Euro 2012. Maciej Rybus. InterCity z Groznego

W przerwie prezes zadzwonił do kierownika drużyny, który dał słuchawkę kapitanowi, a on włączył głośnik: ?Jeśli wygracie, dostaniecie podwójną premię?. Zremisowaliśmy, ale prezes i tak zapłacił. Gotówką. Maciej Rybus, pewniak do gry na Euro 2012, opowiada o Tereku Groznym

Ole, ole, ole, ola! Trybuna Kibica zawsze pełna

W lutym 23-letni skrzydłowy został sprzedany z Legii do grającego w lidze rosyjskiej czeczeńskiego klubu, który od Warszawy dzieli 2,5 tys. km. Na co dzień piłkarze nie mieszkają w Groznym, lecz w 150-tysięcznym Kisłowodzku, gdzie mają bazę treningową. Na mecze latają 300 km samolotem.

- Do Rosji pojechałem po meczu z Portugalią, który graliśmy 29 lutego - wspomina Rybus. - W głowie miałem słowa Franciszka Smudy, który mówił, że na moim miejscu poczekałby z transferem do czerwca. Nie był zadowolony z wyboru klubu. Niedawno zadzwonił i pytał, w jakiej jestem formie. Odpowiedziałem ze śmiechem, że "oczywiście w reprezentacyjnej!". Początek w Groznym nie był jednak dobry, dopiero ostatnio wróciłem do formy z rundy jesiennej z Legii. Zapewniam, że

na Euro będę gotowy

Na jednej z pierwszych odpraw trener Stanisław Czerczesow na tablicy narysował po lewej stronie boiska tor kolejowy i powiedział: "Masz być jak pociąg. Nie towarowy, tylko InterCity i biegać od jednego pola karnego do drugiego". Na początku graliśmy w ustawieniu 3-5-1-1, byłem jednym z pięciu pomocników. I rzeczywiście musiałem biegać tam i z powrotem jak pociąg. Kiedy się broniliśmy, byłem jednym z piątki obrońców. Czułem, że marnuję energię i w ofensywie nie daję drużynie tego, co umiem. Przyplątała mi się kontuzja mięśnia czworogłowego i po miesiącu przyszła myśl, czy dobrze zrobiłem, idąc do Tereka.

Doskwierała samotność. Dziewczyna była tylko przez tydzień, wróciła do Polski na uczelnię. Wolny czas spędzałem z Marcinem Komorowskim, który razem ze mną przyszedł z Legii. W kwietniu doznał kontuzji kolana i wrócił do kraju. Piotrek Polczak, który gra w Tereku od ponad roku, ma żonę i małe dziecko, czyli więcej obowiązków.

Musiałem przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości. Wiosną graliśmy o utrzymanie, w ósemce słabszych klubów [Terek jest teraz w ośmiozespołowej grupie spadkowej]. W naszej ekstraklasie drużyny są lepiej przygotowane taktycznie, ale tutaj są większe indywidualności. Na początku traciliśmy głupie gole, odkąd gram w Tereku wiele z nich padło po nieporozumieniach obrony z bramkarzem. Najczęściej strzelają nam w pierwszym kwadransie.

Będąc w Legii, czułem, że jestem w wielkim klubie i mieście. Zainteresowanie było ogromne, a tutaj na treningi przychodzą tylko dziennikarze z klubowej strony internetowej. Stadiony i doping nie są takie jak w Polsce. Cieszę się, że w przyszłym sezonie będziemy grać z najlepszymi klubami z Moskwy i Sankt Petersburga. Na razie nie ma życia w szatni. W ośrodku treningowym każdy ma swój pokój, spotykamy się tylko w szatni lub autokarze w drodze na stadion. Nawet jak mamy dzień wolnego, każdy leci do Moskwy, gdzie ma dom.

Ja zostaję w Kisłowodzku, mam mieszkanie. Ludzie są życzliwi. Samotność zabijałem, grając na konsoli, mam polską telewizję. Nie ma gdzie wyjść, to małe miasto. W Warszawie było dużo więcej pokus. Ale może to, że tu ich nie ma, lepiej wpłynie na moją formę?

Ostatnio strzeliłem dwie bardzo ważne bramki. Trener zmienił ustawienie na 4-2-3-1 i jestem jednym z trójki ofensywnych pomocników. Tak jak w Legii trochę gram z lewej strony, a trochę z prawej.

Moje gole dały utrzymanie

i pozwoliły uniknąć baraży. Jeśli zdobędziemy jeszcze punkt, zajmiemy 10. miejsce i dostaniemy dodatkowe premie. Na razie połowa premii jest zamrożona, dostaniemy ją, jeśli utrzymamy 10. miejsce. Tu zasada jest taka, że pieniądze kontraktowe dostajemy na konto, a premie - do kieszeni.

Większość dnia spędzam w klubie, zbieramy się w południe, jemy obiad, odpoczywamy i mamy trening. Potem kto chce, może zjeść kolację. Znam podstawowe zwroty po rosyjsku. Wiadomo, że inteligentnej rozmowy po rosyjsku ze mną się nie zrobi, ale rozumiem, co trener mówi na odprawach.

Do ośrodka treningowego mam pięć minut taksówką i tylko tak poruszam się po mieście. Samochodu nie mam i mieć nie będę. Drogi nie są w najlepszym stanie, wolę taksówki. Kurs to maksimum 100 rubli, czyli 10 zł. Ale nie miałem takich incydentów jak Sławek Peszko w Kolonii, który w Wielkanoc trochę narozrabiał i wylądował w komisariacie. Trener Smuda nie wziął go na Euro, i chyba przede mną otwiera się szansa. Przeciwko Portugalii zagrałem 80 minut, chyba nie zawiodłem. 15 maja wracam do Polski, sześć dni później [razem z Błaszczykowskim, Lewandowskim, Piszczkiem i Szczęsnym] dołączę do kolegów na zgrupowaniu w austriackim Lienzu.

Stresu przed Euro jeszcze nie mam. Z grupy, którą wylosowaliśmy, musimy wyjść. Innej opcji nie ma. Wiem, że jeśli się nie uda, zawód będzie ogromny. Po dyskwalifikacji Sławka, któremu współczuję, wiem, że otwiera się przede mną szansa gry nawet w pierwszej jedenastce. Wolałbym wywalczyć sobie miejsce na boisku. W porównaniu z tercetem z Dortmundu dla rywali będę anonimowy. Może w którymś momencie o mnie zapomną i ich zaskoczę?

Wciąż mi żal, że nie zostałem mistrzem Polski. Nie wiem, jak chłopaki z Legii mogli wypuścić taką szansę z rąk. Nigdy nie wywalczyłem tytułu i nie wiem, czy taka szansa jeszcze kiedykolwiek się powtórzy.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA