Maciej Skorża: Janas zamienił sześć nazwisk

We wtorek długo rozmawiałem z selekcjonerem . Ale nie padło nawet pół słowa o mojej rezygnacji. Byłem, jak wszyscy, zaskoczony nominacjami na mundial. Paweł Janas wymienił sześć nazwisk w stosunku do tego, co ustaliliśmy. Miał do tego pełne prawo - mówi drugi trener reprezentacji Polski

Robert Błoński: Jak rozmawiam z piłkarzami to przypomina mi się program "Tata, a Marcin powiedział". Zawodnicy mówią: "...a Maciek Skorża powiedział mi, że jadę na mistrzostwa"

Maciej Skorża: Nie bardzo rozumiem?

Ci, którym Pan mówił, że jadą - nie jadą.

- Spokojnie. Zawodnicy są rozgoryczeni, zawiedzeni. Szukają różnych podtekstów. Owszem, Tomkowi Frankowskiemu, podczas pożegnania we Wronkach powiedziałem "do zobaczenia w przyszłą niedzielę na zgrupowaniu przed wylotem do Szwajcarii" ponieważ byłem przekonany o jego nominacji. Ale żadnemu z tych zawodników nie powiedziałem: "słuchaj, trener Janas zapewnił mnie, że na mur-beton jedziesz". W tych rozmowach wyrażałem swoją opinię, swoje odczucia i wydawało mi się to oczywiste. Kiedy byłem u Tomka w Wolverhampton mówiłem "nie przejmuj się tym, że nie strzelasz, wszystko jest ok." Wtedy był plan ,żeby Tomka podbudować psychicznie i przygotować do mundialu na zgrupowaniach w Szwajcarii i Niemczech. Przecież jego akcje stały bardzo wysoko. Jak teraz słucham całej armii piłkarzy, którzy żalą się, że mówiłem im że jadą do Niemiec, to jestem w szoku.

Tomaszowi Rząsie Pan mówił.

- A' Propos Tomka, to uważam że jest to najbardziej niedoceniony przez kibiców i media polski piłkarz. W końcu jako jeden z nielicznych w historii naszej piłki zdobył puchar UEFA. Wracając do pańskiego pytania to faktycznie kibice Amiki wybierający się na mundial poprosili mnie o kilka koszulek reprezentacji. Jedną wziąłem od Tomka po meczu z Wyspami Owczymi i zażartowałem, że "niedługo będziesz miał ich dużo, i to mundialowych". Jest mi przykro, że moje niektóre wypowiedzi okazały się aż tak niefortunne. Rozmawiałem w czwartek i z Tomkiem Rząsą i z Jurkiem Dudkiem. Tomek Frankowski nie odebrał telefonu. Mimo wszystko życzyli nam powodzenia na mundialu, choć w ich glosie brzmiał żal. Mam nadzieję, że nasze drogi nie rozchodzą się na zawsze i nie myślę tu jedynie o aspekcie sportowym. W moim odczuciu to przede wszystkim bardzo wartościowi ludzie.

Kiedy Pan się dowiedział, kto jedzie na mistrzostwa?

- W poniedziałek po 20, oglądając telewizję.

Dlaczego nie przyjechał Pan do Warszawy?

- Opóźnił się samolot z Poznania o godzinę. Zadzwoniłem, z lotniska, do Pawła i zapytałem czy w tej sytuacji jest sens bym przylatywał do Warszawy. Uznaliśmy, że nie ma to sensu. Powiedział mi tylko, że dokonał pewnych zmian w porównaniu z tym, co ustaliliśmy wieczorem we Wronkach. I tyle. Szczegółów nie zdradził.

Był Pan zaskoczony słysząc, kto jedzie do Niemiec?

- Byłem. Bo przecież jeszcze poprzedniego wieczoru ustalenia były inne. Ale gdy ochłonąłem, uznałem po prostu, że Trener Janas skorzystał z tego, do czego ma pełne prawo czyli wyboru 23-osobowej kadry. Nie ma obowiązku słuchać żadnego doradcy ani podpowiedzi.

Złożył Pan rezygnację?

- Ani na ręce Pawła, ani na ręce moich przełożonych z PZPN nie składałem prośby o rezygnację.

Był odruch, żeby zrezygnować?

- Ja nie jestem od odruchów tylko od roboty. Paweł zaprosił mnie do współpracy trzy lata temu i od tamtej pory jestem do jego dyspozycji. Jak uzna, że moja rola się skończyła, odejdę. Ja jestem tylko asystentem. W cieniu selekcjonera, głosem doradczym... Wiele razy jego decyzje szokowały wszystkich, a okazywały się trafne.

Ale nie zdziwiło Pana, że prawa ręka selekcjonera nic nie wie o powołaniach?

- To Paweł ustala reguły i zasady współpracy ze swoimi asystentami. Rozmawiałem z Pawłem we wtorek. Długo, przez telefon. Przybliżył mi swoją koncepcję. I skoro uznał, że tak będzie lepiej, to nie wypada zrobić nic innego, jak tylko uszanować decyzję. Nie ukrywam, że miałem nieco odmienne zdanie na temat niektórych powołań, a szczególnie formy ich komunikowania zawodnikom. Ale to już przeszłość. Uważam że trzeba teraz skupić się na bardziej istotnych kwestiach niż odczucia asystenta selekcjonera. Przed nami ciężkie mundialowe boje.

Którego, z niepowołanych piłkarzy, najbardziej Panu żal?

- Trudne pytanie. Nie umiem odpowiedzieć.

A przekonuje Pana argumentacja selekcjonera w sprawie Jerzego Dudka i Tomasza Frankowskiego?

- Selekcjoner nie jest zobligowany do uzasadniania swoich koncepcji.

Ile nazwisk selekcjoner zmienił w nocy z niedzieli na poniedziałek?

- Sześć. I to wzbudziło moje zdziwienie. Ale to chyba normalna reakcja. Przekonują mnie jednak słowa, że Paweł chciał odmłodzić grupę dublerów. Trzon zespołu zdaniem selekcjonera, czyli najpoważniejsi kandydaci do gry w pierwszej jedenastce zostali ci sami.