Polska - Irlandia. Czy Irlandczykom zabraknie guinnessa

Nie wiadomo, skąd się tu wzięli. Od miesięcy bezpośrednim awansem się nie zajmowali, władze związku zdawały się już nawet pogodzić z tym, że reprezentacja na Euro 2016 nie pojedzie. Ale do Warszawy Irlandia przyleci w euforii. Mecz w niedzielę, o 20:45. Relacja Z Czuba i na żywo na Sport.pl.

Podobno cuda się zdarzają. Przynajmniej tak twierdzą w Dublinie. Inaczej nie potrafią wyjaśnić, jak Irlandia wygrała w czwartek z Niemcami, mistrzami świata, 1:0. Na pokonanie zespołu wyżej notowanego w rankingu FIFA wyspiarze czekali od 2001 r. (wtedy wygrali z Holandią). Zastanawiali się, czy nie przeżyli najlepszego dnia w historii reprezentacji. Nie jest to wykluczone, polscy piłkarze cieszyli się kiedyś z medali mundialu, a i tak zwycięstwo z Niemcami uznaliśmy za wiekopomne. Sukcesy irlandzkiej kadry na wielkich turniejach ograniczają się natomiast do ćwierćfinału MŚ z 1990 r.

To musiało się tak skończyć. Gdy duet Martin O'Neill, Roy Keane przejmował reprezentację, irlandzcy dziennikarze zapraszali kibiców na rollercoaster. Gwarancji sukcesów nie było, nudno być nie mogło.

O'Neill przypomina raczej nauczyciela geografii niż trenera. A piłkarza to już w ogóle nie przypomina, choć był nieprzeciętnym - z Nottingham Forest dwukrotnie cieszył się z Pucharu Europy. Trener Brian Clough bardzo go lubił, ale nie zawsze umiał się z nim dogadać. Kiedyś w tajemnicy zwierzył się dziennikarzowi, że "Martin używa tak trudnych słów jak tamten irlandzki pisarz, który napisał tę długą książkę, co to jej nikt nie przeczytał". Markę przywódcy charyzmatycznego O'Neill wypracował w Celticu, którego doprowadził do finału Pucharu UEFA.

Keane, też wychowanek Clougha, to z kolei kanister benzyny. Ludzie zasadniczo dzielą się na tych, których obraził, i na tych, z którymi się pokłócił. Piłkarzem był unikalnym, Alex Ferguson odkrył w nim lidera Manchesteru United (dziś ze sobą nie rozmawiają). Trenerem Irlandczyk był jednak przeciętnym, O'Neill wyciągał go z bezrobocia. - Ja będę robił za złego glinę, a Roy za bardzo złego - zapowiadał selekcjoner.

Trochę był to związek z rozsądku, a trochę z potrzeby irlandzkiej federacji. Po przegranych eliminacjach mundialu w Brazylii władze miały dość Giovanniego Trapattoniego. Włoch doprowadził co prawda reprezentację na Euro 2012, ale tam nie zdobył punktu. W dodatku jego drużyna grała futbol, że aż zęby bolały. Prosty, brzydki, nieskuteczny. A szefowie irlandzkiej piłki chcieli wykorzystać to, że w ME we Francji wystąpią aż 24 drużyny. Pieniądze na fachowca z nazwiskiem dostali od Denisa O'Briena, którego majątek "Forbes" szacuje na prawie 7 mld dolarów. Najbogatszy Irlandczyk wypłaca 70 procent wynoszącej 1,2 mln euro pensji O'Neilla. I tyle samo z 800 tys. Keane'a.

Na początku nazywano ich dream teamem, ale szybko się okazało, że daleko im do cudotwórców. Eliminacje przebiegały jak zwykle, no, może prawie jak zwykle, bo Irlandczycy niespodziewanie wywieźli remis z Gelsenkirchen. Poza tym były jednak męki w Gruzji (zwycięski gol w ostatniej minucie), ledwie punkt zdobyty w meczach ze Szkocją i bardzo szczęśliwy remis z Polską (po kolejnym golu w ostatniej minucie). Trenerski duet słyszał, że niczego w drużynie nie zmienił, że stoi w miejscu. W czerwcu, tuż po półmetku eliminacji, Irlandczycy tracili do prowadzącej drużyny Adama Nawałki pięć punktów i wydawało się, że pozostanie im walka o baraże.

A irlandzkiemu związkowi nawet się nie wydawało - był tego pewien. Gdy w lipcu Leicester szukało trenera, władze bez chwili wahania pozwoliły selekcjonerowi na rozmowy. Gazety, powołując się na źródła ze związku, tłumaczyły, że skoro eliminacje są właściwie przegrane, to nie ma sensu zatrzymywać go na siłę. Zwłaszcza że związek ma ogromne problemy finansowe i opłacanie nawet 30 proc. pensji O'Neilla jest olbrzymim wysiłkiem. Selekcjoner został, bo - jak tłumaczył - "nie skończył roboty".

Robota polegała głównie na wyciskaniu z przeciętnych piłkarzy tyle, ile się da. O'Neill powołuje co prawda kilku zawodników, którzy mieli markę w Premier League, ale z dużym naciskiem na czas przeszły. 39-letniego Shaya Givena, 35-letniego Robbiego Keane'a i 34-letniego Johna O'Shea kiedyś zatrudniały czołowe kluby ligi angielskiej, dziś wszyscy pracują na prowincji. Jedynym cenionym Irlandczykiem jest prawy obrońca Evertonu Séamus Coleman uważany za wyróżniającego się w Premier League. Selekcjoner nie może jednak zrezygnować z oldbojów, bo młodych albo nie ma, albo grają tylko w drugiej lidze angielskiej (na październikowe mecze O'Neill zaprosił stamtąd aż dziesięciu zawodników). Efekt jest taki, że mecz z Niemcami zaczęła jedenastka o średniej wieku 29,2.

Pewnie także dlatego selekcjoner ostatnio bardziej niż eliminacjami zajmował się namawianiem do gry w kadrze Jacka Grealisha. 20-letni pomocnik Aston Villi uchodzi za zdolnego, długo publicznie rozważał, koszulkę której reprezentacji założyć. Wybrał Anglię.

Teraz to jednak nieistotne, najważniejsze znów stały się eliminacje Euro 2016. Irlandia nagle zbliżyła się od drugiego z rzędu udziału w ME, co nigdy wcześniej jej się nie udało. W Warszawie będzie ją napędzało to sensacyjne zwycięstwo z Dublina.

Gdy w czwartek gospodarze strzelili Niemcom gola, komentator ESPN mówił, że jeśli utrzymają prowadzenie, w Dublinie zabraknie guinnessa. Do niedzieli zapasy zostaną pewnie uzupełnione, od piłkarzy Adama Nawałki zależy, czy Irlandczycy znów będą mieli taki sam problem.

Zobacz wideo

"Lewandowski trafi prosto na szczyt listy oprawców", "Zabił nasze sny", "Szkocki horror [MEDIA]

Więcej o: