Wjeżdżając do Backiej Topoli, niewielkiej miejscowości w północnej Serbii, mija się kilka zniszczonych domów. Na starcie wita nas krajobraz typowego słowiańskiego miasteczka, którego urok wymieszany jest z koniecznością natychmiastowego remontu. Ale to właśnie tu, po pechowej utracie czołowej ósemki na koniec fazy ligowej, los nakazał wybrać się mistrzowi Polski Jagiellonii Białystok w ramach playoffów Ligi Konferencji.
W losowaniu Jaga miała i tak sporo szczęścia, bo alternatywą dla trzeciej siły Serbii ubiegłego sezonu było norweskie Molde, które do tego czasu mogło spokojnie uporać się z większością kłopotów kadrowych, dręczących je pod koniec ubiegłego roku. Jednak na murawie TSC Areny zespół Adriana Siemieńca przekonał się o tym, co o TSC Backa Topola mówi każdy, który miał z tym klubem styczność. Bo jak zespołowi Jovana Damjanovicia się na to pozwoli, to w piłkę grać potrafi i to na całkiem niezłym poziomie.
Co może zaskakiwać, to fakt, że jeszcze przed minięciem Nowego Sadu, na jednej z głównych serbskich autostrad większość drogowskazów informuje, jak daleko i w którym kierunku należy jechać do Backiej Topoli. A przecież mowa o małej miejscowości, w której mieszka zaledwie 15 tysięcy osób. Ale może to dlatego, że to właśnie tu mieści się jedyny wiosenny reprezentant serbskiej piłki w europejskich pucharach. Ci wielcy zdążyli już odpaść - Crvena Zvezda w fazie ligowej Ligi Mistrzów, Partizan jeszcze w letnich eliminacjach. I jedynie ta TSC Backa Topola wślizgnęła się w ostatniej kolejce do fazy playoff Ligi Konferencji, ogrywając u siebie armeński Noah Erywań 4:3.
Serbski jedynak potrafił postraszyć "Żółto-Czerwonych", bo pierwsze pół godziny było pod dyktando gospodarzy. Zdołali oni to również przypieczętować golem. W 28. minucie Kongijczyk Prestige Mboungou w kontrataku TSC strzelił gola niczym Kylian Mbappe Polakom w Katarze. Zejście na lewą nogę, uderzenie zza pola karnego niemalże w samo okienko i w Serbii zapachniało sensacją, bo to mistrz Polski był uważany za zdecydowanego faworyta tej rywalizacji.
Na szczęście, TSC potwierdziło także inną rzecz - że w trakcie takiego meczu często jest samo dla siebie najgroźniejszym przeciwnikiem. Już trzy minuty później fatalne zachowanie Milana Radina wykorzystał niezawodny Jesus Imaz i było 1:1, co wprowadziło mnóstwo spokoju w szeregach "Żółto-Czerwonych" na dalszą część spotkania.
Choć dotrzeć do Backiej Topoli wcale nie jest tak łatwo, kibice Jagiellonii nie zamierzali tego wyjazdu odpuścić. Na sektorze gości TSC Arena zjawili się w komplecie około 300 osób, zagłuszając swym dopingiem niewielki młyn po stronie gospodarzy.
Nie zabrakło też polityki. Gdy kibice Jagi krzyknęli "Ria, ria, Hungaria", odnosząc się do dużych wpływów węgierskich w tej części Serbii, młyn gospodarzy odpowiedział tym samym, co też nie do końca się podobało fanom z pozostałych sektorów.
Ale nie zmienia to faktu, że klub TSC Backa Topola to kolejny pokaz "siły" węgierskiej w regionie. Sponsorem głównym klubu jest węgierski gigant paliwowy MOL, a przepiękny, choć niewielki stadion na 4,5 tys. miejsc wybudował w Backiej Topoli węgierski rząd, przeznaczając na to 15 milionów euro. Podobne inwestycje Węgrów można spotkać też w innych sąsiednich im państwach - w Chorwacji (NK Osijek), Słowacji (DAC Dunajska Streda) czy Rumunii (Sepsi). Pisaliśmy o tym we wrześniu przy okazji meczu Chorwacja - Polska, rozegranym w Osijeku.
Jednogłośną aprobatą kibice gospodarzy przyjęli za to przyśpiewkę o tym, że "Kosowo jest serbskie". Wtedy to na całym stadionie pojawiły się brawa, a niektórzy nawet podłączali się do śpiewania.
O ile do gola na 1:1 Jagiellonia Białystok miała w Backiej Topoli, to po trafieniu Imaza coraz bardziej dochodziła do głosu. Szczególnie w drugiej połowie, gdy jedynie ona stwarzała sobie dogodne sytuacje strzeleckie, które jednak marnowała koncertowo.
Ale przyszło ostatnie dziesięć minut, gdy zespół z Białegostoku wreszcie się przełamał. Wszystko za sprawą najlepszego strzelca rozgrywek Ligi Konferencji - Afimico Pululu. Francuz w 81. minucie zebrał drugą piłkę wybitą przez jednego z obrońców i precyzyjnym uderzeniem z dystansu zaskoczył bramkarza rywali Veljko Ivicia. To szósty gol Pululu w Lidze Konferencji i wraz z Marciem Guiu z Chelsea prowadzi on w klasyfikacji strzelców.
Bohaterem Jagiellonii w tym meczu okazał się jednak Jesus Imaz, bo to jego spryt i doświadczenie przyniosły aż dwa trafienia dla mistrza Polski, w tym to w samej końcówce na 3:1, które praktycznie przesądza o losach dwumeczu. Bo tylko kataklizm w Białymstoku za tydzień mógłby zabrać Jadze awans do 1/8 finału, gdzie zagrałaby ona albo z Legią Warszawa, albo z belgijskim Cercle Brugge.