MME. Polska - Anglia 0-3. Rzeź niewiniątek

Anglicy byli faworytami naszej grupy, zaś w wymarzonym scenariuszu mieliśmy z nimi walczyć w ostatnim meczu o awans. W tym napisanym przez życie, graliśmy o honor. Bez większego powodzenia.

Na odwrót

Co do tego, że Anglicy posiadają zawodników indywidualnie wyraźnie lepszych nie było żadnej wątpliwości. Jedyną naszą szansą było ostre podwajanie zawodnika z piłką, by nie dopuszczać do sytuacji 1 na 1, oraz szybkie przenoszenie akcji w wolne strefy, by wykorzystywać otwartą przestrzeń. Niestety, nie udawały nam się oba te elementy. Anglicy dość szybko operowali piłką, często rozrzucając akcję na boki, gdzie powstawały bardzo dobre warunki do pojedynków. Nasi reprezentanci poczynali sobie w nich przyzwoicie, choć logicznym było, że przy tej przewadze rywali w umiejętnościach, kilka tych kluczowych zostanie przegranych. Te najbardziej brzemienne w skutkach miały miejsce przy pierwszej i trzeciej bramce, kiedy zawodnikowi próbującemu odebrać piłkę nikt nie zszedł z pomocą. Działo się to mimo tego, że Polacy bronili się generalnie dość głęboko, będąc w stanie zapewnić sobie przewagę w okolicy akcji. Rzadko jednak było to połączone z agresywnym i zorganizowanym atakiem na przeciwnika.

Momenty

Z przodu sytuacja wyglądała jeszcze gorzej. Zamiast tworzyć miejsce na przeciwległej flance i uruchamiać ją szybkimi przerzutami, nasi reprezentanci blokowali się na małej przestrzeni. Częste były sytuacje, kiedy kilku Polaków znajdowało się bardzo blisko siebie, pozbawiając się nawzajem szans rozegrania, podczas gdy w strefie zagrożenia tworzyła się sytuacja 1 na 4, a mimo to w jej kierunku szło dośrodkowanie. Kończyło się to murowanymi stratami. Jedynym momentem, kiedy biało-czerwoni zagrali według oczekiwanego schematu była szansa Frankowskiego, który bez spowalniania akcji poszukał strzału. W innych jednak okolicznościach on i jego koledzy zawodzili. Anglicy bardzo umiejętnie opóźniali akcje Polaków, którzy nie mając odpowiedniego tempa prowadzenia piłki rzadko byli w stanie przeprowadzić udany drybling.

Efekt zaangażowania

O ile w pierwszych dwóch meczach Polakom udawało się ugrać nieco więcej żywiołowym podejściem i ostrym, choć chaotycznym pressingiem, tak tutaj różnica w umiejętnościach i organizacji była zbyt duża. Dodatkowo nasi reprezentanci tylko w kilku momentach byli w stanie wykrzesać z siebie bardziej aktywną grę. Ze Słowakami i Szwedami oglądaliśmy Polaków w natarciu przez kilkadziesiąt minut, z Anglikami zabrakło tego niemal zupełnie. O ile jednak w tamtych starciach samym zaangażowaniem można było postarać się o zdobycie punktów, tak tutaj różnica w umiejętnościach była zbyt duża na myślenie o zdobyciu punktów.

Według planu

Ciężko mieć pretensje do podopiecznych trenera Dorny o ten mecz. Rywal był bezdyskusyjnie lepszy, co nawet przy lepszej organizacji naszych i większym ich zaangażowaniu w pressing na własnej połowie, nie musiałoby się skończyć dużo lepiej. Mistrzostwa przegraliśmy we wcześniejszych pojedynkach, z zespołami, które były w naszym zasięgu. W tych starciach najbardziej widoczny był brak pomysłu i organizacji, a najlepsze akcje tworzyliśmy w nieco chaotycznej formie, dzięki agresywnej i entuzjastycznej grze. W sumie przypomniało to nam grę polskich reprezentacji z ostatnich trzech dekad. Z chlubnym wyjątkiem kadry Adama Nawałki.

Łukasz Piszczek w "Wilkowicz Sam na Sam": "Pomyśleliśmy: ktoś rzucił kamieniem w szybę. Ale autobus aż się uniósł i już wiedzieliśmy, że to był wybuch"

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.