Reprezentacja. Boruc: Jestem starszy, spokorniałem

Po dwóch i pół roku niespełna 33-letni bramkarz Southampton dostał kolejne powołanie do kadry, w której rozegrał 46 meczów. Był jej gwiazdą, liderem i najlepszym piłkarzem podczas MŚ 2006 i Euro 2008, ale poprzedni selekcjoner Franciszek Smuda wyrzucił go za picie. To wersja oficjalna, nieoficjalna jest taka, że Boruc z ówczesnym kapitanem kadry Michałem Żewłakowem nieustannie żartowali sobie z poprzedniego selekcjonera i ten uznał, że podważają jego autorytet.

Boruc wraca i będzie rywalizował o miejsce z broniącym w Arsenalu, młodszym o dziesięć lat Wojciechem Szczęsnym. Trzeci bramkarz kadry Przemysław Tytoń ma najmniejsze szanse, choć rozegrał trzy jesienne mecze o punkty (Boruc nie miał wtedy klubu, Szczęsny leczył uraz).

Na lotnisku w Dublinie Boruc był w wyśmienitym humorze, choć do hotelu kadry jechał tylko z kierowcą. Selekcjoner wylądował ponad godzinę wcześniej. - Artura nie było w kadrze ponad dwa lata, ale nie wydaje mi się, że zmienił się na tyle, by trzeba go przedstawiać drużynie - mówił trener Fornalik. - Czy ja wyglądam na człowieka, który się boi? Wierzę w ludzi przede wszystkim i takiej samej wiary oraz szacunku oczekuję od drugiej strony. Mam swoje przemyślenia, kto zagra w środę. Te dwa treningi w Irlandii niewiele już zmienią, może jedynie coś podpowiedzą?

Rozmowa z Arturem Borucem, bramkarzem reprezentacji Polski

Wraca pan tam, gdzie jego miejsce, czyli do bramki reprezentacji Polski?

Artur Boruc: Okaże się. Mam nadzieję, że zostanę dłużej. Na to będę pracował.

Spodziewał się pan tego powołania po tym, jak w styczniu wrócił do gry i wysokiej formy w Southampton?

- Ten sezon i w ogóle los jest strasznie przewrotny. Z każdym rokiem miałem mocne postanowienie powrotu i powoli wszystko się sprawdza. Cieszę się i oby wszystko szło w tym dobrym kierunku przez cały czas.

Trener Fornalik dzwonił do pana osobiście?

- Nie. Rozmawiałem z trenerem bramkarzy Andrzejem Dawidziukiem. Z selekcjonerem, po raz pierwszy w życiu, porozmawiam w poniedziałek wieczorem, pewnie po treningu. I zobaczymy. Nie wiem, czego mam się spodziewać, mądrzejszy będę po niej. Zobaczymy, co trener dla mnie przygotował, na razie nie ma o czym mówić.

Te dwa i pół roku bez kadry zmieniło pana jako człowieka i bramkarza?

- Na pewno. Jestem starszy i powiedzmy mądrzejszy. Naprawdę strasznie się cieszę, że tutaj jestem.

Traktuje pan to powołanie jako wyciągnięcie pomocnej dłoni dla człowieka po przejściach?

- Mam nadzieję, że zapracowałem sobie na to powołanie i w ten sposób będę myślał. Dostaję białą kartę i bardzo mnie to cieszy.

Kiedyś mówił pan: nie wiem, jakbym zareagował, gdybym został rezerwowym, bo nigdy nie byłem. Zaakceptuje pan każdą decyzję selekcjonera?

- Jak najbardziej. We wcześniejszych wywiadach wspominałem, że przez te ostatnie kilka miesięcy spokorniałem. Zobaczymy, jaką decyzję podejmie trener, ale nie usiądę spokojnie na pośladkach zadowolony tylko z powołania. Popracuję tak mocno, by dać trenerowi powód do tego, by mnie wystawił.

Zna pan piłkarzy obecnej reprezentacji, czy będzie musiał się przedstawić?

- Chyba już nikt nie musi się przedstawiać na zgrupowaniach kadry.

Co Artur Boruc może dać kadrze po takiej przerwie?

- Okaże się.

Ma pan poczucie, że z każdym meczem w klubie grał lepiej, że forma rośnie.

- Tak było. Byłem zdeterminowany, żeby wrócić do gry w Southampton. W pewnym momencie straciłem w nim miejsce, moje plany zepsuł mecz z Tottenhammem, ale dziś można chyba powiedzieć że to był tylko epizod. Wróciłem i radzę sobie całkiem nieźle. Przez ostatnich kilka miesięcy nie grałem i nie ukrywam, trochę się denerwowałem. Mam prawie 33 lata i doświadczenia nie brakuje, ale jednak tęskniłem za regularnymi występami.

Jeden z ostatnich, trudniejszych meczów w kadrze miał pan w marcu 2009 roku w Belfaście. Wtedy Polska przegrała 2:3 z Irlandią Północną, z trybun płynęły na pana wyzwiska z protestanckiej strony kibiców. W Dublinie jest więcej kibiców Celtiku.

- Mam nadzieję, że trybuny będą sympatyczniejsze, gramy w tej przyjemniejszej Irlandii, więc zobaczymy, jak będzie.

Nikt nie obawia się o Artura Boruca na boisku. Każdy pyta, jaki pan będzie poza boiskiem.

- I przyznam szczerze, że to już trochę mnie nudzi. Wydoroślałem i zmądrzałem. Zawsze chciałem grać w Premier League, myślałem, że trafię tu wcześniej, ale jestem dopiero teraz. Bramkarz im starszy, tym lepszy, więc przede mną jeszcze trochę czasu na granie.

Teraz jest pan "Świętym", bo taki jest przydomek Southampton. Wcześniej, w Celtiku, kibice nazywali pana "Hoalie Goalie", czy święty bramkarz. Takie pana przeznaczenie?

- Amen.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.