodowa kariera? Paradoksalnie im mniej pracy miał, tym bronił gorzej. Kiedy wpadł w trans, zatrzymywał wszystko. Kiedy miał kilka sytuacji na mecz, zdarzały mu się momenty dekoncentracji. W kadrze po doskonałych występach na Euro szybko stał się wrogiem publicznym numer jeden, kiedy zawalił mecze ze Słowacją i Irlandią Północną. Oglądaliśmy wtedy zupełnie innego Boruca. Niezdecydowanego i z tendencją do popełniania prostych pomyłek, które wtedy doprowadziły do upadku, mającą końcem końców niezłą sytuacją w tabeli, kadrę. Jej trener, Leo Beenhakker, przyznał po czasie, że nie powinien był wystawiać w tych meczach golkipera Celtiku z uwagi na jego problemy osobiste. Widoczne to było nawet w najbardziej ikonicznym momencie, czyli nieudanym wybiciu zagranej przez Żewłakowa piłki. W niepodobnym do siebie stylu Boruc na granicy desperacji próbował wybić piłkę, którą jeszcze pół roku temu spokojnie by opanował i płynnie rozprowadził.

Ostatki

Od tego meczu na najwyższy poziom w reprezentacji Boruc już nie powrócił. Ze względów dyscyplinarnych pomijał go Franciszek Smuda. Do kadry wrócił za Waldemara Fornalika, jednak nawet w chaotycznie grającej kadrze nie stał się jasnym punktem. Krytycy zarzucali mu mało sportową sylwetkę i utratę dawnej zręczności. Faktycznie, Boruc nie był już tak zwinny w interwencjach, przez co graniczące z cudem parady zdarzały mu się rzadziej. Dodatkowo jego styl gry zaczął być odczytywany przez rywali. Piłka stała się wyraźnie szybsza niż jeszcze kilka lat wcześniej, a napastnicy przy wyjściach polskiego golkipera byli w stanie spokojniej posyłać piłkę obok niego. Mimo wszystko jednak do dziś Boruc pozostaje wysokiej klasy fachowcem. Nawet przy nieuniknionym spadku dynamiki i szybkości reakcji nadal dysponuje dobrym refleksem. Nie stracił też nic ze swojej osobowości, nie unika ryzykownych akcji, często w porę eliminując zagrożenie, w odpowiednim momencie opuszczając bramkę. Taką grą wciąż może imponować, tym bardziej, że to aktywne podejście jest wspierane ogromnym bagażem piłkarskiego doświadczenia.

Pożegnanie

Niektórzy mogą stwierdzić, że pechem Boruca było to, że grał w czasach, kiedy kadrę mieliśmy słabą. Bez wątpienia był on jej najjaśniejszym punktem. Można jednak odwrócić to stwierdzenie i uznać, że Boruc błyszczał właśnie dlatego, że przeciętna gra naszej reprezentacji raz po raz stwarzała mu szanse do wykazania się, a on wpadając w trans, raz po razie je wykorzystywał. W późniejszych latach niekoniecznie był w stanie odtworzyć występy z tamtych czasów. Choć pozostawał w kadrze odgrywał w niej coraz mniejszą rolę, znajdując się w cieniu młodszych kolegów. Nie godząc się z rolą trzeciego bramkarza, zdecydował się na rezygnację z kadry. W meczu z Urugwajem zamknie ostatni rozdział swojej reprezentacyjnej kariery. Z 65 meczami i tytułem najlepszego jej golkipera ubiegłej dekady.

Wiêcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.