Był w składzie - a patrząc na problemy zdrowotne po meczu z Chorwacją i kadrowe braki Barcelony to już dużo. Wykorzystał rzut karny - czym uspokoił mecz. Przytomnie zagrał na wolne pole do Lamine Yamala - napędzając drugą bramkową akcję, która przygasiła Sevillę. Strzelił też gola na 3:0 - najbardziej dla niego charakterystycznego, pokazującego w jak dobrej jest formie. Znów był perfekcyjnie ustawiony w polu karnym, uniknął spalonego, a piłka kopnięta przez Raphinhę wręcz trafiła go w nogę, więc bez przyjęcia, samym trąceniem, skierował ją do bramki. A gdy wydawało się, że w jednej połowie napastnik więcej zrobić już nie może, to przydał się tuż przed swoją bramką, blokując jeden z nielicznych strzałów rywali. Robert Lewandowski jest w Barcelonie po prostu niezawodny - dwa gole strzelił, trzeciego wypracował, a utracie jednego zapobiegł.
Można zachwycać się całością - kolejnym dubletem, dwunastoma golami po dziesięciu kolejkach, dwukrotnie większą liczbą bramek od drugiego w klasyfikacji strzelców Kyliana Mbappe. Ale można też skoncentrować się na szczegółach - choćby na wyczuciu, jakim wykazał się przy golu na 3:0. Samo wbicie piłki do bramki wydawało się już proste, bo wszystko, co najtrudniejsze Lewandowski zrobił chwilę wcześniej. Gdy Raphinha zbierał się do uderzenia, Polak był jeszcze schowany w gąszczu piłkarzy tuż przed bramką Sevilli, ale w porę cofnął się o półtora metra i idealnie wkleił między obrońców. Dotknął piłkę, zdobył bramkę, ale zanim zaczął się cieszyć, nerwowo spojrzał na sędziego liniowego. Nie mógł być pewny, że uniknął spalonego. Zdecydowały centymetry, ułamki sekundy. Zadziałał instynktownie. I instynkt znów go nie zawiódł. Trudno o lepszy przykład bycia w znakomitej formie.
Jeśli trenerzy chcą wytłumaczyć nastoletnim zawodnikom, dlaczego warto dodatkowo pracować w siłowni nad wzmocnieniem mięśni, dbać o dietę i korzystać naprzemiennie z fizjoterapeuty i osteopaty, wystarczy, że pokażą im atak chorwackiego bramkarza Dominika Livakovicia na nogę Roberta Lewandowskiego, a po chwili dodadzą, że Polakowi nic poważnego się nie stało i już kilka dni później rozpoczął mecz w wyjściowym składzie. Gdy na Narodowym stadionową ciszę wypełnił jego krzyk, trudno było uwierzyć, że za chwilę wstanie i dokończy mecz. A gdy później szedł między dziennikarzami wyraźnie utykając, mało kto przypuszczał, że już w niedzielę znów będzie gotowy do gry. Badania nie wykazały poważniejszego urazu, a jedynie stłuczenie kości piszczelowej. W środę spacerował w opatrunku, na czwartkowym treningu zdaniem dziennikarza Cadena SER nie był jeszcze gotowy do gry, ale już w niedzielę błyszczał i został wybrany najlepszym zawodnikiem meczu. Choć blizna najpewniej jeszcze się nie zagoiła, to Lewandowski pokazał, że jest w pełni gotowy na najtrudniejsze spotkania - z Bayernem Monachium w Lidze Mistrzów i Realem Madryt w lidze.
Niezawodność Lewandowskiego to dla Hansiego Flicka skarb. Co chwilę wypadają mu kolejni piłkarze, na rekonwalescentów musi chuchać i dmuchać. A Lewandowski? Jest zawsze. Gra we wszystkich meczach. Każdy zaczyna w wyjściowej jedenastce. I jeszcze w czterech z nich otwierał wynik. Nie dokłada problemów, tylko je rozwiązuje. Wystarczy spojrzeć na poprzedni tydzień - Flick przyznał na konferencji prasowej, że przeciwko Sevilli chciał wystawić Frenkiego De Jonga, ale ten na ostatnim treningu doznał kontuzji. Kolejnej. Dopiero trzy tygodnie temu wrócił po poprzedniej. Z Sevillą miał też zagrać Eric Garcia, ale na rozgrzewce przed meczem nabawił się urazu. Z konieczności defensywnego pomocnika zastąpił więc skrzydłowy - Ansu Fati, który sam ze względu na kontuzję przegapił początek sezonu. Skąd taka zmiana taktyki? Także wynika z problemów zdrowotnych - Flick nie mógł wystawić Fermina Lopeza ani Gaviego (środkowych pomocników), bo obaj dopiero niedawno zakończyli rehabilitację i nie było mowy, by grali tak długo.
Zgadujemy, że trener Barcelony, widząc atak Livakovicia na Lewandowskiego, był przerażony. Jego też nie miałby kim zastąpić, bo Dani Olmo opuścił sześć ostatnich spotkań i dopiero wraca do zdrowia, a Ferrana Torresa nawet nie było w meczowej kadrze. Podejrzenia, że Polak nie zregeneruje się tak szybko i wróci dopiero na trudniejsze mecze z Bayernem i Realem, były uzasadnione. Ma przecież 36 lat, jest najstarszym zawodnikiem Barcelony. Ale dziś - po odbudowaniu formy po gorszych kilkunastu miesiącach - wiek faktycznie wydaje się tylko liczbą. Na boisku zupełnie go nie widać. Lewandowski to ewenement. W Europie nie ma drugiego napastnika, który grałby na tak wysokim poziomie, był tak skuteczny, rozgrywał tak wiele minut i właściwie nie wypadał przez urazy. Wszystkich takich piłkarzy policzymy na palcach jednej ręki - Luka Modrić z Realu Madryt, Federico Acerbi - stoper z Interu, Henrich Mchitarian - jego klubowy kolega grający w środku pola, Jamie Vardy - napastnik z Leicester. Tyle.
Lewandowski zszedł z boiska w 66. minucie, żegnany głośnymi brawami. Barcelona prowadziła 3:0, a on miał udział przy każdej z bramkowych akcji, więc Flick uznał, że bardziej przyda się w kolejnych meczach. Lewandowski sam wielokrotnie tłumaczył, że zmęczenie w meczach najbardziej narasta w ostatnich 20-30 minutach. Układ, w którym najpierw wypracowuje Barcelonie kilkubramkową przewagę, a później może odpocząć, jest idealny dla wszystkich.
Dzięki dwóm trafieniom przeciwko Sevilli przebił Gerda Muellera w historycznej klasyfikacji najlepszych strzelców w pięciu najwyższych ligach (Anglia, Francja, Hiszpania, Niemcy, Włochy). Polak ma już 366 goli (Mueller miał 365) i awansował na trzecie miejsce za Leo Messiego (496 goli) i Cristiano Ronaldo (495).
Po zejściu Lewandowskiego reszta piłkarzy nie zdejmowała nogi z gazu i pędziła do przodu, by zdobywać kolejne bramki. Dwa razy udało się to 21-letniemu Pablo Torre. To też charakterystyczne dla tego sezonu i wpływu Flicka. Jego zespół wciąż chce więcej, nieustannie pozostaje głodny. Gra z podobną energią w 80. minucie, jak w 10. Pierwszego gola szuka tak samo, jak gola czwartego i piątego. Niemiec sam zresztą do tego zachęca.
Nawet, jeśli chwilami cierpi na tym koncentracja w defensywie. Stanis Idumbo wykorzystał to w 87. minucie i strzelił honorowego gola dla Sevilli. Inaki Pena, który zastąpił w bramce kontuzjowanego Marca-Andre ter Stegena, niewiele mógł w tej sytuacji zrobić. Pena jest pod lupą kibiców Barcelony, bo w poprzednim sezonie, gdy również zastępował kontuzjowanego ter Stegena, spisywał się słabo. Szczególnie uważnie obserwują go też kibice z Polski, którzy liczą na to, że lada chwila do bramki wskoczy Wojciech Szczęsny, który w niedzielę po raz pierwszy znalazł się w kadrze Barcelony i usiadł na ławce rezerwowych. Na razie jednak Flick nie ma powodów, by zmieniać bramkarza, co zaznaczył na konferencji prasowej.
Pena przez cały mecz miał niewiele pracy - dość powiedzieć, że strzał Idumbo był jedynym celnym Sevilli w tym meczu. Kilkukrotnie musiał za to wyjść przed pole karne, by wybijać piłki, które rywale notorycznie starali się zagrywać za plecy jego obrońców. Był w tym aspekcie pewny i nie podejmował najmniejszego ryzyka. Jedyny błąd popełnił pod koniec pierwszej połowy, gdy niepewnie wyszedł do dośrodkowania, nie wybił piłki i wprowadził w swoim polu karnym sporo zamieszania. Napastnik Isaac Romero zdołał oddać strzał, ale tuż przed bramką stanął wówczas Lewandowski i odbił lecącą piłkę. Po chwili spojrzał na Penę i zwrócił mu uwagę. Wyglądało to tak, jakby domagał się od niego większej koncentracji, lepszej komunikacji albo zachowania spokoju. Wielkiej złości w tym nie było, emocje studził dobry wynik - w tym momencie było 3:0.
Barcelona nie dość, że spełniła najważniejsze zadanie - wygrała i utrzymała trzy punkty przewagi nad Realem Madryt przed bezpośrednim meczem, to jeszcze zrobiła to w świetnym stylu. Sevilla dołączyła do Young Boys, Villarrealu i Realu Valladolid na liście drużyn rozjechanych przez walec Hansiego Flicka.