Ważny jest każdy dzień zgrupowania, wręcz każda minuta - to motto selekcjonera perfekcjonisty Adama Nawałki. Teoretycznie do wrześniowego meczu z Gibraltarem zostało mu pół roku, ale tak naprawdę tylko dwa krótkie zgrupowania. W środę kadra zmierzy się ze Szkocją na Stadionie Narodowym i w czerwcu z Niemcami. W meczu z Litwą, już poza terminem FIFA, nie wiadomo kto wystąpi.
Skrupulatnie zaplanowane zgrupowanie psują urazy. W poniedziałek okazało się, że Robert Lewandowski nie może wziąć udziału w żadnym z dwóch treningów. Zamiast na stadion Polonii Warszawa, gdzie ćwiczyła kadra, pojechał na badanie, które wykazało naciągnięty mięsień w okolicach kolana. Dopiero we wtorek wyjaśni się, czy zagra ze Szkocją, ale przy podobnych kontuzjach zwykle dmucha się na zimne.
Jeśli faktycznie ominie go spotkanie, pozostanie tylko jeden mecz we w miarę pełnym składzie. O ile można tak powiedzieć po kontuzji Jakuba Błaszczykowskiego, który w styczniu zerwał więzadła w kolanie i wróci do gry w Borussii Dortmund dopiero w nowym sezonie. Kapitan kadry przyjechał jednak na zgrupowanie. Kulejąc, ze stabilizatorem na nodze, spacerował po hotelu Hyatt.
Jakby Nawałka miał mało trosk - w poniedziałek nie trenował też bramkarz Artur Boruc. Zmęczony po niedzielnym meczu Premier League (Southampton przegrał 0:3 z Liverpoolem) zgłosił uraz i po południu drzemał w hotelowym pokoju.
- Niektórzy piłkarze długo podróżowali, spali po trzy, cztery godziny. Dyspozycja fizyczna nie jest najlepsza - tłumaczył Nawałka, który mimo to realizował plan dnia.
Selekcjoner - na stanowisku od listopada - próbuje jak najwięcej wycisnąć z tych trzech dni. Według selekcjonerów, którzy prowadzili reprezentację w poprzednich latach, najważniejszy może jednak okazać się czas pomiędzy zgrupowaniami. - Ja wysyłałem piłkarzom prezentacje, na których wcześniej próbowałem im pokazać, jak zamierzam grać. Latałem też do piłkarzy po klubach zagranicznych - wspomina Jerzy Engel, który prowadził kadrę w latach 2000-02.
Treningi, odprawy taktyczne, przygotowania - dla wielu to mit, bo i tak decyduje aktualna forma zawodnika w klubie i charakter sportowca. Piłkarze uważają, że kadry nie da się zbudować na nielicznych treningach. - Będziemy dochodzić do formy i zgrania meczami. Liczy się to, co wypracuje się w swoich klubach. Przez dwa dni nic specjalnego nie wymyślisz - przyznaje Mateusz Klich.
To zgrupowanie powrotów. Klich pojawił się u Nawałki po raz pierwszy, listopadowe mecze ze Słowacją i Irlandią ominęły go z powodu kontuzji.
Wtedy nie pojawili się też Ludovic Obraniak, Maciej Rybus, Łukasz Piszczek, Kamil Glik, Sławomir Peszko. Zabrakło też Eugena Polanskiego, brakiem powołania na mecze ze Słowacją i Irlandią był mocno rozgoryczony. Na łamach "Przeglądu Sportowego" wyraził zdumienie powołaniem na pierwsze zgrupowanie Nawałki niedoświadczonych zawodników, którzy mieli zostać sprawdzeni: "W kadrze powinni grać piłkarze w najwyższej formie". Jutro połowę meczu ze Szkotami ma zagrać Maciej Wilusz z pierwszoligowego GKS Bełchatów.
Najciekawsza rywalizacja dotyczy bramki. Ze Szkocją zagra cały mecz jeden bramkarz - Wojciech Szczęsny lub Artur Boruc. Tak zdecydował selekcjoner. Drugi z nich wystąpi w czerwcu z Niemcami.
Szczęsny nie przejmuje się tym, kto zagra ze Szkocją. - Teraz nie ma to dla mnie znaczenia. Ważne to będzie przed meczem z Gibraltarem. Nie wiem, na jakim etapie jest rywalizacja - rozkłada ręce Szczęsny. Nawałka uważa, że rywalizacja rozstrzygnie się w klubie, niekoniecznie w trakcie spotkań ze Szkotami i Niemcami.
Mecz towarzyski ze Szkocją jest o tyle dziwnym wydarzeniem, że z tym rywalem spotkamy się również w eliminacjach. Będzie więc czymś w rodzaju lekcji. - W takich meczach można ukryć tylko stałe fragmenty gry. W tej fazie przygotowań wszyscy będą grać na maksymalnych obrotach. Weźmy też pod uwagę, że piłkarze walczą o miejsce w kadrze. Spodziewam się meczu na pełnych obrotach - mówi selekcjoner, a wtórował mu Tomasz Brzyski z Legii: - Nie zamierzamy niczego ukrywać przed Szkotami.