ZBIGNIEW BONIEK: Czasem rzeczywiście tak wygląda (śmiech). Ale tym niech się martwią rywale. Nawałka ma w ataku Lewandowskiego i Milika. Też nieźle. Nam wystarcza.
- ...wygrać pierwszy mecz. Jeśli chciałby pan usłyszeć, że popełnię harakiri, gdy Nawałka nie przywiezie złota, to tego nie zrobię. Niech pompowaniem balonów zajmują się media, są w tym dużo lepsze. Chcemy trzymać się ziemi, myśleć o jednym meczu, tym najbliższym. Nie robić dalekosiężnych planów, bo to się w piłce nie sprawdza nigdy. Z tego, że mamy dobrą passę, nie wynika, że wygramy następny mecz. Piłka jest jak pogoda - zawsze jest jakaś. Dziś nad polskim futbolem zaświeciło słońce, ale to nie daje gwarancji na przyszłość. Mnie cieszy jedno: sposób, w jaki drużyna funkcjonuje i pracuje. Widzę, że po wygranym meczu ani Nawałka, ani jego piłkarze nie pędzą do kiosków ani nie pochłaniają internetu, by nasycić się pochwałami. Ale już myślą, jak zrobić, by następny mecz był lepszy.
- To dobrze, że trener jest świadomy ograniczeń drużyny, nawet gdy świeci nad nim słońce zwycięstw. Cieszy mnie to i całkowicie się z Nawałką zgadzam. Atak pozycyjny to nasza pięta achillesowa, nie bardzo umiemy ustawić go na połowie przeciwnika i swobodnie utrzymać piłkę. Bo przecież nie chodzi o to, by nasi obrońcy potrafili wymieniać podania przed własną bramką. To umieją. Ale zamknąć rywala w jego polu karnym, grać kombinacyjnie, szybko, zaskakująco - tego musimy się uczyć. Mamy pewne cechy narodowe, także w futbolu. Naszym żywiołem jest szybki atak. W kontrze jesteśmy najgroźniejsi, strzelamy najwięcej goli, przekonali się o tym rywale w eliminacjach, a także Islandczycy i Czesi. Gdy Milik, Lewandowski czy Grosicki mają miejsce do gry, są trudni do zatrzymania. Ale nie zawsze rywal im to miejsce zostawi. Czasem zdarzy się strata głupiego gola, jak z Islandią. Wtedy trzeba umieć rozgrywać piłkę cierpliwie.
- Najtrudniejszy był rewanż z Irlandią. Wiedziałem, że na awans zasługujemy, że jesteśmy lepsi, ale piłka jest kapryśna i przewrotna, widziałem już w życiu wielu lepszych, którzy przegrywali kluczowe mecze. A poza tym eliminacje były jak zabawa w policjantów i złodziei. My się ustawiliśmy w roli złodziei. Uciekliśmy i skazaliśmy rywali na rolę goniących, kontrolując cały czas dystans między nami a nimi. Zasługiwaliśmy nawet na to, by ten awans wywalczyć wcześniej niż w ostatnim meczu.
- Z pierwszego koszyka - Francuzów, bo to gospodarze. I Belgów. To drużyna młoda, niewygodna, nieobliczalna i głodna sukcesu. Grają szybko, ciekawie. Każdy inny rywal będzie OK. Z wszystkimi możemy się mierzyć. Ostatnie dwa lata sprawiły, że akcje naszej kadry wzrosły, czuję to, gdziekolwiek jadę za granicę, wszyscy nas traktują z szacunkiem. I myślę, że daliśmy do tego podstawy. Dlatego nikt nie chce trafić na Polskę, spośród drużyn z trzeciego koszyka jest najmocniejsza. Kto inny ma Krychowiaka i Lewandowskiego? Grupą śmierci będzie ta, do której trafi drużyna Nawałki.
- Nie wracajmy już do tego, co było. Ja Engela cenię jako trenera, nie chcę się grzebać w przeszłości. O Nawałkę jestem spokojny. I o jego piłkarzy też. Oni uważają, że sukces dopiero przed nimi, na razie wywalczyli zaledwie wstęp na salony, nie ma się czym zachłysnąć. Nawałka nie jest typem skłonnym do upajania się sobą. I to w połowie drogi do celu. To człowiek przytomny, pracowity, stroni od mediów, wywiadów nie udziela, a jego piłkarze zgadzają się na tyle, na ile muszą. Myślę, że sportowy los jest coś Adamowi winien. Był znakomitym piłkarzem, karierę złamały mu kontuzje. Jako trener nie dostał tylu szans, na ile zasługuje. Pracował w Górniku z całym poświęceniem i był tam szczęśliwy. Gdybym go nie zatrudnił w reprezentacji, pewnie do dziś byłby w Zabrzu i nikt nie wiedziałby, jaki to dobry trener. On nie robi dymu wokół siebie, nie lubi tego. Uważa, że za niego ma przemawiać praca. Tacy ludzie są raczej impregnowani na wodę sodową.
- Chęć rewanżu? Rehabilitacji? Nie widzę w tym nic złego. Przeciwnie. To dobrze, że czują się teraz dojrzali, by zrobić to, czego w 2012 r. nie byli w stanie. Ta drużyna gra dla kibiców i dopóki potrafi sprawiać im radość, dopóty to wszystko ma sens. Spełniać własne ambicje, dając frajdę rodakom. Co może być lepszego?
Jak już mówiłem, pojedziemy do Francji zwarci, gotowi, przygotowani, ale bez fanfar. Dziś jest dobrze, ale pół roku w piłce to niemal epoka. Nikt nie ma gwarancji, że będziemy tak samo mocni jak teraz. Trzeba sporo wysiłku i szczęścia, żeby to utrzymać. A przecież chcemy jeszcze się poprawić.