KAMIL GROSICKI: Trochę tak. To bardzo wymagająca grupa. I myślę także o Kazachstanie i Armenii - to nie są drużyny na poziomie Gibraltaru czy San Marino. My przyzwyczailiśmy kibiców do pewnego poziomu. Wiadomo, że uchodzimy za faworyta grupy, ale staramy się o tym nie mówić, tylko pokazywać to na boisku.
- Jeśli ktoś cię bez przerwy kopie i szczypie, nerwy puszczają. Człowiek nie wyhamuje, coś krzyknie, potem żałuje. Wcześniej zawsze się kontrolowaliśmy, ale takich meczów będzie więcej - z Armenią i Czarnogórą, którą pamiętam z eliminacji MŚ 2014. W każdym meczu będziemy musieli wytrzymywać ciśnienie, trudnych momentów będzie dużo.
- Gdyby w pierwszej akcji dał Kazachowi czerwoną kartkę - a była okazja - wiedzielibyśmy, że nas chroni, nie musimy walczyć o swoje. Nie chodzi o to, by gwizdał tylko w jedną stronę, ale o to, by każdy faul zasługujący na kartkę był tak karany.
- Staram się trzymać język za zębami, nie wariuję na boisku. Reaguję, jeśli koledze dzieje się krzywda. W Kazachstanie koledzy musieli mocno odczuć zachowanie gospodarzy, reagowali jak nie oni. Ten mecz był dobrą nauczką, spadł na nas bardzo zimny prysznic. Zdaliśmy sobie sprawę, że po słabszej grze zostaniemy skrytykowani - wcześniej dwa lata byliśmy głaskani. Uważam, że krytyka przyszła w odpowiednim momencie. W październikowych meczach chcemy pokazać, że remis w Kazachstanie był tylko wypadkiem przy pracy.
- Przyjechałem na zgrupowanie z kontuzją, we wtorek mieliśmy trening na sztucznej murawie w Karczewie, który skończyłem z bólem. I na piątkowych zajęciach nie czułem się swobodnie, a ponieważ wiedziałem, jaka walka czeka nas w Kazachstanie, powiedziałem selekcjonerowi, że nie jestem gotowy. On lubi zabierać na mecz piłkarzy stuprocentowych. Miałem wtedy pisemną prośbę klubu, żebym w ogóle nie brał udziału w zgrupowaniu. Nie przekazałem jej trenerowi, ale na USG okazało się, że faktycznie coś jest nie tak. Nie warto było ryzykować. Kiedy boli cię noga, boli cię całe ciało. Ale oczywiście przebieg negocjacji Rennes z Burnley też nie pomógł.
- Nie chcę do tego za bardzo wracać. Stało się, co się stało. Powiem tyle, że wszystko zostało źle rozegrane.
- Ja nic złego nie zrobiłem. Wsiadłem w samolot, poleciałem, straciłem sześć godzin. Zamiast zajmować się urazem, zmęczyłem się, zestresowałem. Przekonałem się, że czasami nie wolno wierzyć na słowo. W Rennes sądzili, że jeśli wsiadłem w samolot, to podpiszę w Anglii wszystko, co mi podsuną. Już na Okęciu dowiedziałem się, że może być problem z pieniędzmi. Wylądowałem i od razu zapowiedziałem, że nie ustąpię. Nie było więc nawet możliwości, by Anglicy mnie oprowadzili po klubie. Wisiałem na telefonie z Francją. Liga angielska była moją wymarzoną, ale gdybym podpisał tę umowę, nie byłbym sobą, nie byłbym szczęśliwy. A w moim wieku trzeba ułożyć sobie życie i być zadowolonym.
- Zawsze o nie chodzi. W marcu przedłużyłem umowę z Rennes, umówiliśmy się na kilka rzeczy. Niektóre zapisy nie zostały zrealizowane. Dostałem coś, a klub chciał, bym później to zwrócił. A przecież zasłużyłem na to swoją grą. No i Rennes mogło na mnie zarobić olbrzymie pieniądze.
- Po wyjeździe ze zgrupowania pojechałem na tydzień do Szczecina. Miałem tam świetnego fizjoterapeutę, układałem wszystko w głowie. Gdybym natychmiast poleciał do Francji, mogłoby się to różnie skończyć - byłem zły. Ochłonąłem, przez telefon powiedziałem trenerowi Gourcuffowi, że potrzebuję kilku dni. Odparł, że mnie rozumie, mam się wyleczyć i wrócić do gry. Nie wiedział nawet, o co poszło w Burnley. Deklarował, że dla niego liczy się tylko to, co dotyczy boiska.
A po powrocie szybko zobaczył, jak mi zależy. Gdy zadecydował, że nie zagram z Monaco, poprosiłem o zgodę na występ w rezerwach. Dawno nie grałem, brakowało mi rytmu. Gourcuff był w szoku, nie spodziewał się, że reprezentant Polski, który latem grał o półfinał Euro, będzie chciał biegać w drugiej drużynie. Zagrałem tam 70 minut, potem byłem rezerwowym z Marsylią, aż wreszcie wróciłem do jedenastki.
- Władze klubu chciały tak zrobić. Padło tyle słów... Jednego dnia słyszałem przez telefon jedno, a następnego - coś innego. Pierwszy przekaz był taki, że jestem w Rennes skończony. Było jak w kartach, klub poszedł all-in. Ale Grosik się nie boi, Grosik sprawdza. Przecież nie podpisałbym trzy miesiące przed mistrzostwami nowego kontraktu, gdybym czegoś za to nie dostał. Dostałem tyle, że się zgodziłem. Proste. A potem klub chciał, bym mu to zwrócił. No ludzie... Jak czytam, że chodziło o to, że Rennes spłaciło moje długi hazardowe, niedobrze mi się robi.
- Dostałem od nich pieniądze za podpisanie umowy! Dlaczego miałbym je zwracać? Niezależnie od tego, na co bym je wydał, to moje pieniądze, zarobione na boisku. Koniec tematu. Mam zwracać za to, że strzeliłem dziesięć goli w sezonie, a większość decydowała o zwycięstwach?
- Władze się uśmiechały, próbowały załagodzić sytuację. Wiedziały, że nic nie wskórają. Szkoda tego wszystkiego, bo miałem dobry kontakt z tymi ludźmi.
- Gram dla kibiców i klubu. Ludzie, którzy nim rządzą, niech rządzą, ja będę robił swoje. Rozmawiam z nimi przez prawnika i agenta.
- A za co mieliby mnie odsunąć?
- W takiej sytuacji traci i klub, i zawodnik. Panowie, ja za chwilę będę miał 29 lat. Na stole szefowie Rennes mieli ofertę za grube miliony. Ofertę, na którą ja zapracowałem grą. Dziś w futbolu pojawiają się coraz większe pieniądze. Nawet jeśli zawodnik nie jest tyle wart, to szczególnie Anglicy wykładają dużą kasę na stół.
- Nie nastawiam się na to. Byłem tak skupiony na transferze, że miałem trzy miesiące wycięte z życia. Pojawiało się tyle ofert, tyle klubów się przewijało, że kręciło się w głowie. Zaczęło się jeszcze nawet przed Euro, to nie pozostało bez śladu. Takie rzeczy wpływają na psychikę piłkarza. W życiu bym się nie spodziewał, że transfer do Burnley wywróci się na ostatniej prostej. Nie żałuję już nawet, że nie trafiłem do mojej wymarzonej Premier League, ale że tak to się wszystko odbyło.
- Największa bzdura, jaką przeczytałem. Fatalnie, że coś takiego się ukazało, bo ludzie we Francji mogli się poczuć rozczarowani. A ja jestem bardzo z nimi zżyty, starałem się ich wspierać, na ile mogłem. Po paryskich zamachach zrobiłem specjalną koszulkę, którą pokazałem po strzeleniu gola.
- Bez przesady, sam fakt, że interesowało się mną tyle klubów, jest budujący. Czułem się doceniony, że coś dobrego zrobiłem. Bardzo dużo mi dał tamten tydzień, który spędziłem w Szczecinie z bliskimi. Wyciszyłem się. Z Francji dzwonili do mnie, że mam wracać, ale powiedziałem im, że wrócę, gdy dojdę do siebie, a moje sprawy będą wyjaśnione.
- Menedżerowie pracują. Ja już o tym nie myślę. Wiem, że jeśli dobrze będę grał, to zimą ktoś się zgłosi i mnie kupi.
- To marzenie, zresztą teraz zgłaszały się kluby, które grają w pucharach. Np. Schalke w ostatni dzień transferowy, ale to była zbyt słaba oferta dla Rennes. Gdyby było dwa-trzy dni wcześniej, to jestem pewien, że byśmy się wszyscy dogadali. Ale było za mało czasu i za dużo nerwów, za dużo słów. Niemcy kupują młodych, chcą ich wypromować i sprzedać. A ja mam 29 lat, pieniądze, których żąda za mnie Rennes, mogą dać tylko Anglicy. W moim przypadku trudno będzie o kolejny duży transfer.
- Na pewno trochę mi uciekło... Ale od trzech lat jestem z siebie zadowolony. Od kiedy przeszedłem do Rennes, ustabilizowałem swoje życie i formę. Bardzo dużo zawdzięczam temu klubowi, tam zaczęło się wszystko układać.
- Wtedy poproszę trenera, żeby wystawiał mnie w ataku. Będę miał mniej zadań defensywnych, mniej biegania. Zresztą całe juniorskie życie byłem napastnikiem. Na boku ustawił mnie dopiero Jan Urban w Legii. Później w Europie najpopularniejszy zrobił się system z jednym napastnikiem i musiał to być silny chłop, typowa dziewiątka. Ale w systemie 4-4-2 mógłbym spokojnie być tym drugim napastnikiem. Tak jak grałem z Tomkiem Frankowskim w Jagiellonii. Wtedy młodzi będą na mnie zasuwać.
Mam bardzo dobre wyniki badań. Nawet trener Nawałka jest w szoku. Normalnie po kontuzji, jaką miałem przed Euro, człowiek dochodzi do siebie miesiąc. Tymczasem byłem gotowy już po pięciu dniach, tydzień później grałem 90 minut z Niemcami. Szybko się regeneruję, dwa dni po meczu mogę grać kolejny. Jeśli będę się dobrze prowadził, rozciągał, wypoczywał, spał, miał dobrze dobraną dietę, to będę grał długo.