Reprezentacja. Waldemar Fornalik: Nie jestem znikąd

Zanim ktoś wygłosi krzywdzące opinie, niech ocenia na podstawie dokonań, a nie przypuszczeń. Nawet nie będę odpowiadał, czy jestem gotowy na pracę z reprezentacją, bo to dla mnie oczywiste - mówi Sport.pl Waldemar Fornalik, najpoważniejszy kandydat na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski

Przemysław Iwańczyk: Kiedy dowiedział się pan, że jest głównym kandydatem na następcę Franciszka Smudy?

Waldemar Fornalik: Kiedy usłyszałem od Antoniego Piechniczka, że znalazłem się w gronie kandydatów. Od tego momentu zaczynam zastanawiam się, jakbym został selekcjonerem. Każdy trener marzy, by ktoś mu taką propozycję złożył.

Jest pan na to gotów?

- Nawet nie będę odpowiadał, czy jestem gotowy na pracę z reprezentacją, bo jest to oczywiste.

Część dziennikarzy i ekspertów uważa, że nie, bo jako trener pracował pan tylko w Ruchu Chorzów.

- Słyszałem bądź czytałem te opinie, więc przypomnę, że jako szkoleniowiec pracowałem nie tylko w Chorzowie, ale także w innych klubach. Mam doświadczenie międzynarodowe nie tylko jako piłkarz, bo w roli drugiego trenera walczyłem z Wisłą Kraków przeciwko Realowi Saragossa, czy później w Amice Wronki, choć ta przygoda w Europie nie była zbyt udana. Poznawałem międzynarodową piłkę także w inny sposób, jeździłem na mecze, wielkie imprezy, nie zamknąłem się tylko w swoim klubie. Mam więc prośbę: zanim ktoś wygłosi krzywdzące mnie opinie, niech się zastanowi, czy rzeczywiście jestem trenerem, który z kadrą sobie nie poradzi, czy nie mam żadnego doświadczenia i na pewno sobie nie podołam. Mam też prawo być niezadowolony i czuć się traktowany niesprawiedliwie, kiedy np. jedna z telewizji przedstawia sylwetki kandydatów na trenerów, ich osiągnięcia i tylko w moim przypadku pomija ostatnie, bardzo ważne miesiące, kiedy uznano mnie za trenera roku.

Ma pan już w głowie pierwsze decyzje, strategię, jak poprowadzić ten projekt?

- Gdybym o tym teraz mówił, uznano by, że zbyt dużo w moich wypowiedziach tego, "co by było, gdyby..."

W takim stanie żyje teraz Ruch Chorzów. Jego piłkarze nie wiedzą, czy nie odejdzie od nich trener na kilka dni przed kwalifikacjami w Lidze Europejskiej.

- Skoro oficjalnie znalazłem się w gronie kandydatów na selekcjonera, to drużyna też wie, że 10 lipca może zmienić się jej szkoleniowiec. Przyznam, że ta sytuacja mnie jeszcze bardziej mobilizuje do pracy w klubie, staram się dopracowywać wszystko na tyle, by zespół miał jak największy komfort i nie zaznał uczucia, że ktoś zostawił go przed kluczowymi meczami.

Kogo chciałby mieć pan w sztabie reprezentacji?

- Za wcześnie na takie publiczne dywagacje, bo przecież nic nie jest przesądzone. Proszę jasno i precyzyjnie napisać, że przyjmę i uszanuję każdy wybór PZPN. Nie będę rozczarowany, gdyby zdecydowano się na innego trenera, ani wściekły, że zostanę bez pracy, bo mam ważny kontrakt z Ruchem.

Nic się też nie zmienia mojej pracy i podejścia do piłki. Obserwuję, analizuję, zgłębiam, szukam trendów nie tylko w kraju, ale także w zagranicznej piłce. Byłem na mundialach w Niemczech i RPA, teraz wybieram się na finał Euro na Ukrainę.

Jak grają drużyny Waldemara Fornalika?

- Wiem, jak grać, by piłka sprawiała przyjemność nie tylko zawodnikom, ale i widzom. Z zastrzeżeniem, że drużyna ma zrobić wszystko, by satysfakcjonujący wynik osiągnąć. A jeśli się nie uda, to tylko dlatego, że rywal był lepszy, a nie my przeżywaliśmy jakąś słabość. Właściwie to tyle, bo selekcjonerem jeszcze nie jestem. Na dłuższe rozmowy dopiero przyjdzie czas. Bardzo chętnie podyskutuję wtedy o mojej strategii na kadrę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.