Sebastian Staszewski: Jak dużą presję odczuwacie przed meczem z Polską? Za sobą macie domową porażkę 0:3, a na dodatek, jeśli ponownie przegracie, wasze szanse na awans do mistrzostw świata w Rosji znaczenie zmaleją.
Vlad Chiriches: Presja jest bardzo duża, nie ma co kryć. Wpływa na nią szczególnie wynik z pierwszego meczu. Wiemy też, że jeśli przegramy w Warszawie, to nasze szanse na awans będą bliskie zeru. Wierzę jednak, że wszyscy koledzy są bardzo skupieni na sobocie i że uda nam się stworzyć więcej sytuacji bramkowych, niż w Bukareszcie.
Nadzieje są wielkie. Wszyscy wiedzą przecież, że porażka skomplikuje naszą sytuację, ale optymizmu nie brakuje. Aby wygrać, musimy zagrać świetny mecz. Przylecimy więc do Polski z wiarą w siebie i sprawdzimy, czym na boisku zaskoczą nas Polacy.
Nie tylko mnie, ale chyba wszystkich – grą z kontrataku. Trzy bramki zdobyli w ten sam sposób. Wiedzieliśmy, że to silny zespół i że tak będzie grać, a mimo to potrafili nas zadziwić. Przed rewanżem również nastawiamy się na to, że Polska będzie chciała dominować, że będzie utrzymywać się przy piłce i spróbuje wykorzystywać siłę w ataku. Grają tak przecież przez całe eliminacje. Obyśmy tym razem znaleźli na nich sposób.
Na pewno jesteście już o krok od awansu. Mam nadzieję, że w tym nie pomożemy.
Zdecydowanie trudniej, ponieważ znamy siebie, znamy swoje największe słabości. Ja mam trochę gorzej, bo jestem sam na nich dwóch!
Na treningach ćwiczy bardzo ciężko, prezentuje się z dobrej strony, rozegrał też kilka meczów w Serie A. Widać było, że każdego dnia stawał się coraz lepszy. Teraz potrzebuje pewności siebie, którą zdobywa się w walce o stawkę. Tego mu brakuje. Ale myślę, że fizycznie da radę.
Na treningu potrafi wyczyniać cuda. Jak magik! Często gramy przeciwko sobie i za każdym razem potrafi mnie czymś zaskoczyć. Jest nieprzewidywalny. Technicznie – znakomity. Uwielbiam patrzeć na jego grę. Natomiast szczerze mówiąc, kiedy ze sobą rywalizowaliśmy w ostatnich miesiącach, znacznie częściej górą byłem ja.
Szczęsny jest świetny. Słyszałem pogłoski, że może zagrać w Napoli, ale to chyba tylko plotki, mamy przecież świetnego Pepe Reinę. Szczęsnego pamiętam już z Anglii, grałem przeciwko niemu jako piłkarz Tottenhamu. Polska może pochwalić się świetnymi piłkarzami. Najlepszy w tej chwili jest oczywiście Robert Lewandowski.
Nie ma na to szans, nic mi nie powie. To wielki kibic reprezentacji Polski. Już prędzej opowie mi jakąś nieprawdę, żeby wam pomóc. Łukasz to mój świetny kolega, wciąż mamy kontakt. Szkoda, że nie dostaje już powołań.
Mogę powiedzieć, że to mój przyjaciel. Jako nastolatkowie występowaliśmy razem w Ardealulu Cluj. Później spotkaliśmy się znów w Steaule. Rozmawiamy co kilka dni.
Jasne, że tak. Mihai mówił mi o szalonym finiszu Ekstraklasy. Śledziłem więc ostatnią kolejkę waszej ligi, kibicowałem oczywiście Lechowi. Niestety, mistrzem została Legia Warszawa. Zdzwoniliśmy się po ostatnim meczu. Radut był bardzo smutny. Szczególnie, że jest przed chrztem syna, chciał mu zrobić prezent. Zaprosił mnie nawet na imprezę. A tak w ogóle to znam jeszcze Piotra Celebana, grającego w obronie napastnika Vaslui, Pawła Golańskiego, który był kiedyś w Steaule Bukareszt i Cornela Râpę z Pogoni Szczecin.
Tak było! Właściwie do szesnastego roku życia grałem jako snajper. Później wystrzeliłem w górę, stałem się bardzo wysoki. Mogłem co prawda zostać drugim Janem Kollerem, ale nic z tego nie wyszło. Trenerzy ustawili mnie na środku obrony i od razu zaskoczyło. Spodobała mi ta pozycja.
To teraz rozumiem skąd biorą się te jego niesamowite rajdy prawą stroną boiska. Może w końcówce meczu, jeśli Polska i Rumunia będą musiały zaatakować, to razem ruszymy do napadu? Chociaż może lepiej, żebym nie było takiej potrzeby.