Szkocja - Polska. Fantastycznie przez 44 minuty. A potem cios

Jeśli kadra Adama Nawałki gra tak po jej najkrótszym zgrupowaniu za rządów Adama Nawałki, to dajmy selekcjonerowi miesiąc czasu przed Euro 2016 i... Ostrożnie ze słowami. Za reprezentacją najlepsze 44 minuty eliminacji i tylko aż żal, że Mattowi Ritchiemu trafił się strzał jego życia.

Zajmiemy się Robertem Lewandowskim, mówili Szkoci. Odetniemy od niego podania, mówili eksperci. Nie minęło dwieście sekund, a jeden z dwóch sektorów polskich na legendarnym Hampden oszalał - drugi, ułożony naprzeciw, też, ale pod niego nie podbiegło dziesięciu piłkarzy Adama Nawałki ciesząc się z gola - kogoż by innego? - Roberta Lewandowskiego.

Ale to podający zasługuje na wspomnienie. Arkadiusz Milik od pierwszych sekund grał fantastycznie - zarówno w rozegraniu, jak i defensywnie. To jego podanie otworzyło drogę do bramki Robertowi Lewandowskiemu. Później sam zachowywał się jak lider - grę uspokajając, a jednocześnie pokazując wyższość klasy technicznymi zagraniami.

Jednak kto ich na boisku z biało-czerwonych nie miał? Krzysztof Mączyński królował w środku pola, Grzegorz Krychowiak popisywał się wślizgami i diagonalnymi podaniami, Kamil Glik i Michał Pazdan wszystko blokowali. A Błaszczykowski prezentował taki spokój, jakby żadnego wrażenia nie zrobił na nim ten pięknie odśpiewany przez gospodarzy hymn.

I tak naprawdę przez 44 minuty szkoccy kibice byli u siebie schowani jak pod miotłą. Z letargu wybudził ich dopiero Matt Ritchie, do szatni strzelając gola swojego życia. - Już nam nie zaśpiewacie - ryknęło Hampden. Oby po przerwie tak się nie stało.

Szybki gol Lewandowskiego i szaleństwo na trybunach. Tylko po co te race?! [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.