Kevin De Bruyne to jeden z najlepszych pomocników świata, stanowi trzon reprezentacji Belgii, jest jej kapitanem. Należy do słynnego belgijskiego "złotego pokolenia". Od debiutu w sierpniu 2010 r. zagrał w kadrze narodowej 108 meczów. Możliwe, że starcie z Francją w Lidze Narodów (0:2) było jego ostatnim występem w narodowych barwach.
Kevin De Bruyne zagrał przeciwko Francji pełne 90 minut. Tuż po zakończeniu spotkania miał odbyć krótką rozmowę z dyrektorem reprezentacji Belgii, Frankiem Vercauterenem. Według "Daily Mail" miał rzucić w jego stronę stanowczo: "Odchodzę".
Zdaniem brytyjskiego dziennika gracz Manchesteru City miał być wściekły na selekcjonera Domenico Tedesco i kolegów z belgijskiej kadry. Miał być niezadowolony z taktyki i postawy pozostałych piłkarzy - zarówno na boisku, jak i poza nim.
Po starciu z "Trójkolorowymi" De Bruyne wyszedł na spotkanie z mediami, ale nie był skłonny do rozmowy nt. meczu. - Przeciwnicy byli lepszą drużyną, to prawda. Nie ma o tym wiele do powiedzenia - rzucił wyraźnie zirytowany wszystkim. Później kontynuował:
- Chodzi o sposób gry i ludzi, którzy nie wykonują swojej pracy. Trzeba dać z siebie wszystko na boisku. Nawet tego niektórzy nie robią. Mogę zaakceptować, że nie jesteśmy aż tak dobrzy. Jestem też pierwszym, który to powiedział w przeszłości. Ale inne rzeczy są nie do przyjęcia. Nie będę się nad tym rozwodził. Zrobiłem to, gdy miałem osiemnaście lat w Racing Genk. Teraz mam 33 lata i już tego nie robię.
Jego słowa usłyszał trener Tedesco. Odpowiedział krótko piłkarzowi, by się uspokoił.
- Czy obawiam się, że przestanie grać w reprezentacji? Nie powinniśmy teraz o tym mówić. Wszyscy muszą się uspokoić - powiedział selekcjoner dziennikarzom.
W październiku Belgowie zagrają na wyjeździe z Włochami i u siebie z Francją. Po wrześniowych meczach zajmują trzecie w swojej grupie Dywizji A Ligi Narodów. To dałoby prawo gry o utrzymanie w elicie.