W niewielkiej sali była ponad setka dzieci - z podstawówki im. Orła Białego oraz Gimnazjum nr 2. Spotkanie zorganizował uczący w tej szkole religii ksiądz Mariusz Zapolski z parafii św. Anny w Wilanowie. Piłkarze i trener usiedli w dużej ławie za kwadratowym stołem, na którym stał m.in. wazon z pięcioma czerwonymi różami. Naprzeciwko - uczniowie. Chłopcy i dziewczynki w wieku od siedmiu do 15 lat. Dwoje z nich miało biało-czerwone szaliki z napisem "Polska", jeden był w koszulce Legii z nazwiskiem "Zieliński" na plecach.
Po odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego - na organach grał Pan Tomek - głos zabrał trener. - Gramy dla Was, macie okazję zapytać reprezentantów: Adama Matyska, Jacka Bąka i Tomasza Rząsę o wszystko, co Was interesuje. To, żeby nie przedłużać, kto ma jakieś pytanie, rączka do góry i słuchamy.
Kilkadziesiąt sekund nie było chętnego. - Euforia nas położyła - usprawiedliwiał uczniów dyrektor Sobiechowski.
Wreszcie jest pierwszy odważny. - Który to Matysek? Wybuch śmiechu. Za chwilę jeszcze głośniejszy, bo podniósł się uśmiechnięty od ucha do ucha Tomasz Rząsa - niższy od Matyska o jakieś 20 cm i na pewno mniej słusznej postury. Rezolutny uczeń - jako pierwszy - dostał od bramkarza kadry zdjęcie z autografem.
Kolejne pytanie - dziewczynka z szalikiem. - Czy ciężko było trafić do reprezentacji?
- Wiadomo, że nie od razu dostąpiliśmy tego zaszczytu - odpowiedział Adam Matysek. - Zaczynaliśmy grać w piłkę w szkole. Niektórzy nawet przerywali naukę, by poświęcić się futbolowi. Sukces udaje się osiągnąć niewielu.
Choć padło pytanie, Matysek nie chciał zdradzić, w jakim będzie grał klubie. - W czwartek podpisuję wstępny kontrakt. Wszystko jest uzgodnione w 100 procentach. Ale ja nie mogę powiedzieć pierwszy, jaki to klub. Oni to ogłoszą, jak już wszystko ustalimy.
- A jak się panom gra z Tomaszem Hajto?
- Ja wiem chyba najlepiej, bo czasem gram z nim w środku obrony - mówił Bąk. - Gra dobrze, twardo, bardzo mocno strzela, jest waleczny, dobrze gra głową. Aha, no i jeszcze do tego jest niezły technicznie.
Rząsa i Matysek zaczęli się śmiać.
A później kwestią sporną stała się przewrotka. Na pytanie, czy umiecie strzelać przewrotką, odpowiedział trener. - Każdy reprezentant jest szalenie sprawny. Zapraszam na trening do Piaseczna. Zobaczycie, że każdy potrafi to zrobić. I wprzód i w tył.
- A jak wygląda przewrotka wprzód? - dociekał uczeń.
- Czy jest na tej sali nauczycielka w.f.? - pytali piłkarze.
Pod koniec, nie wiadomo dlaczego, wesołość wzbudziło pytanie, co piłkarze robią po meczu. Odpowiedź brzmiała: Odpoczywają.
- Czy jest ktoś, bez kogo nie wyobraża pan sobie tej reprezentacji - zapytała na koniec trenera Engela jedna z nauczycielek.
- Nie. Mnie jest się trudno pogodzić ze stratą każdego zawodnika. Bo to wspaniała grupa chłopaków. Oczywiście bez Olisadebe trudniej nam strzela się bramki, bez Świerczewskiego gorzej rozgrywać piłkę, a bez Matyska czy Dudka osłabiona jest gra obronna, ale oni wszyscy tworzą wspaniały zespół. I jest mi przykro, gdy brakuje któregokolwiek z reprezentantów.
Po pytaniach było "Sto lat". A potem... - Uwaga, uwaga - zaczął dyrektor... I nie skończył. Dzieciaki rzuciły się do stołu po autografy. Zaprowadzenie porządku wydawało się niemożliwe. Głos dyrektora - choć wzmocniony, bo miał mikrofon - ginął w ogólnym hałasie. - Szkoła w tył zwrot! Kaczki, ustawić się gęsiego! Rozejść się! - wysiłki dyrektora były przez parę minut daremne. Wreszcie jednak udało się opanować sytuację. Uczniowie spokojnie ustawili się w kolejce, trener wpisał się do złotej księgi szkoły, pan Tomek zagrał hymn szkoły, piłkarze rozdali masę autografów.
Szczęśliwe dzieciaki wróciły do domów, a piłkarze do Konstancina. W sobotę mecz z Ukrainą.
Robert Błoński