Emmanuel Olisadebe: Tak? Nie wiedziałem (śmiech). Ale szkoda, że tak dobrze zagraliśmy dopiero w ostatnim meczu. Jestem szczęśliwy, że wygraliśmy, a kibice zobaczyli, że nie jesteśmy tacy słabi. Nie wyszliśmy z grupy, ale wygraliśmy mecz, wracamy zadowoleni, bo wygraliśmy spotkanie i strzeliliśmy kilka goli. A mogło ich być jeszcze więcej.
- (śmiech) Oczywiście. Ale szkoda, że trzeba było czekać tak długo, że nie udało się ani przeciwko Korei, ani z Portugalią. Zagraliśmy tu tylko jedno dobre spotkanie. Ale nie wracamy z pustymi rękami.
- Radość i ulgę. Choć powiem szczerze, że nawet nie wiem, jak tą bramkę zdobyłem (śmiech). Nie pamiętam. Ale czułem, że wreszcie się udało.
- Żonie (śmiech). Rozmawiałem z nią po poprzednich meczach i mówiła: "Emmanuel, nie martw się, nie przejmuj, jest ciężko, ale musisz próbować. Może uda ci się w ostatnim meczu". On mi przepowiedziała tę bramkę. Dlatego jej dedykuję. Tym bardziej, że to moja pierwsza w tym roku bramka dla reprezentacji. Długo czekałem, ale jestem szczęśliwy.
- Tak. Bo przyjechałem na mundial, żeby grać jak najwięcej. Było trudno, ale wiedziałem, że wciąż mogę pomóc drużynie.
- Zagraliśmy dobry mecz, bardzo dobry. W futbolu liczy się wynik, to jest najważniejsze. Z Portugalią też graliśmy dobrze, ale przegraliśmy 0:4. Dziś do dobrej gry dołożyliśmy zwycięstwo.
- To pierwsze. Nie mieliśmy już kompletnie nic do stracenia. Presja z nas zeszła. Grało się łatwiej niż wcześniej.
- Żal. Ale nic nie mogę poradzić. To jest turniej. Tu nie ma poprawek błędów, nie ma powtórki. Uważam, że zespoły z Afryki były po prostu słabe, nieprzygotowane, dlatego odpadły.
- Tak. Bardzo, ale te sensacje czynią ten mundial jeszcze ciekawszym. Osobiście stawiałem, że mistrzem świata będzie Francja lub Argentyna. Ale jadą do domu, razem z nami.
- (śmiech). Tak. Taki jest futbol. Jak nie jesteś gotowy, wracasz do domu.
- Tak. Do Panathinaikosu, mam z tym klubem jeszcze trzyletni kontrakt.