Jerzy Dudek: Studzę się zimną wodą. Ciężko mi to wszystko zaakceptować. W ostatnich miesiącach mało grałem, fakt. Ale każdą szansę do występu traktowałem jako okazję do przygotowania się na mistrzostwa. Nie znajduję żadnego logicznego uzasadnienia decyzji trenera.
- Na jakiej podstawie tak twierdził?
- Nie przekonują mnie te argumenty. W niedzielę miałem wiadomość, że kadra jest ustalona i w następną niedzielę spotykamy się w Warszawie przed wyjazdem do Szwajcarii na zgrupowanie. I nagle w poniedziałek wszystko się zmieniło. Trener zaszokował nie tylko kibiców, ale nawet swoich asystentów. Mam nadzieję, że trener nie został przez kogoś postawiony pod murem. Że ktoś nie zmusił go do takich, a nie innych decyzji.
- Nie wiem. Nie wiem, z kim spędził noc z niedzieli na poniedziałek. Po wszystkich meczach kadry w których ostatnio grałem, rozmawiałem z selekcjonerem o mojej przydatności do kadry. Mówił, bym się nie przejmował spekulacjami, że na pewno dojdę do formy po kontuzji. Ci, co mnie znają, wiedzą, że nawet rola numer dwa czy trzy by mnie nie zmieniła. Czułbym sportową wściekłość, ale jestem pozytywną osobą...
Nie chodzi przecież o to, by na mundialu budować zespół na eliminacje EURO 2008. Nie jedziemy tam, by promować młodzież, tylko po sukces. Aby go osiągnąć, musielibyśmy jechać w najsilniejszym składzie. A nie jedziemy. Jak oglądałem relację, pomyślałem w pierwszej chwili, że to jakiś żart ze strony telewizji. Dowcip dla podniesienia oglądalności. Bo tak to wyglądało, gdy trener pomijał nazwiska Dudka, Rząsy, Kłosa czy Frankowskiego. A jeszcze po meczu z Litwą Paweł Janas powiedział drużynie: "W reprezentacyjnej formie to na razie jest tylko Dudek".
- Takie miałem informacje po tej burzliwej naradzie w hotelu we Wronkach. Przez ostatnie tygodnie z wrodzonej skromności mówiłem, że nie wiem, czy pojadę. Byłem sceptyczny. Ale tak naprawdę byłem pewny na sto procent, że jadę. Że wywalczyłem to swoją postawą i determinacją. Miałem świetny kontakt z Janasem. Nigdy nie było najmniejszego nieporozumienia, nie wiem, czym się kierował. A może po prostu trener już wie, że Polska na mistrzostwach nie osiągnie nic? I skorzystał z podpowiedzi, propozycji, o których mówić nie chcę? Bo nie sądzę, by tylko sportowy aspekt decydował o tym, że nie jadę.
- Nie wiem...
- Może tamtej niedzielnej nocy działał pod wpływem jakiegoś środka odurzającego? Albo może nie był w stu procentach świadomy tego, co robi?
- Największa strzała w serce, jaką w życiu dostałem. To tak, jakbym po dziesięciu latach małżeństwa dowiedział się z wywiadu żony dla jakiejś gazety, że nie jestem ojcem naszego dziecka. Rzeczywiście, jestem mało uchwytny, ale w sztabie kadry mają numery moich telefonów. Chodzi o wzajemny szacunek, respekt - to jest najważniejsze. Van Basten czy Klinsmann rozmawiali z tymi, których pominęli. Czuję się jak ten piłkarz Arki Gdynia uderzony w głowę po meczu z Wisłą w Krakowie. Też nie wiedział, jakim wynikiem skończył się mecz...
- Nie chodzę za nim. Nie wiem, w jakim towarzystwie się obraca. Znam jednak środowisko piłkarskie i czasem się tego wstydzę. Czasem mi głupio, że w ogóle gram w piłkę. Wiem, jakie są układy i zależności między trenerami a agentami piłkarzy. W poniedziałek wieczorem chciałem skończyć z piłką mimo jeszcze rocznej umowy z Liverpoolem.
- Nie wiem. Tylko przypuszczam, że o powołaniach nie do końca decydowały czynniki sportowe.
- Nic nie powiem. Opowiem historię: przy okazji meczu z Litwą rozmawialiśmy o ostatnim obozie przygotowawczym kadry. Powiedzieliśmy - m.in. ja i Mirek Szymkowiak - że ośrodek na Węgrzech, który już był zarezerwowany przez PZPN, jest katastrofalny. Nie spełnia żadnych kryteriów. Siłownia, odnowa, boiska - są podobno OK. Ale sam hotel - dramat. Gorszy niż ośrodki przygotowań olimpijskich. Powiedzieliśmy trenerowi, że skoro w hotelu spędzamy 85 procent czasu, to po co mamy jechać do takiego, z którego po dwóch dniach będziemy się przeprowadzać. Mówiłem, że nie ma sensu już na samym początku podcinać skrzydeł. Janas przyznał mi rację. Zaproponowałem ośrodek w Szwajcarii, gdzie byłem z Liverpoolem. I tam kadra jedzie...
Po osiągnięciach z Liverpoolem chciałem zdobyć zaszczyty z kadrą. Dorosłem mentalnie do tego, by być odpowiedzialnym za kadrę. W ostatnich dwóch latach był najwyżej jeden mecz, za który można by się do mnie przyczepić. Podkreślał to również Janas. Może i ci młodzi piłkarze mają talent, a trener chciał zrobić w ostatniej chwili to samo, co Jerzy Engel cztery lata temu, kiedy nie wziął Tomka Iwana? I znowu jest to samo. Koniec z dobrą atmosferą, kolesiami. Wstrząs jest, i to porządny.
- Tomka Frankowskiego to selekcjoner powinien zanieść na rękach z klubu, w którym gra, do samych Niemiec. On nam załatwił awans, wchodził i strzelał gole. Ale może to taka taktyka? Co innego mówię, co innego robię? Sam selekcjoner powiedział, że pojedziemy na obóz i się przygotujemy do mistrzostw. Janas nie ma i nie może mieć żadnych zarzutów wobec mnie. Żebym choć raz, przed jakimkolwiek sparingiem, usłyszał: "Nie biorę cię, bo jesteś bez formy, nie angażujesz się". Nic nie było. Uważam, że trener pomylił się w ocenie mojej osoby. I każdy, kto trzeźwo ocenia sytuację, powie dokładnie to samo. Pokazały to również mecze w Premier League. Występowałem sporadycznie, ale broniłem dobrze.
Nikogo się nie czepiam. Ale Kamil Kosowski od trzech lat siedzi za granicą na ławie. Może się nie nadaje? Nie pasuje mentalnie, nie może pokonać bariery językowej? Nie może się przyzwyczaić, że na Zachodzie nikt nikogo nie będzie głaskał za wygląd, jeśli zawodnik nie będzie walczył dzień w dzień o każdy kawałek boiska?
- Do żadnej grupy nie należałem i nie należę. Byłem w reprezentacji Polski. Na mundial miało jechać dwóch doświadczonych bramkarzy i jeden młody. Pamiętam, jak zaczynały się eliminacje do MŚ. Przyszedł do mnie Paweł Janas i mówi: "Jurek, k..., dobrze że jesteś w formie. Bo Engel wziął do Azji trzech starych zawodników [Dudka, Matyska, Majdana - rb] i gdybyś nie był w gazie, to k..., nie miałbym nikogo na te eliminacje". Nie przemawiają do mnie żadne argumenty trenera.
- Mam nadzieję, że coś zdziała, choć widoki są mizerne. Smutna wiadomość, ale nie mamy w grupie San Marino czy Wysp Owczych. I nie możemy być spokojni o wynik. Zacząłem zauważać, że w kadrze zaczyna panować przekonanie, iż Ekwador to takie Wyspy Owcze. Z lepszymi reprezentacjami, o których wiemy, że są lepsze, walczy się inaczej. Mundial to taka impreza, gdzie są ekipy dobre i bardzo dobre. Wielu z nas miało doświadczenia z Korei, gdzie się pogubiliśmy. To są zupełnie inne imprezy niż te, na których grał trener Janas ponad 20 lat temu. Metody treningowe się wyrównały, świat poszedł do przodu. Nie ma takich różnic, jak kiedyś między Polską a Peru. Będę kibicował Polakom. Modlił się. Bo racjonalnych argumentów może mi zabraknąć.
- Czy ja kiedykolwiek z kimkolwiek miałem konflikt? Czy kiedykolwiek dla Jerzego Dudka najważniejszy był Jerzy Dudek, a nie reprezentacja? Jakbym usiadł na trybunach, byłbym wściekły sportowo, ale pozostałbym z zespołem. Z Arturem nigdy nie miałem problemów.
- Nie wypowiadam się.
- Dopóki będę miał dwie zdrowe nogi i parę rąk, nie wycofam się. Choć były myśli, żeby to wszystko pieprznąć w kąt.
- Jak powiedziałem Jackowi Krzynówkowi, myślał, że żartuję. Marek Saganowski pół żartem, pół serio powiedział, że z tych niepowołanych można by stworzyć niezłą drużynę. Za parę dni otwieram boisko przy szkole podstawowej w Knurowie, do której chodziłem. Może tam zagralibyśmy mecz "powołani" kontra "niepowołani". Wtedy okazałoby się, czy to czynniki sportowe decydowały o wszystkim.
- Czasem nie bierze się obrońcy, żeby zrobił miejsce pomocnikowi, a na tę pozycję można wziąć "poleconego" zawodnika.
- Na mundial powinna jechać najlepsza drużyna, na jaką nas stać. A mam wrażenie, że stać nas na lepszą od tej, którą wybrał trener. Nie ma ludzi niezastąpionych. Wyrzucił trener Dudka, Rząsę, Kłosa i Frankowskiego? Fajnie. Ale tak łatwo dobrych piłkarzy to może pozbyć się trener Hiszpanów czy Brazylii. Bo trener Anglików Eriksson już nie.
O klasie nie decyduje tylko to, kto gdzie gra. Można grać w lidze, którą się nikt nie interesuje, i w klubie, którego nazwy nikt nie zna, i strzelać po sto goli. Ja też mógłbym teraz wrócić do Concordii i być najlepszym bramkarzem śląskiej III ligi. Ale jak to się ma do moich ambicji, umiejętności i możliwości?
- Nie musi się przed nikim z niczego tłumaczyć.
- A kto ma wziąć? To jest taka sama odpowiedzialność, jak w polityce. Dużo słów, mało konkretów. Bo co się może wydarzyć po mistrzostwach? Jak przegramy wszystko, Janas straci pracę. To taką odpowiedzialność i ja mogę na siebie wziąć...