Polska - Rumunia. Napastników trzech - przywilej czy grzech? Zaskakująca decyzja Adama Nawałki

W meczowej euforii, przysłoniętej trzema bramkami Roberta Lewandowskiego, można było przegapić fakt, że w 81 min. wbiegający na murawę Łukasz Teodorczyk stał się trzecim napastnikiem na którego w meczu z Rumunią postawił Adam Nawałka. Czym spowodowany był ten zaskakujący wybór selekcjonera reprezentacji Polski?

Gdy w 81 min. francuski arbiter Ruddy Buquet pozwolił wbiec na murawę Łukaszowi Teodorczykowi, który zmienił zmęczonego już Piotra Zielińskiego, rzeczywistością stał się scenariusz, który za kadencji Adama Nawałki jeszcze nie miał miejsca. Reprezentacja Polski w meczu eliminacji mistrzostw świata atakowała trzema napastnikami!

Pewność dla Milika

Do soboty w kwalifikacyjnych spotkaniach na boisku albo pojawiał się Teodorczyk, albo Kamil Wilczek, który w meczu z Armenią zmienił właśnie snajpera Anderlechtu Bruksela. Pewniakiem od lat jest Robert Lewandowski, który wszystkie mecze zaczynał w podstawowym składzie. Podobnie było z Arkadiuszem Milikiem, ale on w pojedynku z Danią zerwał więzadła krzyżowe i na długie miesiące wypadł z kręgu piłkarzy, których powoływać mógł nasz selekcjoner. Jednocześnie lukę po 23-latku z Tychów wypełnili będący w świetnej dyspozycji Teodorczyk, jak dziś wiemy król strzelców belgijskiej Jupiler Pro League i Wilczek, który w Danii bramkarzy pokonał trzynastokrotnie (na liście strzelców był piąty). Teraz do walki o skład ponownie wrócił Milik.

„Potrzebuje pewności siebie, którą zdobywa się w walce o stawkę. Tego mu brakuje” – powiedział w rozmowie ze Sport.pl reprezentant Rumunii Vlad Chiriches. Stoper Napoli, klubowy kolega Milika, zauważył to, o czym wie Nawałka. I jako budowanie pewności siebie Arka należy rozumieć wpuszczenie go na plac gry w 72 min. za Karola Linettego. Bo przecież jeśli trener chciał wzmocnić ofensywę, mógł postawić na ogranego „Teo”. Ale to właśnie świątynia polskiego futbolu, wypełniony po brzegi dom reprezentacji, miał dać Milikowi, ulubieńcowi Nawałki od czasów Górnika Zabrze, dodatkową moc i siłę. Decyzja wydawała się zresztą bardzo rozsądna szczególnie w kontekście prowadzenia trzema bramkami.

70 bramek

Znacznie większe zdziwienie wywołała zmiana Łukasza Teodorczyka. A może nawet nie sama zmiana, ale fakt, kogo napastnik Anderlechtu zastąpił. A zastąpił Zielińskiego, czyli kolejnego pomocnika. Temat nie zaistniałby pewnie, gdyby Łukasz wszedł na boisko za Lewandowskiego. Ale selekcjoner zagrał tak, jakby w tym meczu to Polska goniła wynik i postawił na trzeciego snajpera. Efekty zmiany były widoczne szczególnie pod koniec, gdy w środku pola teoretycznie został tylko będący całkowicie bez formy Grzegorz Krychowiak. Dość mocno rzucał się w oczy także kontrast pracy w defensywie Lewandowskiego ze snajperskim zachowaniem Milika i „Teo”, którzy oczekiwali na podania od kolegów. O ile postawienie na Milika można tłumaczyć próbą dodania piłkarzowi pewności siebie, o tyle wystawienie Teodorczyka było ewidentnie uhonorowaniem jego sezonu życia – zdobył przecież nie tylko koronę króla strzelców ligi belgijskiej, ale także mistrzostwo kraju.

I na koniec statystyka mówiąca chyba najwięcej. W zakończonych sezonach Bundesligi, Serie A, Jupiler Pro League i Superligi kwartet Lewandowski-Milik-Teodorczyk-Wilczek zdobył łącznie 70 bramek. W analogicznym okresie reprezentacja Jerzego Engela, która finalnie jako pierwsza spośród europejskich zespołów awansowała na mistrzostwa świata w Korei i Japonii, miała w swoim składzie Emmanuela Olisadebe, Pawła Kryszałowicza, Marcina Żewłakowa i Macieja Żurawskiego. Wszyscy czterej w lidze polskiej, greckiej, belgijskiej i niemieckiej trafili do siatki 44 razy. Czyli ponad 30 proc. mniej! Trudno więc dziwić się Nawałce, że po tak udanym sezonie chciał na swoich snajperów po prostu postawić. A dodatkowo przed Mundialem w Rosji wysłał w świat sygnał, że polska ma nie tylko jedną armatę, ale całą baterię. I każda z nich, nabita, jest gotowa do boju.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.