El. MŚ 2018. Kazachstan - Polska 2:2. Czas odbudować

Za dużo było tego, co w futbolu najbrzydsze i to właśnie przepychanki przykryły dobre akcje Polaków. Drużyna Adama Nawałki najpierw stawkę spotkania w Astanie schłodziła, a potem sama się zagotowała. Jest nauczka na przyszłość, ale też sygnał ostrzegawczy. Te eliminacje kolejnych takich błędów biało-czerwonym nie wybaczą.

Zastanawialiśmy się, co zobaczymy po tej reprezentacji w eliminacjach do mistrzostw świata. Bo piłkarze pozmieniali kluby na lepsze, dostali podwyżkę i stali się narodowymi ulubieńcami. I przez czterdzieści pięć minut meczu w Astanie wszystko układało się niemal idealnie. Pełnej dominacji Polaków nie były w stanie przykryć nawet dwie sytuacje Kazachów, bo przecież znacznie bliżej było kolejnych goli Polaków.

I naprawdę wszystko, co polskiemu kibicowi powinno zostać w głowie po tym spotkaniu, to dobra akcja Łukasza Piszczka, Roberta Lewandowskiego i Jakuba Błaszczykowskiego, którą golem zakończył Bartosz Kapustka. Albo to, jak na luzie i na najwyższej skali trudności biało-czerwoni rozgrywali nad głowami rywali, choć dwukrotnie tych koronkowych akcji nie potrafił skończyć Arkadiusz Milik.

A zostaną zbędne przepychanki z Kazachami, którzy nawet przegrywając dwoma bramkami starali się sprowokować Polaków. Udało im się, gdy zareagował Lewandowski i łokciem zaatakował twarz agresywnie pilnującego go rywala, a później mocniej niż powinien przytrzymywał w chwycie kolejnego. Kamil Glik, który nogą odepchnął przeciwnika, gdy ten zdaniem obrońcy zbyt długo leżał na murawie.

Nerwowość liderów udzieliła się innym - Maciej Rybus i Bartosz Salamon zamiast na interwencjach skupili się na apelowaniu do sędziego o faule i spalone. Pokazał to pierwszy kwadrans drugiej połowy - ciosy przeciwnika spadły na twarz boksera, bo ten opuścił gardę. Poczuł się tak pewnie, zaczął się może popisywać i ambitny rywal odpowiedział. A przecież miał już leżeć na deskach.

"Wyjechać, wygrać, wrócić" - taki w skrócie był plan na Kazachstan. Nawet reprezentanci cieszyli się, że na początku eliminacji będą mogli odbębnić podróż do Astany, do której tydzień przygotowywali się w spokoju. padło słów o ambicjach, celach i odnajdywaniu się w roli faworytów. To już wiemy, że faworyci od tej łatki się odbili, że trzeba więcej. Do sprowadzenia na ziemię wystarczył kwadrans dobrej gry bardzo przeciętnej reprezentacji i 27 fauli. Ale nie oczekujmy, że teraz rywale będą inaczej postępować z gwiazdami Bayernu, Napoli, PSG i Leicester City.

Prztyczek na początku przyda się, ale w tej wyrównanej grupie eliminacyjnej awans rozstrzygnąć się może głównie pewnością w wygrywaniu u siebie, a pierwsze miejsce już na pewno punktami zdobytymi na trudnych wyjazdach. Tym bardziej pozostaje żal, że trzy "oczka" z Astany były już pakowane do walizki ze sprzętem, jednym okiem patrzyliśmy na inne wyniki. Tak zamiast odlotu jest myśl, że trzeba będzie zrealizować trudniejszą misję wygrania w Bukareszcie lub Kopenhadze.

Uczucie jest dziwne, bo wcześniej taka zapaść była mało charakterystyczna dla drużyny Adama Nawałki. Może jedynie w meczu ze Szkocją w Glasgow (2:2), gdy długi fragment dobrej gry przesłoniły dwa gole rywali i pozycję w grupie trzeba było ratować w ostatnich sekundach meczu. Ale wtedy nie było tak wielu momentów w których Polacy wydawali się po prostu wytrąceni z równowagi. Rozkojarzeni, szukający rewanżu we wślizgu lub szarpnięciu, a nie zagraniu. Kiedy już zdali sobie sprawę, że trzeba w piłkę po prostu grać, to było już za późno. A wtedy i tak wkurzony Glik uderzył z czterdziestu metrów na wiwat. Po co?

To pytanie zdominuje dyskusję po tym spotkaniu. I tak samo w kwestiach o indywidualnych błędach obrońców, i zachowaniu polskich piłkarzy. Rosnące ciśnienie stonuje Adam Nawałka, bo kto obserwuje działania selekcjonera ten wie, że nie ma selekcjonera, który częściej mówiłby o aspekcie mentalnym. On nie będzie rozliczał, ale podniesie w tej kwestii wymagania na kolejnych zgrupowaniach. Może będzie mniej śmiechu, mniej luzu - on wie, jak przykręcić śrubę. Może nie będzie nawet potrzebował tego zrobić, bo piłkarze także mają swoją świadomość i to na światowym poziomie.

Może najważniejsze na koniec - ta drużyna już zasłużyła sobie na zaufanie i jeden remis tego nie powinien zmienić. Oni sami będą wiedzieli, że coś nie zadziałało, coś zawiodło, ale po ostatnich dwóch latach wypada wierzyć, że - tak jak to zwykle jest u Nawałki - piłkarze odbudują.

Milik utrzymał formę z Euro! Pazdan zablokował sam siebie [MEMY]

Czy Polacy wygrają grupę E w eliminacjach do MŚ 2018?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.