"My już nic nie musimy, ale bardzo chcemy" - te słowa trenera Adriana Siemieńca idealnie oddawały nastawienie Jagiellonii Białystok przed rozpoczęciem rywalizacji z belgijskim Cercle Brugge. Mistrz Polski już i tak zrobił może nawet więcej, niż od niego oczekiwano chociażby po eliminacjach, w których był gromiony przez Bodo/Glimt i Ajax Amsterdam. Ale choć 1/8 finału Ligi Konferencji to dla zespołu z Białegostoku ogromny sukces, nikt na Podlasiu nie miał wątpliwości, że Jagę stać na jeszcze więcej. Nawet pomimo faktu, że tym razem miał się spotkać z przedstawicielem znacznie silniejszej ligi niż Ekstraklasa.
Uprzedzamy - to nie będzie tekst w pełni merytoryczny. To będzie artykuł autorstwa osoby, która już jako 10-latek siedziała przed telewizorem i odświeżała telegazetę, by sprawdzać, czy TVP3 Białystok już wrzuciło wynik III-ligowej wówczas Jagiellonii Białystok. Czy ten 10-latek wówczas marzył, że blisko ćwierć wieku później będzie opisywał rywalizację o ćwierćfinału europejskich pucharów? A skąd!
Ale to są miesiące, gdy wszelkie marzenia kibiców Jagiellonii się spełniają. A może inaczej - są w efektowny sposób spełniane przez fantastyczną drużynę Adriana Siemieńca, która dokonuje rzeczy niezwykłych, do niedawna nie do pomyślenia. Ta Jaga zachwyca, i to nie tylko w Polsce, ale też w Europie. Czego dowodem było czwartkowe spotkanie przy Słonecznej, po którym belgijski Cercle Brugge wyjechało z bagażem trzech goli.
"Fight for glory", czyli "Walczcie o chwałę" - zaapelowali oprawą kibice Jagi na początku tego meczu. A ich piłkarze wzięli to sobie do serca. Rozbili rywala 3:0 i jeśli w rewanżu za tydzień w Brugii nie będzie dramatu, zagrają w ćwierćfinale Ligi Konferencji.
Mecz w Białymstoku przez długi czas potwierdzał ostatnią tendencję w rywalizacjach z udziałem Cercle Brugge. W ostatnich jedenastu meczach Cercle tylko jedna drużyna (włącznie z Cercle) była w stanie strzelić więcej niż jednego gola. Był to lider ligi belgijskiej Genk, który pokonał u siebie drugą siłę Brugii 2:1. Ten stan ma miejsce od 12 grudnia, czyli blisko trzy miesiące!
I faktycznie, również na Podlasiu przez długi czas to był zacięty, taktyczny mecz. Jagiellonia mogła pluć sobie w brodę, bo sytuacji na strzelenie goli nie brakowało, ale i rywale mieli momenty, gdy po akcjach przed bramką Sławomira Abramowicza serca kibiców mistrza Polski zabiły zdecydowanie mocniej.
Jednak czerwona kartka Abu Francisa, a po chwili rzut karny wykorzystany przez Afimico Pululu sprawiły, że Belgowie zaczęli pękać i dostawać gola za golem. Owszem, Jaga zaczęła mieć też trochę szczęścia, którego brakowało jej przed wyrzuceniem z boiska jednego z Belgów, ale szczęście też trzeba umieć wykorzystać, a mistrz Polski zrobił to perfekcyjnie.
Gdy Afimico Pululu trafił z rzutu karnego, zdobył siódmą bramkę w tym sezonie Ligi Konferencji i został samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców.
- Naprawdę nie zwracam na to uwagi. Chcę pomagać zespołowi, a gdy mam okazję strzelić gola, to staram się to wykorzystać. Nie myślę o koronie króla strzelców Ligi Konferencji, ale jak się uda ją zdobyć przy okazji, to będzie fajnie - mówił z uśmiechem na ustach jeszcze na czwartkowej konferencji prasowej.
- Nie czuję presji. Drużyna moim zdaniem też. Jesteśmy dumni, że jesteśmy tutaj, bo mało kto się tego spodziewał. Teraz czerpiemy z tego przyjemność z chwili i damy z siebie wszystko - dodawał Pululu. I to było widać, gdy kilka minut później Francuz fantastyczną przewrotką zapakował piłkę w bramce na 3:0. Pululu nie ma wyjścia - musi zawalczyć o tę koronę!
Afimico i spółka spełniają kolejne wielkie marzenia "Żółto-Czerwonych". Trudno znaleźć lepszy przykład zespołu, dla którego "Sky is the limit". Adrian Siemieniec wraz z zawodnikami przebijają kolejne sufity i konia z rzędem temu, kto przewidzi, co jeszcze są oni w stanie dokonać.
Rewanż na Jan Breydel Stadion w Brugii odbędzie się za tydzień, 13 marca o godzinie 18:45. Relacja na żywo na Sport.pl.