Jeden z tutejszych komentatorów nazwał go jednoosobową armią. Jedna z gazet pytała w tytule: jak złamać kod Roberta Lewandowskiego? Jeden z duńskich dziennikarzy na konferencji przed meczem pytał: A może my źle stawiamy sprawę, mówimy o Lewandowskim, a zapominamy o takich jak Piotr Zieliński, który strzelił w ostatniej kolejce dla Napoli? – Oglądałem wszystkie mecze Polski, oglądałem Zielińskiego w Napoli. Zupełnie mnie nie zaskoczy ani dobra gra Zielińskiego, ani innych piłkarzy którzy mają odciągać uwagę od Lewandowskiego – odpowiadał trener Duńczyków Age Hareide. Czyli koniec końców, wszystko się i tak skończyło na Lewandowskim.
- W Warszawie nas zaskoczył, nastrzelał nam szybko goli, załamał się nasz plan – mówił Hareide o meczu sprzed roku, w którym Polska wygrała 3:2, a Robert Lewandowski strzelił wszystkie gole. Hareide zaskoczony był wówczas nie tyle samą skutecznością Lewandowskiego, ile nastawieniem Polaków na kontrataki. Oddali inicjatywę, zastawili na Duńczyków pułapki i wymierzali ciosy z zaskoczenia. Duńczycy przyznają, że zagrali wtedy naiwnie, ustawienie z trzema środkowymi obrońcami nie działało. To był jeden z niewielu ich meczów w ostatnim czasie, gdy to błędy obrony były głównym tematem dyskusji, a nie fatalna skuteczność.
- My się czasami podczas meczów zastanawiamy: co się musi stać, żeby Dania w końcu strzeliła tego gola? Z Czarnogórą powinna wygrać u siebie 5:1, a przegrała 0:1 - mówi Tommy Poulsen, dziennikarz „Horsens Folkeblad”. Najskuteczniejszym piłkarzem u Hareide jest Christian Eriksen, a nie któryś z napastników (to też piłkarz, który za czasów Norwega najbardziej w reprezentacji rozwinął skrzydła) i nawet w meczu w Warszawie sygnałem dla Duńczyków, że nie wszystko stracone, była nie bramka strzelona przez któregoś z nich, ale gol samobójczy Kamila Glika. Zmarnowane szanse sprawiły, że Duńczycy stracili wspomniane trzy punkty z Czarnogórą, i dwa w Rumunii, gdzie też mieli dość okazji by wygrać, a nie tylko zremisować. Polska ma nad nimi sześć punktów przewagi.
- Wy macie Lewandowskiego i kilku skutecznych piłkarzy, a u nas nie ma dziś żadnego napastnika gwarantującego gole. Kontuzjowany jest Youssuf Poulsen z RB Lipsk i wcale niewykluczone, że zagra wracający do kadry Niclas Bendtner, bo się ładnie odbudował w Rosenborgu Trondheim. Jest Nicolai Jorgensen z Feyenoordu, jest Andreas Cornelius z Atalanty. Ale to ciągle nie jest to – mówi Tommy Poulsen.
Poulsen pamięta jeszcze jak w 1977 zagrał na stadionie w Kopenhadze Lewandowski tamtych czasów, Włodzimierz Lubański, i strzelił Danii dwa gole, a pilnujący go kapitan Henning Munk Jensen został przez duńską publiczność wybuczany, mimo że rozgrywał jubileuszowy 50. mecz w kadrze (prezes Zbigniew Boniek wszedł w tym meczu jako rezerwowy, a potem jako selekcjoner przegrał tutaj w Kopenhadze ostatni mecz za swojej kadencji). – W 1977 roku grali mecz Dania – Polska 1 maja. Całe miasto było zablokowane pochodami, okolice stadionu też. I przygotujcie się, że w piątek będzie tak samo, tylko nie będzie blokował ruch robotniczy, a biegacze, bo będzie tu największa w kraju impreza biegowa, na 30 tysięcy uczestników – mówi Poulsen. Polska kadra już w czwartek utknęła w korku i spóźniła się na trening.
Wojciech Szczęsny był na treningu i ćwiczył razem z drużyną, przynajmniej podczas otwartej części zajęć. Nic nie wskazywało na to, że to uraz kostki miałby być przyczyną zmiany w bramce, o której napisał „Przegląd Sportowy”: z Danią ma bronić Łukasz Fabiański, a tym razem to Szczęsny, który wywalczył miejsce w składzie przed poprzednim meczem, z Rumunią, będzie na ławce rezerwowych. Albo inaczej: ten uraz nie byłby bezpośrednią przyczyną. Kostka dokucza Szczęsnemu od dłuższego czasu, to przez nią zagrał po przejściu do Juventusu tylko 45 minut w sparingach i Adam Nawałka może uznać, że w tej sytuacji lepiej wystawić bramkarza który gra regularnie, jak Fabiański.