Szczęście i pech - po meczach I rundy Pucharu UEFA

Piłkarze Wisły w Splicie dali się sprowokować, ale nie dali zniszczyć. Mistrzowie Polski po remisie 2:2 w Splicie z Hajdukiem w rewanżu w Krakowie będą faworytami.

Szczęście i pech - po meczach I rundy Pucharu UEFA

Piłkarze Wisły w Splicie dali się sprowokować, ale nie dali zniszczyć. Mistrzowie Polski po remisie 2:2 w Splicie z Hajdukiem w rewanżu w Krakowie będą faworytami.

- Do pełni szczęścia potrzebujemy sukcesu w drugim meczu, a przed nim obydwa zespoły mają wyrównane szanse - tonował jednak optymizm po czwartkowym meczu trener Franciszek Smuda.

- Ostatni grający w Splicie polski zespół - Legia - przegrał na stadionie Poljud 0:4 - przypominali po spotkaniu krakowianie.

Dla Wisły remis 2:2 to wynik szczęśliwy, ale po trosze też pechowy. Szczęśliwy, bo Olgierd Moskalewicz strzelił gola w ostatnich sekundach spotkania, a gdyby portugalski sędzia już w pierwszej połowie za okładanie pięściami rywala odesłał do szatni Grzegorza Kaliciaka, krakowianie mieliby znacznie utrudnione zadanie.

Jednak z drugiej strony również Hajduk powinien grać w dziesiątkę, lecz sędzia liniowy udawał, że nie widzi, jak Ante Misze popchnął brutalnie Moskalewicza w polu karnym, choć piłka była zupełnie w innym miejscu. Trener Smuda rugał swych piłkarzy za to, że dali się sprowokować Chorwatom do fauli bez piłki. W ten sposób Kamil Kosowski ujrzał czerwony kartonik, a w pierwszej połowie "czerwień" groziła też Grzegorzowi Kaliciakowi.

- Piłkarze Hajduka zachowywali się tak, jakby nie chcieli nas ograć, tylko zniszczyć - opowiadał potem Olgierd Moskalewicz. - Zupełnie nie rozumiem takich chamskich zachowań jak plucie.

- Przewróciłem się, a chorwacki obrońca "przejechał" mi korkami po żebrach. W odruchu bezwarunkowym kopnąłem go lekko w nogę, on upadł aktorsko, sędzia liniowy to zauważył, opowiedział głównemu i dostałem "czerwień" - opowiadał "Gazecie" Kamil Kosowski. - Ale na szczęście chłopcy poradzili sobie beze mnie. Wynik 2:2 na wyjeździe robi chyba wrażenie.

Mecz obserwowali menedżerowie Fiorentiny, którym na pewno wpadł w oko Chorwat Zvonimir Deranja. Ten młody, filigranowy czarodziej dryblingu poradził sobie raz z defensywą Polaków i w pięknym stylu zdobył pierwszego gola. Po przerwie trafiła jednak kosa na kamień. Na Deranję zwrócił uwagę przebojem wchodzący do seniorskiej piłki 18-latek Kamil Kuzera.

Także po faulu na nim Mirosław Szymkowiak zacentrował w pole karne, Marek Zając podał do Olgierda Moskalewicza, a ten wyrównał.

Chorwaci zachwycali się grą Macieja Żurawskiego, który potwierdził, jak groźny jest w ataku, a gdy Wisła grała w dziesiątkę, potrafił też wracać po piłkę i świetnie rozgrywać na środku boiska.

Polonia niepocieszona

Polonia Warszawa przegrała w Łodzi z Twente Enschede 1:2.

- Jesteśmy niepocieszeni, bo mogliśmy utrzymać remis. Przegraliśmy i ten wynik rokuje niezbyt wielkie nadzieje na awans, chyba że w rewanżu strzelimy szybko gola - powiedział obrońca "Czarnych Koszul" Piotr Dziewicki.

Legia: powrót kapitana

Mecz z Elfsborgiem, wygrany w Warszawie 4:1, drużyna Legii okupiła stratą Jacka Magiery. Warszawski pomocnik naciągnął mięsień dwugłowy i zszedł z boiska jeszcze przed końcem pierwszej połowy. - Jacek przez tydzień będzie pauzować - poinformował kierownik zespołu Ireneusz Zawadzki.

Zysk spotkania w Pucharze UEFA to z pewnością powrót do drużyny Cezarego Kucharskiego. Ile w tym sezonie znaczy dla Legii jego obecność na boisku, pokazał ligowy, przegrany mecz ze Śląskiem, w którym nie wystąpił. Elfsborgowi kapitan Legii strzelił dwa gole.