Reprezentacja Polski. Wilkowicz: Ten mecz coś pokazał. Nie strzelajmy do graczy z ekstraklasy

Dla ligowców to naprawdę był sprawdzian na zasadzie: rzucam na głęboką wodę, kto się utrzyma na powierzchni, tego zabieram dalej, po pozostałych nie płaczę. Z góry było wiadomo, że przetrwa niewielu - pisze po bezbramkowym remisie kadry z Irlandią dziennikarz Sport.pl Paweł Wilkowicz.

Zadanie jest łatwe: postrzelać do piłkarzy z ekstraklasy. Adam Nawałka podsunął nam pod nos cały ich oddział, do wyboru do koloru. Można wyśmiewać pomysł z Krzysztofem Mączyńskim z meczu z Irlandią, można z Rafałem Kosznikiem ze Słowacją, kpić jak ligowcy odstają i się gubią. Ale skoro już dotrwaliśmy do końca meczu z Irlandią, a nie było łatwo, to warto chyba sięgnąć trochę głębiej. Bo dla ligowców to naprawdę był sprawdzian na zasadzie: rzucam na głęboką wodę, kto się utrzyma na powierzchni, tego zabieram dalej, po pozostałych nie płaczę. Z góry było wiadomo, że przetrwa niewielu. Jakoś trzeba było sprawdzić którzy. Przecież nie można tego zrobić wiarygodnie podczas najbliższego zgrupowania w krajowym składzie - bo rywale też będą w słabych składach i można będzie co najwyżej ulec złudzeniu, że ktoś podołał.

Pavarotti pod prysznicem. Zimnym

Z tego próbowania wyszły mecze nie do oglądania, ale jak mawiał Frank Rijkaard, nie oceniajmy Pavarottiego po tym, jak śpiewał pod prysznicem. Jeśli ta kadra ma się wyleczyć ze swojego fatalizmu i opuszczania rąk po pierwszym przyjętym ciosie, to może właśnie tak jak w Poznaniu: wyrywając najpierw mecze bez straty gola, potem może i z jakimś golem strzelonym, zaczynając od najprostszych środków. Bo za często w ostatnich latach zachłystywała się swoją rzekomą siłą w ofensywie, zapominając o takich przyziemnych rzeczach jak pomaganie sobie w obronie. Tego nikt drużynie po meczu z Irlandią nie zarzuci. Również ligowcom - nie. I niektórym warto będzie dać szansę, nawet jeśli nie do końca potrafili to pokazać w obu meczach. Gdyby Jakuba Błaszczykowskiego chciał kiedyś Leo Beenhakker oceniać sprawiedliwie, to pewnie już by go nie powołał po słabiutkim meczu z Finlandią na początku walki o Euro 2008. Ale wolał patrzeć w przyszłość, na możliwości, i pod koniec pracy już go namaszczał na polskiego Cristiano Ronaldo. A dla Adama Nawałki większym problemem niż ligowcy wrzuceni do kadry na próbę są dziś ci piłkarze, którzy wydawali się pewniakami, którzy mieli dawać reprezentacji podporę na lata, a nie przekonali, że tak będzie. Nie, nie chodzi o Roberta Lewandowskiego. Raczej o Waldemara Sobotę, który jakoś ciągle nie może potwierdzić, że jest piłkarzem reprezentacyjnej klasy. A najbardziej o Grzegorza Krychowiaka, z którym się dzieje coś niepokojącego. Mecz ze Słowacją mu się nie udał, na treningach też nie przekonywał do siebie Nawałki i ludzi z jego sztabu, na mecz z Irlandią nie wyszedł. A chodzi o piłkarza, który grał swego czasu z takim zaangażowaniem, że jeszcze niedawno widzieliśmy w nim jednego z kandydatów na kapitana kadry.

A Lewandowski? Jeśli ktoś i dzisiaj jego walki nie docenił (starcie z jednym z rywali na pełnej szybkości, słabsza kość pęka, najbardziej pewnie docenił Juergen Klopp - stanem przedzawałowym), to pewnie już nie doceni i będzie się trzymał teorii, że gwieździe się nie chce. Inna sprawa, że trudno było docenić cokolwiek poza walką, bo Lewandowski jak był w ostatnich meczach odłączony od reszty drużyny, tak odłączony pozostał. Nic się nie zmienia, tylko frustracja rośnie, a razem z nią liczba nieudanych zagrań. Jak mu pomóc stać się Lewandowskim bliższym temu z Borussii, nadal nie wiadomo. Ustawienia z Mateuszem Klichem, z wiadomych przyczyn, sprawdzić się nie dało. Żadne inne ze sprawdzonych - nie przekonało. Selekcję negatywną mamy za sobą. Teraz pora na dopasowywanie części. I tu już europejski zaciąg kadry za wystawionymi na strzał ligowcami się nie schowa.

Zobacz wideo

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA