EL MŚ 2018. Nawałka wspomina wyjazd na Armenię. "Specyficzne miejsce. Trochę brakowało nam tlenu"

Rozpoczęło się ostatnie w eliminacjach MŚ 2018 zgrupowanie piłkarskiej reprezentacji Polski. Biało-czerwonych czeka wyjazdowe spotkanie z przedostatnią w grupie - Armenią, a potem u siebie mecz z Czarnogórą. Adam Nawałka nasz ostatni, wygrany w 94 minucie bój z Ormianami zna na pamięć. - Szczęście? Widziałem olbrzymią wiarę chłopaków w zwycięstwo. Szczęściu trzeba pomóc - wspomina. Mówi też o trudach wyjazdu do Erywania.

Nawałka w niedzielne popołudnie spotkał się z dziennikarzami podczas pierwszego dnia krótkiego zgrupowania, przed meczami z Armenią i Czarnogóra. Meczami rewanżowymi, po których sprawa biletów na mundial w Rosji będzie rozstrzygnięta. Pierwsze starcia z tymi rywalami, w tych eliminacjach wygrywaliśmy. W Warszawie, w ostatnich sekundach, po nerwowej końcówce pokonaliśmy Ormian 2:1. W takim samym stosunku, na wyjeździe wygraliśmy również w Podgoricy.

Trener kadry do warszawskiego meczu z Armenią podchodził z dużym zaufaniem w końcowy sukces i tłumaczył dlaczego nie było to w naszym wykonaniu najlepsze spotkanie.

- Starcie z Armenią rozstrzygnęliśmy po myśli, a o to chodziło. Słabsze spotkania zawsze się zdarzają. To był mecz, przed którym nie mieliśmy takiego wyboru personalnego, nie było takiej rywalizacji w drużynie. Pewnie trochę się rozluźniliśmy – wspominał na konferencji prasowej. Zresztą po niej też chętnie dzielił się spostrzeżeniami z tej rywalizacji. Okazało się, że mecz w którym jego piłkarze strzelili tylko jednego gola, (Ormianie sprezentowali nam samobója) pamięta bardzo dobrze.

- Wygraliśmy, bo byliśmy na zwycięstwo nastawieni. Wiem, że oni przy remisie mogli strzelić na 1:2 w 94 minucie, bo Ozbiliz był sam na sam z Fabiańskim, ale na plecach miał Krychowiaka i Cionka.  Widziałem nawet wtedy olbrzymią wiarę chłopaków w zwycięstwo. Oczywiście było przy tym trochę szczęście, ale szczęściu trzeba pomóc. Pamiętam wszystko. Była 94. minuta i 40. sekunda. Fabiański nie czekał na chłopca do podawania piłek, sam po nią ruszył. Zagrał do Kuby, ten do Krychowiaka, Grzesiek do Kapustki i mieliśmy faul, tuż przed ich linią pola karnego. Pięć sekund przed końcem doliczonego czasu gry. Chyba tylko dlatego sędzia dał go wykonać. Błaszczykowski, Lewandowski i wygraliśmy – mówi emocjonalnie selekcjoner.

Osoby Błaszczykowskiego i Nawałki to też jedyna nazwiska, które były w reprezentacji podczas  naszego ostatniego wyjazdu do Armenii. Miło to tej podróży nikt nie wspomina. Po trafieniu Hamleta Mychitariana nieoczekiwanie przegraliśmy tam 0:1. To był czerwiec 2007 i eliminacje ME 2008, na które ostatecznie pojechaliśmy. Nawałka był wtedy w Erewaniu, mecz oglądał z ławki trenerskiej. Od niedawna pracował jako asystent Leo Beenhakkera.

- Pamiętam, że stadion to było specyficzne miejsce. Znajduje się on na tysiącu metrach nad poziomem morza. To miało wpływ na postawę graczy, jakby brakowało nam na początku tlenu, trochę zatykało w klatce piersiowej. Trawa była dość wysoka. Na takim terenie trzeba zupełnie inaczej podchodzić do rozgrzewki, zrobić na niej więcej, popracować dłużej, bo potem może być problem – wspomina wydarzenie sprzed 10 lat. Zresztą po części jego obserwacje o grze na stadionie Hanrapetakana potwierdzają się do dziś.

- Armenia zaczyna swoje spotkania bardzo agresywnie, ważne są tam pierwsze minuty. Widać to było w meczu z Danią, gdzie gospodarze mieli dobre sytuacje. Szybko sami strzelili gola i wyszli na prowadzenie. Skandynawowie jakby jeszcze w ten mecz wchodzili. Czarnogórcy natomiast niby do przerwy prowadzili 2:0, a mecz ostatecznie przegrali 2:3, jakby w końcówce brakowało im siły.  Armenię trzeba szanować. Musimy być w pełni przygotowani i skoncentrowani na swoim celu od pierwszej minuty do ostatniego gwizdka – uzasadniał teraz Nawałka. Trener odniósł się do jeszcze jednej istotnej sprawy. W przypadku naszej wygranej z Armenią i remisu Czarnogóry z Danią, Polacy zapewnią sobie awans na turniej do Rosji już w czwartek wieczorem. Tylko, że dowiedzą się o nim w samolocie. Po swoim spotkaniu (początek o 18:00) od razu wracają bowiem do Warszawy, a mecz rywali zaczyna się o 20:45. Na ten scenariusz Nawałka się tylko uśmiechnął.

- Wolę, by to od nas wszystko zależało. By awans był wywalczony w naszym spotkaniu. Taki charakter wojownika, co rozstrzyga wszystko sam, a nie patrzy się  co dzieje się gdzie indziej. Tak jak to było z Euro 2016 i Irlandią – mówi Nawałka, być może pół żartem pół serio. Wtedy kwalifikacje do Euro zapewniliśmy sobie 11 października. Teraz jeśli nie uda się tego zrobić w czwartek, to w przypadku wygranej z Armenią wszystko w naszych nogach będzie 8 października. Z Czarnogórą starczy nam remis.

Na zgrupowaniu przed najważniejszymi meczami kadry na razie spokojnie i cicho. Jest tu tylko sztab szkoleniowy. Kibice na autografy naszych piłkarzy będą polować w poniedziałek. Wtedy do godzinny 19:00 wszyscy mają być już w hotelu DoubleTree by Hilton. Kilku zawodników pojawi się w nim prawdopodobnie w niedzielny wieczór. Na rozmowy ze swymi menadżerami już zajrzał tu Kamil Grosicki, ma przyjechać też Maciej Rybus i nie wykluczone, że m.in. Łukasz Piszczek czy Łukasz Fabiański, którzy też już są w stolicy. Po jednym wtorkowym treningu w Warszawie do Erywania kadra odleci w środowy poranek.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.