Pilny komunikat polskiej ambasady we Francji. Robi się niebezpiecznie

Kacper Sosnowski
Blokada siedziby federacji, wezwanie piłkarzy Francji do bojkotu spotkania, komunikat polskiej ambasady, ograniczenie sprzedaży biletów i 5 tysięcy funkcjonariuszy ściągniętych do Paryża. Przed czwartkowym meczem Francja - Izrael jest nerwowo, a nie opadł jeszcze kurz po izraelsko-palestyńskich zamieszkach przy meczu w Holandii. Belgowie swoje spotkanie z Izraelem przenieśli na Węgry.

O to, co działo się w poprzednim tygodniu w Amsterdamie przy okazji meczu Ligi Konferencji między Ajaksem a Maccabi Tel Awiw, spory w tamtejszych mediach trwają do dziś. Jedni podkreślają, że to kibice Maccabi zerwali palestyńską flagę z fasady budynku w centrum miasta, spalili ją i zniszczyli taksówkę, a potem skandowali antyarabskie hasła. Inni chętniej eksponują nagrania, na których widać jak to kibice Maccabi są bici, a jeden z napastników krzyczy: "Chcesz zabijać dzieci? Wolna Palestyna". Więcej niż o wygranej Holendrów 5:0 wciąż pisze się kilkudziesięciu rannych, zatrzymanych, pięciu hospitalizowanych i czterech, którzy czekają na sądową rozprawę.

Zobacz wideo Probierz tłumaczy sensacyjną decyzję! Tak Polacy trenują przed Portugalią

1/4 biletów, masa policji i okupacja siedziby piłkarskiej

Trwa też dyskusja na poziomie politycznym i apele, by dokładniej zbadać sprawę po tym, jak premier Izraela Benjamin Netanjahu porównał incydent do Nocy Kryształowej, czyli pogromu Żydów w nazistowskich Niemczech w 1938 roku, gdy zginęło 91 osób.

W takich okolicznościach do czwartkowego meczu z Izraelem w Lidze Narodów szykuje się Francja, a przede wszystkim Paryż, bo spotkanie ma być rozegrane na Stade de France. Tu potencjalnych kontrowersji, punktów zapalnych i obaw o bezpieczeństwo też nie brakuje, więc Francuzi już od pewnego czasu działają prewencyjnie.

Prefekt policji w Paryżu, Laurent Nunez, nadał spotkaniu rangę "meczu wysokiego ryzyka" i postawił na nogi policję. Wokół stadionu, na drogach dojazdowych i w centrum stolicy ma być obecnych dodatkowych 5000 policjantów i żandarmów. To 2-3 razy więcej niż podczas zwykłego meczu reprezentacji Francji przy pełnym obłożeniu stadionu. Teraz wiadomo, że 80-tysięczny obiekt będzie świecił pustkami, ale nie dlatego, że francuscy kibice nie chcą obejrzeć ostatniego domowego meczu "Trójkolorowych" w tym roku.

Chociaż policja nie zażądała ograniczenia liczby kibiców na stadionie, sama z siebie zrobiła to Francuska Federacja Piłki Nożnej, która wystawiła do sprzedaży tylko około 20 tys. biletów. To ma być sposób na zminimalizowanie ryzyka ewentualnych incydentów. Federacja zatrudniła też dodatkowo 1600 pracowników ochrony i trudno uznać to za działania na wyrost. Już w tygodniu poprzedzającym mecz do siedziby federacji wpadło kilkunastu propalestyńskich aktywistów z organizacji "Stop Genocide". Okupowali pomieszczenia związku, domagając się odwołania meczu. Delegacja została w końcu przyjęta przez dyrektora generalnego federancji, Jeana-François Vilotte, który wyraził zrozumienie dla ich gniewu i obaw, tłumacząc, że decyzja o organizacji meczu należy do UEFA, która naciskała, by mecz odbył się we Francji. Władze francuskie zapewniły, że dysponują wystarczającymi siłami, aby zapewnić bezpieczeństwo.

Niebezpieczeństwo jednak istnieje. Polska ambasada w Paryżu we wtorek zamieściła na stronie rządowej komunikat, w którym "zaleca zachowanie szczególnej ostrożności podczas meczu Francja – Izrael". I sugeruje, by "unikać zgromadzeń na ulicach i bezwzględne stosować się do poleceń służb porządkowych".

Wezwania do bojkotu meczu i belgijskie kombinacje

Organizacja EuroPalestine prowadziła intensywną kampanię nawołującą do bojkotu meczu. W swoich materiałach wideo aktywiści zwracają się bezpośrednio do francuskich piłkarzy, przypominając im o ich statusie "ambasadorów Francji i wzorców dla milionów młodych ludzi". Apelują do sumienia sportowców, wzywając ich do zajęcia stanowiska przeciwko "blokadzie, bombardowaniom, masakrom, głodowi, torturom, gwałtom i ludobójstwu", których ofiarą mają padać Palestyńczycy. Proszą, by wzorem innych sportowych rzeczników uciśnionych - choćby Muhammada Alego - nie przystępować do spotkania.

Głos w tej sprawie musiał zabrać też Didier Deschamps, selekcjoner reprezentacji Francji. Zapowiedział, że jego zawodnicy będą mieli swobodę wypowiedzi na temat sytuacji w Strefie Gazy. Podkreślił jednak, że nie oczekuje od nich rozwiązywania problemów świata, ponieważ nie są dyplomatami. Piłkarze Ibrahima Konaté i Lucas Chevalier wyrazili już swoje zaniepokojenie sytuacją na Bliskim Wschodzie, ale gracze od kontrowersyjnych wypowiedzi raczej stronią.

Scenariusz bojkotu meczu przez zawodników jest zresztą wykluczony, choć opcja nierozgrywania spotkania w danym kraju już taka abstrakcyjna nie jest. Mecze poza granicami swej ojczyzny grają piłkarze, na których terytoriach prowadzone są działania zbrojne, czy jest niebezpiecznie. To dlatego poza swymi granicami gra Ukraina, a domowe mecze Izraela, odbywają się w innych państwach. We wrześniu tego roku doszło jednak do precedensu, bo ze spotkania z Izraelem u siebie zrezygnowała Belgia. Mecz miał się odbyć na stadionie Roi-Baudoina, głównym obiekcie reprezentacji. Jednak w Brukseli, gdzie muzułmanie stanowią około 30 proc. ludności, władze miasta dwa miesiące przed spotkaniem, poinformowały, że "nie da się zorganizować w Brukseli tego bardzo ryzykownego meczu". Federacja piłkarska wydarzenie przeniosła zatem do Budapesztu i zagrała przy pustych trybunach.

Prezydent i premier na trybunach. Izraelscy kibice też "mile widziani"

Na Stade de France też będzie pustawo. Zresztą władze izraelskie wprost odradzają swoim obywatelom udział w meczu w stolicy Francji. Dodatkowo apelują też o unikanie prezentowania "rozpoznawalnych symboli izraelskich lub żydowskich" podczas pobytu za granicą. Izraelska Rada Bezpieczeństwa Narodowego ostrzegła przed "grupami, które chcą atakować Izraelczyków" w kilku europejskich ośrodkach, w tym w Brukseli, Amsterdamie, Paryżu i kilku miastach Wielkiej Brytanii. Prawdopodobnie był to jeden z czynników, który sprawił, że reprezentacja Izraela podczas swej podróży do Francji będzie chroniona przez RAID, elitarną jednostkę tamtejszej policji.

Jednocześnie francuscy politycy starają się kreować wokół spotkania dobry klimat. - Izraelscy piłkarze i kibice są mile widziani w Paryżu – przekonywał we francuskiej telewizji CNews Benjamin Haddad, minister ds. europejskich. Polityk przekazywał, że trzeba zrobić wszystko, by "sport był momentem przyjaźni między ludźmi, czasem świętowania" i prosił, by nie upolityczniać rywalizacji. Z radością podkreślał jednak, że spotkanie z trybun Stade de France zdecydowali się zobaczyć prezydent kraju Emmanuel Macron i premier Michel Barnier. Haddad określił to jako "mocne przesłanie przyjaźni i braterstwa".

Polityk przypomniał też, że w obliczu napiętej sytuacji geopolitycznej, związanej z konfliktem w Strefie Gazy, Francja wzywa do zawieszenia broni, wznowienia negocjacji, obejmującego dwa państwa. Zażądał też jednak "bezwarunkowego uwolnienia zakładników" przetrzymywanych przez Hamas, wśród których jest przecież dwóch obywateli Francji.

Mecz Francja - Izrael odbędzie się w czwartek o godz. 20.45. W grupie Ligi Narodów, w której oprócz Francji i Izraela grają też Belgowie i Włosi, Izrael ma małe szanse, by uniknąć spadku z najwyższej dywizji i zapewnić sobie baraż o utrzymanie. Musiałby wygrać dwa pozostałe spotkania i liczyć na stratę punktów przez Belgów. W tej edycji rozgrywek Izrael nie zdobył jeszcze punktu, a walka o dwie czołowe lokaty tabeli będzie natomiast trwała do końca między trzema pozostałymi drużynami.

Więcej o: