Eliminacje MŚ 2018. Armenia - Polska 1:6 (1:3). Trzy gole Lewandowskiego, mundial o krok

Już widać Rosję, a oni nie oglądają się za siebie: Polacy dali w Armenii pokaz siły i na mundial mogą awansować w niedzielę, jeśli co najmniej zremisują z Czarnogórą.

- Możecie sobie pogadać – pokazał zginając dłoń Kamil Grosicki. Chwilę wcześniej dał Polsce prowadzenie, już w drugiej minucie. Mało kto potrzebował tego gola tak bardzo jak on. Żeby zapomnieć o tych niedawnych meczach, które mu się w kadrze nie udawały. Żeby dać odpowiedź tym, którzy sugerowali, że nieobecność na ostatnim treningu przed wylotem do Erywania miała być konsekwencją wypadu do kasyna. To akurat było bzdurą. Ale pytania, dlaczego ostatnio Grosickiemu trudno było wrócić w kadrze do takiej gry na jaką go stać – już nie. Golem w drugiej minucie i asystą w drugiej połowie dał znać: wróciłem.

„Jeszcze siedem!”

Wrócił on i wróciła taka kadra, jaką znaliśmy ostatnio z meczów wyjazdowych, zanim nie przyszło zderzenie z Danią. Kadra zmotywowana, skupiona, zadająca dobrze przygotowane ciosy. Grała tak dobrze, że po golu Kuby Błaszczykowskiego na 4:1 polscy kibice na trybunach Stadionu Republikańskiego zaczęli krzyczeć: „Jeszcze siedem!”. Miesiąc temu grała tu Dania i zanim zaczęła zdobywać bramki (ostatecznie wygrała 4:1), przez pierwszy kwadrans ledwo była w stanie wymienić dwa podania. Polska przez pierwszy kwadrans nie dała rywalom zrobić nic, po 25 minutach prowadziła 3:0, a Wojciech Szczęsny przez pierwsze 35 minut dotknął piłki tylko raz. Gdy wybijał piątkę. Rywale pokonali go raz, w pierwszej połowie, ale już przy stanie 3:0.

Świetny Błaszczykowski, porządki Krychowiaka

Świetny mecz rozgrywał Kuba Błaszczykowski, urządzający sobie slalomy między rywalami. Znakomicie włączał się do ataków Łukasz Piszczek, prawą stroną sunęła na bramkę Armenii akcja za akcją. A Grzegorz Krychowiak narzucił swoje porządki w środku boiska.

To po akcji Błaszczykowskiego Piotr Zieliński wywalczył rzut wolny, który w 18. minucie wykorzystał Robert Lewandowski. A potem sprint Lewandowskiego w pole karne wywołał taki popłoch w obronie Armenii, że bramkarz złapał piłkę po podaniu obrońcy. I tak Lewandowski stał się rekordzistą polskiej reprezentacji, wyprzedzając Włodzimierza Lubańskiego: po wolnym wbitym z „piątki”. A w drugiej połowie dołożył jeszcze jedną bramkę, pierwszą od blisko roku strzeloną z gry, po asyście Grosickiego. To był jego trzeci już hattrick w obecnych eliminacjach. I gol który dał mu prowadzenie wśród strzelców w eliminacjach mundialu w Rosji.

Koniec turbulencji

„Jeszcze siedmiu” nie było, skończyło się na 6:1, ostatnią bramkę dołożył rezerwowy Rafał Wolski. Nikt nie strzelił Armenii tylu goli w obecnych eliminacjach, Polska mocno poprawiła sobie bilans goli, a to on będzie rozstrzygał przy równej ilości punktów w grupie. Mecz, który miał być trudną przeprawą, zamienił się w paradę. Potrzebną po tych ostatnich tygodniach, gdy się wydawało, że Polska w drodze na mundial wpadła w turbulencje. Teraz Rosję już widać, został jeden mecz, który wystarczy zremisować.

Polacy wracają do Warszawy tuż po meczu. Już w niedzielę może okazać się, że Polakom udało się – dopiero drugi raz w historii naszej piłki – awansować na dwa wielkie turnieje z rzędu (poprzednio to był mundial 2006 i Euro 2008). Czy Adama Nawałkę już można ogłosić pierwszym trenerem, któremu się udały takie awanse jeden po drugim (wcześniej zasługami podzielili się Paweł Janas i Leo Beenhakker).

Cztery lata jak epoka

Cztery lata temu Polacy wracali z przedostatniego meczu eliminacji mundialu smutnym czarterem z Charkowa, znów pokonani, już bez jakichkolwiek szans na awans. Armenia była wtedy drużyną wyżej notowaną od nich. Robert Lewandowski nie strzelał goli w kadrze i niedługo wcześniej zastanawiał się nawet, czy jest sens dalej się męczyć, skoro w zamian są tylko gwizdy. Teraz jest rekordzistą, ma szansę zostać drugi raz z rzędu królem strzelców eliminacji w Europie, a Polska jest o krok od mundialu. Minęły cztery lata, a jakby cała epoka.

Umowa przed wylotem z Armenii była taka, że piloci postarają się jak najszybciej podać wynik z Czarnogóry. Gdyby był korzystny, to potem pewnie padłby rozkaz, żeby podać coś innego. Ale na świętowanie musimy jeszcze trochę poczekać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.