Franciszek Smuda dla Sport.pl przed meczem Polska - Kazachstan: Na miejscu Nawałki nie robiłbym żadnych zmian

- Przede wszystkim zachowajmy spokój. Będziemy na mundialu. A z tym składem na mistrzostwach świata możemy odegrać czołową rolę. Jesteśmy w stanie poradzić sobie z każdym przeciwnikiem. Pod względem taktycznym, fizycznym i piłkarskim, nie odstajemy wyraźnie od żadnej drużyny na świecie - mówi Franciszek Smuda, były selekcjoner reprezentacji Polski, obecnie szkoleniowiec Widzewa Łódź. Początek meczu o g. 20.45.

Damian Bąbol: Jak się podnieść po takim laniu, jakie dostaliśmy w Kopenhadze?

Franciszek Smuda: Niestety, czasami takie mecze się zdarzają. Trzeba to umieć zaakceptować. Myślę, że nasza drużyna nie potrzebuje żadnego wielkiego wstrząsu. Zawodnicy sami zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Jeśli chcą jechać na mistrzostwa świata, to z Kazachstanem trzeba po  prostu wygrać i tyle. Nie widzę też tu potrzeby jakiejś specjalnej motywacji ze strony sztabu. Żadna rewolucja nie jest konieczna. Na miejscu trenera Adama Nawałki nic bym nie zmieniał. Jestem pewien, że ten sam zespół z Kopenhagi, dziś zaprezentowałby się znacznie lepiej. Mamy naprawdę świetnych piłkarzy, którzy z pewnością zdążyli sobie już wszystko w głowach poukładać. 

Wygląda na to, że do kilku zmian jednak dojdzie. Za Karola Linettego ma zagrać Arkadiusz Milik, a w obronie Maciej Rybus zastąpi Artura Jędrzejczyka. 

- To decyzja trenera Nawałki. On wie najlepiej, w jakiej dyspozycji są kadrowicze. Myślę, że z Kazachami Lewandowski w ataku sam też by sobie poradził. 

Czyli najlepiej nie robić żadnych zmian? 

- Ja postawiłbym ten sam skład. Chłopaki na pewno będą chcieli zmazać plamę i zrewanżować się na Narodowym, który znów będzie wypełniony kibicami. Poza tym parę razy podobną sytuację przerabiałem z ligowymi zespołami. Przegraliśmy mecz, który nie mieliśmy prawa przegrać. Też posypała się krytyka. Dziennikarze i kibice domagali się radykalnych zmian. Nie posłuchałem się, postawiłem na tę samą jedenastkę, która grała z silnym rywalem i dała sobie radę. 

W obronie nie przydałaby się korekta? W Danii bardzo źle wszystko funkcjonowało. 

- Ale te błędy nie zaczynały i nie kończyły się tylko w obronie. W piątek słabo wyglądała współpraca z innymi formacjami i to trzeba jak najszybciej poprawić. Zresztą w poprzednich meczach ta sama obrona wyglądała dobrze. Nie można wszystkiego kasować po jednym przegranym meczu. 

Dlaczego więc tak wysoko przegraliśmy z Danią? 

- Błędy, które popełnialiśmy przy stracie goli, wcześniej nam się nie przydarzały. Trudno je wytłumaczyć, ale czasami w piłce tak bywa. Z drugiej strony nie zapominajmy, że trafiliśmy na zdeterminowanego przeciwnika, który był pod ścianą. Duńczycy nie mieli nic do stracenia. Byli zmobilizowani na maksa, a do tego grali u siebie. Zaczęli bardzo agresywnie. Już kilkanaście sekund po rozpoczęciu gry mogliśmy przecież przegrywać. Oczywiście nie chcę tym usprawiedliwiać naszej postawy i tak wysokiej porażki, ale warto o tych rzeczach pamiętać. 

Co jeszcze zawiodło? 

- Może poczuliśmy się zbyt pewnie siebie i to nas zgubiło? Może piąte miejsce w rankingu FIFA zrobiło wrażenie nie tylko na kibicach, ale też na piłkarzach? Nie jestem w kadrze, więc analizę błędów zostawmy sztabowi, który na pewno od piątku wykonał świetną robotę. My przede wszystkim zachowajmy spokój. Takie zimno wiadro wody czasami też się przydaje. Z drugiej strony lepszych okoliczności do zaliczenia podobnej wpadki być nie mogło. Przecież tak naprawdę nic strasznego się nie stało. Wciąż jesteśmy liderem grupy. 

Gdybyśmy wygrali z Danią, dziś moglibyśmy nawet świętować awans na mundial. Przed eliminacjami spodziewał się pan tak skutecznej postawy polskiej reprezentacji? 

- Szczerze, to myślałem, że ta grupa będzie dla nas zdecydowanie bardziej wymagająca. Po naszych zwycięstwach z Danią w Warszawie, Czarnogórą i dwóch wygranych z Rumunią, można było powiedzieć, że w zasadzie nie ma w niej żadnego supergroźnego rywala. No, może poza Danią, która w pierwszym meczu pod względem piłkarskim wyglądała całkiem nieźle. Ale chyba największym zaskoczeniem jest dla mnie Rumunia. To niesamowite co się stało z tym zespołem. Zawsze miała przecież dobrych zawodników i solidną kadrę, a teraz? 

Awansujemy na mundial? 

- Nawet przez myśl mi nie przechodzi, żebyśmy mogli mieć jakiekolwiek problemy z wywalczeniem kwalifikacji. Zostały trzy mecze, w których zdobędziemy komplet punktów. 

W porządku. To przenosimy się w czasie i trwa mundial. Walczymy o medal? 

- Wszystko jest możliwe. Z tym składem na mistrzostwach świata możemy odegrać czołową rolę. I to obojętnie do jakiej grupy trafimy. Jesteśmy w stanie poradzić sobie z każdym przeciwnikiem. Pod względem taktycznym, fizycznym i piłkarskim, nie odstajemy wyraźnie od żadnej drużyny na świecie.  

Żałuje pan, że teraz nie prowadzi teraz reprezentacji? 

- Na pewno czasy trochę się zmieniły. Teraz trener Nawałka ma znacznie większe pole manewru niż ja. Szczególnie  przy wyborze młodych zawodników, którzy już dołączyli lub pukają do tej reprezentacji. Urósł Milik, Zieliński, inni też świetnie się rozwijają. To jest bardzo dużo komfort dla selekcjonera. Nie jest tak, jak za moich czasów przez te dwa i pół roku, jak ze świecą wszędzie musieliśmy zmienników. 

Mecz Widzew Łódź-Świt Nowy Dwór Mazowiecki
Mecz Widzew Łódź-Świt Nowy Dwór Mazowiecki MARCIN STĘPIEŃ

Teraz pracuje pan w trzecioligowym Widzewie Łódź. Sześć meczów i komplet zwycięstw. Szybko pan się odnalazł na tak niskim szczeblu rozgrywek. 

- Trzeba umieć się przyzwyczaić do wszystkiego. Ta praca sprawia mi wielką przyjemność. W drużynie mam samych młodych zawodników, którzy są bardzo chętni do pracy. Szybko "łykają" czego od nich oczekuję. W ciągu miesiąca niektórzy zrobili bardzo duży postęp. Gdyby to był inny trzecioligowy klub, to pewnie bym odmówił. Ale zgłosił się Widzew, w którym przeżyłem wiele pięknych chwil. Nie zastanawiałem się długo. Poza tym żadna praca nie hańbi. To dla mnie zaszczyt, że mogę pomóc w powrocie do elity. 

Rozmawiał Damian Bąbol

Zobacz wideo