Listkiewicz w poniedziałek zrezgnuje

Za cztery dni Michał Listkiewicz złoży rezygnację z funkcji prezesa PZPN. - Ostatecznej decyzji jeszcze nie podjąłem, ale chyba czas odejść - mówi ?Gazecie?. W październiku zjazd związku zmieni statut, w grudniu wybrany zostanie nowy prezes. Będzie nim mógł zostać każdy

Robert Błoński: Co się wydarzy w poniedziałek na posiedzeniu zarządu PZPN?

Michał Listkiewicz: Będą omawiane projekty uchwał dotyczących korupcji, procedur dyscyplinarnych stworzonych według wskazówek przedstawicieli prokuratury.

A o Pana posadzie będzie mowa?

- Tak. Zamierzam zająć stanowisko w swojej sprawie, jak obiecałem. Być może podam się do dymisji. To będzie podyktowane wyłącznie względami osobistymi i zdrowotnymi. Mojej rodziny i mnie. Jestem w ciężkiej sytuacji. Spotykam się z oficerem policji, który prowadzi dochodzenie w sprawie incydentów w ostatnich miesiącach. Od profanacji grobu mamy, poprzez groźby przysyłane w różnej formie, napaść na moją żonę na ulicy, chuligańskie zaczepki wobec syna. Ja już kiedyś straciłem w tragicznych okolicznościach mamę. Nie chcę takiej traumy jeszcze raz.

Wiele osób uważa, że tłumacząc swoją decyzję w ten sposób, próbuje Pan uratować twarz.

- I tak zostałem tak wdeptany w glebę, mój wizerunek został zniszczony w mediach, że nie muszę uciekać się do tak dramatycznych tłumaczeń. Niektórzy ludzie mówią, że nie pamiętają takiej eskalacji nienawiści w mediach wobec jednej osoby, jaka mnie spotkała. Co zrobię, to źle. Co złe w polskiej piłce, to Listkiewicz. A formy w niektórych mediach są wulgarne - to lekko powiedziane. Nie jestem tego w stanie wytrzymać fizycznie i psychicznie. Prezesem musi być ktoś, kto lepiej sobie radzi z brutalnym światem polityki, biznesu, gierek, interesów. Moje umiejętności na obecne czasy nie są wystarczające. Doszło do tego zmęczenie materiału. Siedem lat na jednym stanowisku to długo jak na Polskę. Czas odejść. Mam nadzieję, że jak pył bitewny opadnie, ktoś przyzna, że osiągnięcia jednak miałem.

Chodzi nie o jedną osobę, ale o zmiany w PZPN. W niewydolnej strukturze, która odpowiada za fatalny stan naszej piłki.

- Ktoś musi organizować rozgrywki. Jeden menedżer z laptopem nie wystarczy, by w poniedziałek przejrzeć setki protokołów z meczów dzieci, juniorów czy C klasy. Są propozycje zmian w związku. Jeśli październikowy zjazd zatwierdzi te zmiany, zarząd zostanie zmniejszony o połowę, przestanie istnieć komisja odwoławcza i sąd koleżeński. Na stanowisko prezesa i inne mogą kandydować ludzie z zewnątrz. W grudniu, jeśli zostanie przyjęty statut, nowi delegaci wybiorą nowe władze.

Kiedyś zarząd popierał murem Mariana Dziurowicza. Podczas wojny futbolowej z Jackiem Dębskim działacze postanowili poświęcić Dziurowicza i wybrali Pana. Dwa lata temu podczas wyborów na prezesa miał Pan ponad 98-proc. poparcie, a teraz, gdy minister Lipiec atakuje PZPN, większość odwróciła się od Pana. I chcą Pana poświęcić.

- Być może. Ale nie to jest najważniejsze. W ostatnich wyborach byłem jedynym kandydatem, co nie było dobre. Popełniłem błędy, zarząd także. Wpłynęła na to afera sędziowska, której końca nie widać od ponad roku. Mam sobie do zarzucenia naiwność, że po zatrzymaniu Antoniego F. powiedziałem, że to tylko jedna czarna owca. Może to, co zrobiono wczoraj, trzeba było zrobić rok temu? Czyli rozwalić struktury sędziowskie na szczeblu terenowym i centralnym i zweryfikować wszystkich oraz powołać od nowa osoby decydujące o arbitrach.

Inny błąd?

- Chodzi o kiepski występ na mistrzostwach w Niemczech. Frustracja była sto razy większa niż po porażce w Korei. Nie ja grałem i nie ja wybierałem skład, ale prezes też płaci za wynik. Na Okęciu po powrocie z Niemiec skandowano, że mam odejść. Życzę jednak następcy, by za jego kadencji dwa razy z rzędu Polska awansowała do finałów. Kiedyś byłem sędzią liniowym w finale MŚ, ale śmiano się, że tylko machałem chorągiewką. Życzę, by jeszcze kiedyś Polak pełnił jakąkolwiek funkcję w takim meczu. Nawet niech wiesza siatki na bramkach.

Polski futbol bez prezesa Listkiewicza będzie lepszy?

- Mam nadzieję, że atmosfera wokół niego będzie lepsza.

Ale to nie o atmosferę chodzi.

- Potrzebni są nowi ludzie w polskiej piłce. Tylko niech przyjdą. Jeśli ja zawadzam, to muszę odejść, żeby odblokować związek.

Mówił Pan, że był zbyt naiwny. Na wielu się Pan zawiódł?

- Tak. Za wielu osobom zaufałem. Za mało stosowałem metod śp. prezesa Dziurowicza. Nie było w PZPN ręcznego sterowania, ścisłej kontroli. Starałem się dobrze reprezentować polską piłkę na zewnątrz: w polityce, dyplomacji jestem dobry. Ale spływała na mnie masa drobnych spraw w kraju, w których się gubiłem.

Myśli Pan o działalności w UEFA?

- Jestem w komisjach FIFA i UEFA od kilkunastu lat. Moja kadencja trwa do roku 2009. Mam mocną pozycję. Ale może nowe władze PZPN zmienią mnie po zakończeniu kadencji.

Copyright © Agora SA