Fernando Santos to wielkie nazwisko w świecie futbolu. Największy sukces odniósł z reprezentacją Portugalii, którą poprowadził do złota mistrzostw Europy w 2016 roku. Jednak ostatnie miesiące są dla niego koszmarne i nigdzie nie może zagrzać miejsca na dłużej. Zaczęło się od fatalnych wyników z Biało-Czerwonymi - trzy wygrane i trzy porażki, co zaowocowało brakiem bezpośredniego awansu na Euro 2024 i zwolnieniem po ośmiu miesiącach.
Później na imponujące CV nabrał Besiktas, ale już po czterech miesiącach trener został zwolniony. 1,56 pkt na mecz - ta średnia nie usatysfakcjonowała tureckich działaczy. 69-latek nie pozostawał jednak długo na bezrobociu. Już w czerwcu zakontraktowała go reprezentacja Azerbejdżanu i postawiła przed nim cel utworzenia konkurencyjnego zespołu, a także udanego występu w eliminacjach Euro 2028. I właśnie w czwartek 5 września Santos zaliczył debiut na ławce trenerskiej.
Tego dnia Azerbejdżan podejmował na własnym terenie Szwecję w ramach spotkania dywizji C Ligi Narodów. Trudno było wskazać faworyta do triumfu. Obie drużyny rywalizowały bezpośrednio m.in. w eliminacjach do Euro 2024. Wówczas na własnym stadionie wygrała Szwecja (5:0), ale w rewanżu lepszy był Azerbejdżan (3:0).
Szybciej do pracy w czwartkowy wieczór zabrali się gospodarze. Już w 4. minucie znakomitą okazję miał Abbas Huseynov, ale szwedzki bramkarz popisał się refleksem i zatrzymał rywala. W kolejnych minutach gra była bardziej wyrównana i każda z drużyn kreowała akcje. Żadna z nich nie zagroziła jednak na poważnie przeciwnikowi. Dłużej przy piłce utrzymywali się goście, ale to piłkarze z Azerbejdżanu oddawali więcej strzałów, co z pewnością cieszyło Santosa. Tylko że brakowało skuteczności.
I w doliczonym czasie pierwszej połowy gospodarze stanęli przed wielką szansą. Wówczas po konsultacji z VAR sędzia dopatrzył się przewinienia w polu karnym Szwecji i wskazał na 11. metr. Do piłki podszedł Ramil Sheydayev i strzelił w lewy dolny róg. Problem w tym, że jego intencje znakomicie wyczuł Viktor Johansson i obronił strzał. Tak więc pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem.
W drugiej połowie mocniej zaczęli naciskać Szwedzi. I w końcu przyniosło to efekt. Koszmar Santosa rozpoczął się w 65. minucie. Wtedy akcję prawą stroną przeprowadził Viktor Gyokeres, a następnie dograł precyzyjnie w pole karne do Alexandra Isaka. Ten nie miał większych problemów, dostawił nogę i wbił piłkę do siatki. Santos mógł być wściekły na podopiecznych - ci pogubili się w defensywie. Podobnie, jak i w 72. minucie, kiedy to Isak ustrzelił dublet.
Portugalczyk był coraz bardziej zmartwiony. Dokonywał zmian, ale te na niewiele się zdały. Problemy tylko się pogłębiały. W 80. minucie sędzia ponownie wskazał na jedenasty metr, tym razem na połowie Azerbejdżanu. Do piłki podszedł Viktor Gyokeres i bez większych problemów pokonał bramkarza. Tym samym podwyższył prowadzenie na 3:0.
Już minutę później drużyna Santosa się "odgryzła". Fantastycznego gola główką zdobył Renat Dadashov i to właśnie on został zdobywcą honorowego trafienia. Więcej goli już nie padło. Tym samym były selekcjoner Polaków zaliczył kolejny rozczarowujący debiut. Z Biało-Czerwonymi też wygrać mu się nie udało. Na start poległ 1:3 z Czechami.
Oprócz Szwecji Azerbejdżan trafił do grupy Ligi Narodów ze Słowacją i Estonią. To właśnie z tymi ekipami zmierzy się w kolejnych tygodniach. Ze Słowacją już w niedzielę 8 września o godzinie 18:00.