Jagiellonia Białystok do Mladej Boleslavi przyjechała z serią 17 meczów bez porażki we wszystkich rozgrywkach. Mecz z mocnym średniakiem ligi czeskiej miał być z kolei piątym kolejnym spotkaniem wyjazdowym zespołu Adriana Siemieńca, który już przed tą kolejką był blisko zapewnienia sobie awansu do 1/8 finału Ligi Konferencji Europy.
Od listopadowej przerwy na kadrę Jagiellonia musi sobie radzić bez swojego kapitana Tarasa Romanczuk. 33-latek po raz ostatni wyszedł w podstawowym składzie Jagi w meczu z Molde u siebie 7 listopada. Później najpierw pauzował za kartki w meczu ligowym z Rakowem Częstochowa (2:2), a następnie w meczu reprezentacji Polski z Portugalią doznał urazu kolana, który wyeliminował go na miesiąc.
Romanczuk wrócił do gry w niedzielnym spotkaniu z Puszczą Niepołomice, w którym wszedł na boisko z ławki rezerwowych w drugiej połowie w 74. minucie za Jarosława Kubickiego. Dlatego też zaskakujący był fakt, że w środę na ostatnim treningu Jagiellonii przed meczem z Mladą Boleslav w ogóle nie trenował, a dzień później nie znalazł się nawet w kadrze meczowej "Żółto-Czerwonych".
Jak się dowiedzieliśmy, Romanczuk nie zagra ani nie tylko w meczu w Czechach, ale też w ostatnim meczu fazy ligowej ze słoweńską Olimpiją Lublana, który odbędzie się 19 grudnia w Białymstoku. Wszystko dlatego, że choć kapitan Jagiellonii jeszcze po meczu z Puszczą czuł się naprawdę dobrze, to już w poniedziałek na treningu doznał urazu kolana, który eliminuje go z gry do końca 2024 roku.
Po powrocie do Białegostoku Taras Romanczuk przejdzie szczegółowe badania, które pozwolą stwierdzić, co się mu dokładnie stało. Niemniej jednak, do treningów i gry ma wrócić najwcześniej w przyszłym roku.