- Ujek Ryszard był w Polsce po wojnie tylko raz. Ale nie prywatnie, bo się bał, że go zamkną, tylko z drużyną. Przylecieli z Frankfurtu samolotem i wylądowali na Muchowcu. Od razu pojechali na stadion. Po meczu - od razu z powrotem. Ojciec czekał na niego, a ujek go bez trudu poznał. Ale mogli rozmawiać tylko krótką chwilę. Dał mu sweter, a dla mnie przywiózł nowiutkie adidasy z wkręcanymi korkami. To było coś, bo wszyscy graliśmy w butach kolarskich, do których szewc przybijał kołki. Miałem takie buty chyba jako pierwszy piłkarz w Polsce, choć grałem przecież w Dębie Katowice -wówczas klubie trzecioligowym - śmieje się bratanek mistrza świata Edward Herman, były piłkarz Ruchu Chorzów. Jak to się stało, że synek z Dębu trzymał w rękach Złotą Nike?
Wilhelm Herman, górnik z kopalni Eminencja (później przemianowanej na Gottwald), miał dwóch synów i dwie córki. Szybko okazało się, że starszy Antek (rocznik 1909) i młodszy Rysiek (rocznik 1923) mają smykałkę do futbolu. Rodzina Hermanów mieszkała na Dębowej, więc naturalnym było, że zaczynali kopać piłkę oczywiście na boisku Dębu, obok 1.FC - najmocniejszego przed wojną katowickiego klubu. Starszy Antoni, pracował w Hucie Baildon jako tokarz i grał na skrzydle w tej drużynie. W 1936 roku grał z nią nawet w ekstraklasie, a piłki z głębi pola zagrywał mu Ewald Dytko z Załęża - najwybitniejszy gracz tamtej drużyny, uczestnik mistrzostw świata w 1938 roku. Ciekawostką jest fakt, że klub w latach 1935-39 wybudował nowy stadion na terenie dzisiejszego... wesołego miasteczka. Mieszkańcy do dziś pamiętają okazały ceglany parkan wokół obiektu. Hitlerowcy w czasie wojny zrobili tam wysypisko śmieci.
Charakterystyczny staw w wesołym miasteczku istniał i wtedy, tylko był mniejszy. Miejscowi mówili na niego "Koźlok". Będąc dziećmi, Antek i Rysiek często chodzili się tam kąpać.
Kiedy wybuchła wojna, Rysiek miał 16 lat, ale już był wyróżniającym się juniorem Dębu. W ostatnim sezonie zdobył bodaj 12 goli.
Nazwisko przyszłego mistrza świata znaleźć można m.in. w dokumencie sprawozdawczo-wyborczym katowickiego Dębu z 1938 roku, w którym wymienia się członków poszczególnych sekcji i zespołów. To istotne choćby o tyle, że archiwiści renomowanego "Kickera" nie wiedzą o "dębowym" okresie Hermana. Dla nich jest on wychowankiem katowickiego 1.FC.
W tym ostatnim klubie Ryszard rzeczywiście grał, choć niezbyt długo. Po prostu do 1.FC od jesieni 1939 roku wcielano praktycznie wszystkich wyróżniających się wcześniej zawodników przedwojennych polskich klubów Katowic. Herman znalazł się więc w 1.FC jakby "z urzędu".
Potem obu Hermanów wcielono do Wehrmachtu. Losy starszego Antoniego są dramatyczne. Trafił na front wschodni i walczył pod Stalingradem. Podczas jednego z radzieckim ataków został bardzo poważnie ranny w głowę. - Kula przebiła hełm. Myśleli, że ojciec już nie żyje, ale miał szczęście. Natychmiast przewieźli go na tyły. Lekarze zrobili mu trepanację czaszki. Zamiast kości wstawili złote płytki i odesłali do domu. Na czubku głowy już nigdy nie wyrosły mu włosy, było widać te płytki. Ojciec już nigdy nie zagrał w piłkę. Często skarżył się, że bolała go głowa - wspomina Edward Herman. Po wojnie pracował w Hucie Baildon i fabryce sprzędu górniczego Moj na Załężu.
Młodziutki Ryszard trafił do alianckiej niewoli. Wyszedł z niej w 1946 roku i już nigdy nie wrócił na stałe w rodzinne strony. Został zawodnikiem Frankfurter SV. Szybki lewoskrzydłowy, dobry drybler wyróżniał się, więc słynny trener "Sepp" Herberger powołał Hermanna (w Niemczech Ryszard Herman używał nazwiska Richard Hermann) już na pierwszy powojenny mecz RFN przeciwko Szwajcarii w 1950 roku! W sumie piłkarz rodem z katowickiego Dębu rozegrał w niemieckiej koszulce osiem reprezentacyjnych gier. Największą sławę przyniosła mu ta ostatnia.
Mistrzostwa świata w 1954 roku obrosły legendą. O dramacie węgierskich arcymistrzów futbolu wspomina się do dziś. Przegrali finał z Niemcami 2:3, choć przecież w eliminacjach pokonali ich aż 8:3. Należy pamiętać jednak, że wytrawny strateg "Sepp" Herberger w owym przegranym meczu na stadionie w Bazylei celowo wystawił kilku rezerwowych. Był wśród nich 31-letni już wtedy Hermann. Na lewym skrzydle zastąpił młodszego o cztery lata Hansa Schafera z 1.FC Koeln. Obok niego wystąpił inny rezerwowy z Frankfurtu - lewy łącznik Alfred Pfaff z Eintrachtu. Prasa nazwała ich "frankfurckimi ptakami".
Niemcy z grającymi w najsilniejszym składzie Węgrami nie mieli szans, ale Hermann zapisał się z dobrej strony. Właśnie w 81. minucie zaskoczył sławnego Gyulę Grosicsa i strzelił ostatniego gola w tym meczu. Była to jego jedyna bramka w reprezentacji.
Potem Richard znów usiadł na ławce rezerwowych. W szwajcarskich mistrzostwach już nie wystąpił, ale i tak dla wszystkich mieszkańców Dębu był bohaterem. - W okolicy wszyscy wiedzieli, że to brat mojego ojca Antoniego. Choć oficjalnie nie wspominało się o tym, to wszyscy gratulowali mi i ojcu. Po ostatnim meczu ojciec i inni kibice poszli świętować do baru Karolinka sukces ujka. Lało się piwo i wódka. Cała dzielnica szalała z radości - wspomina Edward Herman. Parę miesięcy później na Dębową przyszła z Niemiec paczka od Richarda. Były w niej m.in. zdjęcia, które prezentujemy w "Gazecie".
Hermann do dziś jest największą gwiazdą klubu Frankfurter SV. Zagrał w 320 ligowych meczach i strzelił dokładnie 100 goli dla FSV. Dziś nie jest to najmocniejszy klub w mieście - większe sukcesy, więcej kibiców ma Eintracht. Ciekawe, że w FSV grali po latach Jacek Grembocki i Carten Nulle , byłi piłkarze m.in. Górnika Zabrze. Grembocki wspominał, że katowiczanin do dziś ma tam swoją pamiątkową gablotkę - jako najlepszy piłkarz w dziejach FSV. Dziennikarz Erick Wick z "Neuen Sport" napisał, że "Hermann z piłką przy nodze jest najszybszym galopującym piłkarzem w niemieckim powojennym futbolu". Dumni mieszkańcy Frankfurtu nazywali go kordialnie "naszym Richardem". AC Torino chciało kupić śląskiego skrzydłowego za 60 tysięcy marek, ale działacze FSV nie zgodzili się.
Strona internetowa FSV Frankfurt podkreśla z emfazą, że w dzisiejszych czasach "Hermann byłby zwany bogiem piłki nożnej" i że jest najlepszym piłkarzem, który kiedykolwiek nosił klubowy czarno-niebieski trykot, ale nie wspomina ani słowa, że ich idol był Górnoślązakiem.
Karierę Richarda przerwała kontuzja, jakiej doznał w 1957 roku w meczu z Dinamem Zagrzeb. Próbował wrócić jeszcze do futbolu, ale bezskutecznie. Pod koniec lat 50. "Kicker" pisał o nim, że już nie gra, za to prowadzi we Frankfurcie "tabac-geschaft". - To był taki sklep, coś w rodzaju naszych delikatesów. Utrzymywał z niego rodzinę i dwójkę dzieci. Miał syna i córkę. Przyznam, że nic o nich nie wiem, nawet jak mają na imię. Kontakty między nami były dość luźne, a po śmierci mojego ojca ustały zupełnie - przyznaje Edward Herman.
Ryszard zmarł wcześniej niż Antoni. Nie miał jeszcze czterdziestu lat, męczył się po długiej chorobie. - Chorować zaczął zaraz po mistrzostwach świata w Szwajcarii. Ponoć było to jakieś zakażenie - mówi Edward Herman. Jego stryj zapadł - jak jeszcze kilku innych piłkarzy - na ciężką żółtaczkę, której konsekwencją była chroniczna choroba wątroby. Niektórzy utrzymują, że zakażenie wdało się od brudnej igły, kiedy lekarz kadry wstrzykiwał zawodnikom witaminy.
Dobre piłkarskie geny przeszły w rodzinie na Edwarda. Na przełomie lat 60. i 70. jeden z najlepszych polskich napastników, z Ruchem Chorzów zdobył mistrzostwo Polski w 1968 r. Fakt, że ani razu nie zagrał w reprezentacji jest zdumiewający. Stało się tak dlatego, że akurat w tym okresie biało-czerwoni mieli wysyp wielkich piłkarskich talentów. - Z powodu nazwiska miałem trochę kłopotów. Kiedy chciałem pojechać do Niemiec na mistrzostwa świata w 1974 roku, nie wydano mi paszportu - mówi zawiedziony.
Dodajmy na koniec, że kiosk Hermanna przy Berger Strasse w centrum Frankfurtu istnieje do dziś.
Richard Hermann
(błędnie: Herrmann - jak chcą niemieckie źródła); ur. 28.01.1923 w Katowicach - zmarł 27.07.1962 we Frankfurcie nad Menem
lewoskrzydłowy i lewy pomocnik; mistrz świata 1954 w barwach RFN; błyskotliwy, szybki i dobry technicznie napastnik; dla Niemiec - 8 A; debiut reprezentacyjny - w 1950 r. przeciwko Szwajcarii, pożegnanie - przegrana 3:8 z Węgrami na wspomnianych mistrzostwach świata, ale na wagę złotego medalu; w mistrzowskim dla podopiecznych Herbergera sezonie 1954 - 12 bramek dla FSV Frankfurt; piłkarz klubów: Dąb Katowice (1934-1939), w czasie wojny - w katowickim 1.FC, a potem w Kickers Offenbach, po wyjściu z alianckiej niewoli FSV Frankfurt n. Menem (1946-1960); reprezentacyjny gracz Hesji i niemieckiego "Południa"; trener FSV 02 Seckbach.