Bundesliga. Sebastian Boenisch: Rok bez piłki. To było straszne

Myślałem, że jestem twardy i potrafię wytrzymać długą przerwę od futbolu, ale bywało tak, że nie byłem już w stanie tego znieść - mówi obrońca Werderu i reprezentacji Polski, Sebastian Boenisch. We wrześniu minie rok od dnia, w którym doznał kontuzji kolana.

Borussia wściekła po remisie ?

Paweł Rzekanowski: Na początku września ub. roku zadebiutował pan w polskiej kadrze. A później było już tylko leczenie...

- Nawet nie chcę myśleć o tym, że minęło tyle czasu bez piłki. I może powrót akurat np. rok po ostatnim meczu (7 września - red.) byłby ciekawy ze względu na okoliczności, ale to zbyt wcześnie. Nie mam zamiaru ryzykować. Lepiej wrócić trochę później niż za wcześnie. Mam nadzieję zagrać pierwszy mecz na końcu września - tak będzie bezpieczniej.

To musiał być bardzo nudny rok.

- To było straszne. Myślałem, że jestem twardy i potrafię wytrzymać długą przerwę od piłki, ale bywało tak, że nie byłem już w stanie tego znieść. Jestem młodym zawodnikiem, mam mnóstwo energii, ciągnęło mnie na boisko. I ciągle musiałem sobie powtarzać, że nie mogę. Że to byłoby niemądre. Koszmarne uczucie - nie móc robić czegoś, co daje ci wielką satysfakcję, co daje ci radość.

Zmienił się pan?

- Nabrałem cierpliwości. Musiałem, inaczej bym nie przetrwał.

Teraz treningi to przyjemność?

- Nareszcie coś się dzieje. Mam sporo zajęć rozciągających, ruchowych. Staram się nie obciążać organizmu. Potem przechodzę do sali gimnastycznej. Ćwiczę na przyrządach. Następny etap to bieganie - kilkadziesiąt minut.

Gdyby ktoś powiedział panu teraz, że już ma wyjść na boisko, byłby pan gotowy?

- Kiedyś pewnie bym powiedział, że OK. Ale teraz wiem, że nie mogę. Patrzę na swoje mięśnie - sporo straciłem przez ten rok. Najpierw muszę je odbudować, nabrać siły, a dopiero później myśleć o poważnej grze. Widzę, że tworzą się ponownie, odzyskuję dawną budowę ciała, ale równocześnie czuję, że mięśnie nie są takie mocne, jak były przed kontuzją.

Boi się pan następnej kontuzji? Lekarze twierdzą, że mogłaby oznaczać koniec kariery.

- Nie, to nie strach. Po prostu nie ma sensu ryzykować.

Jeszcze rok temu w Bremie Sebastian Boenisch był uważany za gracza niecierpliwego, gotowego grać nawet z kontuzją.

- Miałem mnóstwo czasu na przemyślenia. Oczywiście mogę się pospieszyć, ale co jeśli organizm nie poradzi sobie z obciążeniem?

Mimo roku bez gry w kadrze narodowej, jest pan ciągle bardzo z nią zżyty.

- Przecież to mój zespół, moja reprezentacja!

Na Facebooku składa pan życzenia urodzinowe kolegom, komentuje wyniki drużyny.

- Byłem poza grą z powodu kontuzji, ale nie byłem poza drużyną. Myślę, że jestem w niej nadal.

Oglądał pan ostatni mecz kadry?

- Oczywiście.

Jakie wrażenia?

- Mogę o jej grze mówić tylko dobrze.

Jakub Wawrzyniak gra tak, że pański brak na lewej obronie nie jest odczuwalny.

- Gratuluję mu, świetnie wykonuje swoje zadania. Zresztą cała drużyna np. przeciwko Gruzji grała moim zdaniem bez zarzutu.

Niemcy, z którymi Polska zagra 6 września w Gdańsku, będą znacznie trudniejszym rywalem.

- Jestem bardzo ciekawy, jak nasz zespół wypadnie na tle takiego rywala. To będzie prawdziwy test. Zobaczymy, co w drużynie działa już dobrze, a co nie. Jeśli wyciągać jakieś wnioski, to najlepiej po tym spotkaniu.

Skład kadry budzi kontrowersje ze względu na kolejnych graczy, którzy dostają polskie obywatelstwo. Jest pan za czy przeciw?

- Ja dołączyłem do drużyny później, ale czuję się z nią mocno związany. Nie rozumiem tego problemu.

Eugen Polanski w polskiej reprezentacji wzbudził mnóstwo emocji.

- Znam go dobrze z występów w niemieckiej młodzieżówce. Rozegrał mnóstwo meczów w Bundeslidze i kadrze juniorskiej, wie na czym polega piłka, ma polskie korzenie i chce grać w reprezentacji. Co w tym złego? To dobrze, że jest w drużynie.

Primera Division - Kogo spoza Realu i Barcy warto oglądać? (WIDEO) >

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.