Piechniczek: Trener Polak i na naszych warunkach

Nowego trenera wybierzemy jeszcze w lipcu. Podpisze kontrakt do końca mundialu w 2014 roku. Z zastrzeżeniem, że jeśli po wyborach zmieni się prezes i zarząd PZPN i będą chcieli innego, to odejdzie bez odszkodowania - mówi w wywiadzie dla Sport.pl wiceprezes PZPN ds. szkoleniowych i były selekcjoner reprezentacji Antoni Piechniczek

Ole, ole, ole, ole! Trybuna Kibica zawsze pełna

Robert Błoński: Dlaczego na wielkim turnieju znowu nie wyszliśmy z grupy?

Antoni Piechniczek: Na to pytanie najlepiej zna odpowiedź Franciszek Smuda, który przez ponad 2,5 roku prowadził zespół. Jestem tylko zewnętrznym obserwatorem, nie bywałem na zgrupowaniach, nie widziałem drużyny od środka. Jestem życzliwym człowiekiem, nie chcę nikomu dokuczać. Współczuję czterem ostatnim selekcjonerom, którym się nie powiodło. Najbliżej sukcesu był właśnie Franciszek Smuda, miał również największe możliwości. Awans był w zasięgu.

Po obronionym karnym z Grecją w drużynę powinien wstąpić nowy duch. Graliśmy dziesięciu na dziesięciu, mogliśmy przegrywać, ale zrządzeniem losu wciąż było 1:1. Rywale byli podłamani, na boisku było sporo miejsca. Trzeba było biegać i zabiegać Greków. Tego mi zabrakło. Piłkarze powinni gryźć trawę, a czy pan widział, żeby któryś padł na murawę z wycieńczenia? Albo czy któremuś potrzebny był tlen?

Nie.

- No właśnie. Umownie Grecy strzelili nam trzy gole w 20 minut: jednego z minimalnego spalonego, jednego prawidłowego i jeszcze mieli karnego. Graliśmy u siebie z drużyną, która nie jest potęgą. Już ten mecz zmuszał do refleksji. Z Rosją było dobrze. Wytrzymaliśmy tempo i odrobiliśmy stratę.

Po tamtym meczu piłkarze poczuli się chyba za pewnie. Uznali, że swoje już zrobili, choć dzieło było nieskończone.

- O tym, co dzieje się poza boiskiem i na co mogą pozwolić sobie zawodnicy, decyduje trener. Zapotrzebowanie społeczne było ogromne, trudno odmówić wizyty w jednej czy drugiej telewizji. Tego nie mam trenerowi za złe. Po dobrym meczu trzeba było docenić piłkarzy, dać im możliwość pokazania się. Niestety mecz z Czechami był słaby. Nie umieliśmy pokonać rywala, który był w zasięgu.

W dodatku bez kontuzjowanego lidera Tomasa Rosickiego.

- Mam swoją teorię, ale nie wypada mi dokuczać trenerowi Smudzie, którego lubię i cenię. Przez 20 minut zdominowaliśmy Czechów i stworzyliśmy trzy dogodne sytuacje. A co by było, gdybyśmy w ten sam sposób biegali przez 70-80 minut? Pewnie strzelilibyśmy bramkę.

Do przerwy było 0:0 i piłkarze wiedzieli, że ten wynik nie wystarczy do awansu. Tego samego dowiedzieli się Czesi, bo Grecy prowadzili z Rosją. Po przerwie to rywal tak nas zdominował, że nie mogliśmy wyjść z własnej połowy. Wykorzystał błąd, wygrał i awansował.

Nam może zabraknąć techniki, sprytu i organizacji, ale nigdy nie powinno braknąć sił. W 1974 czy 1982 roku wiedzieliśmy, że Hiszpanie czy Brazylijczycy mogą być lepsi, ale wiedzieliśmy też, że nie możemy im ustępować motorycznie. Przed meczem z Włochami w 1985 roku Zbyszek Boniek, który grał w Juventusie, powiedział: "jeśli chcemy z nimi wygrać, musimy ich zabiegać". Skończyło się 1:0 po golu Dziekanowskiego.

Tu nie chodzi o taktykę czy personalia: Rybus czy Dudka, dwóch czy trzech defensywnych pomocników, tylko o przygotowanie fizyczne. Słyszałem, że w ten sam sposób do turnieju przygotowywali się Niemcy. To dlaczego oni biegają, a my nie?

Nie awansowaliśmy do ćwierćfinału z powodu złego przygotowania fizycznego?

- Nie wyważam otwartych drzwi. Co pan by zrobił, gdyby dowiedział się, że za dwa i pół roku jedzie pan na staż do jednej z największych gazet świata? Od tego stażu zależałaby pana przyszłość - być albo nie być.

Zacząłbym się uczyć języka, spróbował nawiązać kontakty z osobami, które tam pracowały...

-...brawo, dalej nie trzeba. Moim zdaniem trener Smuda zaraz po swojej nominacji jesienią 2009 roku powinien wybrać grupę 30-40 piłkarzy, na których oparłby zespół. Mógł pojechać do każdego, zrobić badania i np. powiedzieć "mierzysz 180 cm, ważysz 75 kg, masz określoną wydolność. Jeśli przez tyle i tyle miesięcy nie poprawisz jej o tyle i tyle procent, nie masz szans na Euro". Drugiemu kazać nauczyć się, by przynajmniej trzy z pięciu strzałów z pełnego biegu z 25 m były celne. Każdemu dać rozpiskę zajęć, spotykać się przy okazji meczów towarzyskich i kontrolować, kto jaki robi postęp. Nie powinien zwracać uwagi na to, co kto mówi i pisze, tylko realizować plan i przestrzegać harmonogramu. A my graliśmy sparingi rezerwami, szukaliśmy świeżości. Traciliśmy czas i energię. Na piłkarzy trener miał bat - jeśli któremuś nie podobają się zasady, niech powie, że nie chce grać w reprezentacji.

Liczyłem, że na Euro zobaczę drużynę komandosów, chłopaków świetnie przygotowanych fizycznie, biegających, walczących. Zobaczyłem takich, co parę godzin przed meczem kłócili się o bilety. Wyobraża pan sobie, że pięć godzin przed premierą "Hamleta" na deskach Teatru Narodowego śp. Gustaw Holoubek kłóci się z dyrektorem o wejściówki dla teściowej? Może jestem zbyt surowy, ale dla mnie Kuba Błaszczykowski byłby wielki, gdyby w niedzielę wziął trenera Smudę do fanzony i przez mikrofon mu podziękował. Bo to najpierw trener kreuje piłkarzy, a dopiero potem zawodnicy trenera.

Po meczu z Rosją w szatni zawodników był prezes Lato. I Kuba wyskoczył do niego z pretensjami o bilety. Na miejscu Grzesia odpowiedziałbym "dla mnie będziesz gość, jeśli zdobędziesz jedenaście bramek na mundialu, a ty na razie masz jedną na Euro".

Żałował pan kiedykolwiek zatrudnienia Franciszka Smudy?

- Nie. Na etapie, na którym byliśmy prawie trzy lata temu, to był jedyny, logiczny wybór. Zasługiwał na to. Ale jego misja, z jego wyboru, dobiegła końca.

Co dalej?

- Jestem przekonany, że prezes i zarząd znajdą dobrego kandydata. Moim zdaniem to będzie polski trener, zagraniczni kandydaci się nie sprawdzą. Advocaat z Rosją osiągnął tyle samo, co Smuda z Polską. Teraz każdy kandydat na selekcjonera będzie musiał przedstawić swoją filozofię pracy z kadrą oraz zaakceptować przywileje i obowiązki zawodników.

W październiku wybory w PZPN. Nie wiadomo, kto wygra. Być może zmieni się prezes i zarząd, ale nowego selekcjonera wybiorą obecne władze?

- Zgadza się. Do końca mundialu w Brazylii w 2014 roku. Z jednym zastrzeżeniem. Jeśli w październiku zmieni się prezes i zarząd i nie będą chcieli współpracować z wybranym przez nas selekcjonerem, ten odejdzie bez żadnego odszkodowania. Są w Polsce uczciwi szkoleniowcy, którzy zaakceptują takie rozwiązanie. Nowy trener będzie miał przynajmniej cztery mecze, by przekonać do siebie zarząd. W sierpniu gramy sparing z Estonią, potem eliminacje: Czarnogóra, San Marino i Anglia. Nam nie chodzi o poprawianie wizerunku, tylko wyników. Chcemy, żeby z nowym trenerem kadra grała lepiej - i wygrywała.

Ma pan swoje faworyta?

- Mam. Ostateczna decyzja zawsze należy do prezesa. Wybór Smudy był bardziej demokratyczny niż wybór Beenhakkera za czasów Michała Listkiewicza.

W grupie kandydatów są m.in. 40-letni Maciej Skorża i jego rówieśnik Michał Probierz. Nie za młodzi?

- Żyjemy w epoce młodości. Pan należy już do średniego pokolenia dziennikarskiego, a teraz jest pęd młodych. Zostałem selekcjonerem w 1981 roku - miałem wtedy 39 lat. Nie uważam, by którykolwiek z wymienionych przez pana trenerów był za młody. 26 czerwca jest posiedzenie zarządu. Porozmawiamy o tym, co było i o przyszłości. Nie musimy się spieszyć, ale też nie będziemy się ociągać w nieskończoność.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA