Kevin Behrens to niemiecki napastnik. Pod koniec stycznia br. przeniósł się z Unionu Berlin do Wolfsburga za 2 mln euro. Dotychczas w barwach tego klubu zagrał w trzech meczach w Bundeslidze, spędzając na boisku łącznie 42 minuty. W tych spotkaniach Behrens nie wyróżniał się niczym szczególnym. Jednak niemieckie media, zamiast analizować przyczynę jego słabej postawy na murawie, rozpisują się o nim w kontekście pozasportowym.
"Bild" poinformował, że pod koniec września dział marketingowy VfL Wolfsburga poprosił niektórych zawodników o podpisanie klubowych gadżetów, które były przeznaczone do sprzedaży, jako nagrody w konkursach lub na aukcje charytatywne. Jednym z nich była specjalna koszulka meczowa z tęczowymi dodatkami (logiem klubu, numerem, nazwiskiem zawodnika i sponsorem), która miała pokazać, że w klubie jest miejsce dla każdego.
Pomysłowi działu marketingowego sprzeciwił się Behrens, który nie miał zamiaru solidaryzować się ze środowiskiem LGBT. - Nie podpiszę tego gejowskiego g***a - miał powiedzieć.
O incydencie natychmiast poinformowano władze klubu. Te od razu zaczęły działać i spotkały się z piłkarzem. 33-latek przeprosił za swoje zachowanie i przekonywał dyrektora sportowego Sebastiana Schindzielorza, że jego celem nie było wyrażenie niechęci wobec osób homoseksualnych.
"Podczas wewnętrznego spotkania padły słowa, które nie były zgodne ze stanowiskiem VfL Wolfsburg. Incydent został natychmiast rozpatrzony wewnętrznie. VfL Wolfsburg podkreśla, że jest świadomy swojej odpowiedzialności społecznej. Klub i jego pracownicy opowiadają się za różnorodnością i tolerancją. Podstawowe wartości, takie jak szacunek, uczciwość i otwartość, zawsze były mocno zakorzenione w filozofii klubu" - czytamy w oświadczeniu.
"Moje spontaniczne wypowiedzi były zupełnie niewłaściwe. Chciałbym za nie przeprosić. Sprawa została wewnętrznie omówiona i proszę o wyrozumiałość, że nie będę jej dalej komentować" - powiedział Kevin Behrens na łamach dziennika "Bild".