Matysek o rozpoczynającym się sezonie Bundesligi

Będzie w tym roku na co popatrzeć, bo kosztujący 50 mln marek Amoroso to gwiazda światowego formatu w Bundeslidze, jakiej nie powstydziłaby się żadna z najmocniejszych lig na świecie - mówi były bramkarz Bayeru Leverkusen Adam Matysek.

Matysek o rozpoczynającym się sezonie Bundesligi

Będzie w tym roku na co popatrzeć, bo kosztujący 50 mln marek Amoroso to gwiazda światowego formatu w Bundeslidze, jakiej nie powstydziłaby się żadna z najmocniejszych lig na świecie - mówi były bramkarz Bayeru Leverkusen Adam Matysek.

Michał Pol: Kto zostanie mistrzem Niemiec?

Adam Matysek: Nie uważam, żeby Bayern mógł się czuć pewniakiem. Bawarczycy będą mieli aż czterech bardzo wymagających rywali - Schalke, Borussię Dortmund, Herthę Berlin i Bayer. Ja dołożyłbym jeszcze jako czarnego konia Wolfsburg Juskowiaka, Krygera i Nowaka. Wilki mogą powalczyć nie tylko o europejskie puchary, ale i pierwszą czwórkę. To bardzo niewygodna drużyna, zwłaszcza u siebie. Uważam, że bardzo rozsądnie się wzmocnili, oddając Zoltana Sebescena za Brazylijczyka Robsona Ponte.

Najwięcej pieniędzy wydała Borussia Dortmund. Czy Niemcy nie są zaszokowani, że klub Matthiasa Sammera zapłacił Parmie za Brazylijczyka Marcio Amoroso 50 mln marek?

- Są. Niemcy zawsze byli oszczędni, choć cała Europa kupowała bez opamiętania. Nawet bogaty Bayern bardzo się pilnował. Bariera została przekroczona w ubiegłym sezonie, kiedy Borussia kupiła za 24 mln marek Czecha Rosicky'ego. Już wtedy wszyscy mówili, że jest kwestią czasu, kiedy jakiś klub zapłaci 50 mln. I znowu robiła to Borussia. Fachowcy przypominają jednak, że dwa lata temu klub z Dortmundu także wydał 50 mln marek na transfery, a Borussia ledwo się utrzymała w Bundeslidze.

Pamiętam Amoroso z dwumeczu Bayeru z Udinese, to nietuzinkowy zawodnik. Jeśli szybko się zaaklimatyzuje, jeśli będzie mu pasował styl Bundesligi, to szybko może się stać największą gwiazdą. W każdym razie będzie w tym roku na co popatrzeć, bo Amoroso to nie jedyna gwiazda światowego formatu, jakiej nie powstydziłaby się żadna z najmocniejszych lig na świecie. Są jeszcze Marcelinho i Alex w Herthcie, jest przecież Elber w Bayernie...

Nigdy jeszcze w Bundeslidze nie występowało tylu Brazylijczyków. Skąd ta miłość Niemców do "Canarinhos", od których w Europie o wiele bardziej ceni się obecnie Argentyńczyków?

- W Europie gra wielu Brazylijczyków światowej klasy. W Niemczech panuje wręcz pogląd, że "nie ma tytułu bez Brazylijczyka". Właśnie mój były klub - Leverkusen - był pod tym względem prekursorem, już kilkanaście lat temu budował tam sobie kontakty i ściągał zawodników. Kluby zresztą sprowadzają ich nie tylko w celu wzmocnienia drużyny, ale i z powodów finansowych. W Bundeslidze ich promują, a potem sprzedają za ciężkie miliony do ligi włoskiej, jak było np. z Paulo Sergio czy Emersonem, który jest obecnie kapitanem reprezentacji Brazylii.

Czy widzi Pan pewnych kandydatów do spadku?

- Z tym trzeba uważać. W zeszłym sezonie wszyscy byli pewni, że uboga Energie Cottbus nie ma szans na utrzymanie. A jednak. Dwa lata temu wszyscy skazywali na spadek Unterhaching, a oni o mało co nie grali w pucharach. Od kilku lat, rok w rok jako faworyta do spadku wymienia się Hansę, a oni, choć sprzedają najlepszych graczy, jakoś się utrzymują. W tym sezonie wyjątkowi mocni są beniaminkowie: Nuernberg, Moenchengladbach. Może najsłabsze jest St. Pauli. Jednak nie ma drużyny skazanej na spadek.

Dawno w Bundeslidze nie występowało też tylu Polaków. Czy Pana zdaniem nad Renem zmienia się na lepsze ocena umiejętności naszych rodaków?

- Polacy występują w Bundeslidze nie od dziś i wyrobili sobie markę. W tym sezonie pomogły nam też dobre wyniki reprezentacji. Najlepszy jest tu przykład Radka Kałużnego, który wskoczył do kadry, zdobył kilka goli i od razu znalazł klub. Właśnie dziś czytałem, że trener Energie jest bardzo zadowolony z jego umiejętności, podejścia do zawodu i bardzo na niego liczy. Narzeka tylko na słabą kondycję, ale to da się naprawić na treningu. Nie szkodzi, że Cottbus to nie jest może drużyna marzeń. Radek będzie miał okazję się pokazać i jeśli w słabej drużynie będzie grać pierwsze skrzypce, to za rok ustawi się do niego kolejka lepszych klubów.

Pytam o podejście do naszych rodaków, bo Sławomir Wojciechowski stwierdził, że nie dostał szansy w Bayernie, bo jest Polakiem. Pan także miał w Leverkusen problemy z niesprawiedliwą oceną niemieckiej prasy...

- Wszędzie jest tak samo, raz piszą o nas dobrze, raz źle. Papier wszystko zniesie. Jednak skoro kluby płacą nam, nie przejmują się ocenami prasy tylko rzeczywistą formą. Na szczęście to trener wystawia drużynę, a nie dziennikarze. O Wojciechowskim nie chcę się wypowiadać, bo on jeden wie, jak mu w tym Bayernie było. Na pewno jednak musiał się liczyć z bardzo ciężką walką o wejście do składu takiej drużyny.