Cezary Kucharski to jedna z bardziej rozpoznawalnych postaci w świecie polskiej piłki nożnej. Jako zawodnik występował m.in. w Legii Warszawa, Sportingu Gijon czy Iraklisie. Po zakończeniu kariery został menedżerem i w tej roli przez kilka lat współpracował z Robertem Lewandowskim, z którym rozstał się skonfliktowany. Jednocześnie bardzo chętnie komentuje to, co dzieje się w krajowym środowisku piłkarskim.
Kucharski udzielił obszernego wywiadu "Przeglądowi Sportowemu" Onetowi, gdzie bardzo stanowczo ocenił sytuację polskiej piłki. Jego diagnoza jest taka, że brakuje w niej wizjonerów i liderów, którzy chcieliby coś zmienić. Za takiego w pewnym sensie uważa Zbigniewa Bońka, prezesa PZPN w latach 2012-2021, aczkolwiek ma do niego sporo zastrzeżeń. W tym takie, że dookoła siebie miał "klakierów".
- Po krytycznym słowie dziennikarza dzwonił do niego Janusz Basałaj (były dyrektor Departamentu Komunikacji i Mediów PZPN - red.) i straszył, że zaraz go tam zwolni. Wywierali taką presję. Nawet Boniek, który jest dużą osobowością - stwierdził.
52-latek przyznaje, że kadencja Bońka pozytywnie wpłynęła na wizerunek polskiej piłki, choć i to uważa za efekt "większej kontroli nad mediami". Poza tym nie widzi sportowych efektów tej prezesury. Według niego wiele w tej kwestii było przykrywane osiągnięciami Roberta Lewandowskiego, który był "tarczą" dla działaczy.
Gdy w 2012 r. Boniek zostawał prezesem federacji, Kucharski uważał, że jego kadencja "niczego nie zmieni w polskiej piłce". Zresztą on sam popierał wtedy w wyborach innego kandydata, właściciela Polonii Warszawa Józefa Wojciechowskiego. Dlaczego?
- Wojciechowski wydawał mi się lepszym prezesem niż Boniek, bo stworzył coś dużego - ogromną firmę (JW Construction - red.). I to można było przenieść na piłkę - powiedział. - Po prostu nie wierzyłem w Bońka. On w polskiej piłce jest od zawsze. W różnych rolach. W PZPN-ie znalazł się nie po raz pierwszy. Zawsze, gdy dziennikarze robią rankingi najbardziej wpływowych postaci polskiej piłki, Boniek jest numer jeden. Ma na nią największy wpływ. No więc pytam: co z tego od 30 lat dla naszej piłki wyniknęło? - dodał. Jego zdaniem przez ten czas nie udało się pójść do przodu. I przywołał słowa jednego z byłych selekcjonerów reprezentacji Polski.
- Leo Beenhakker powiedział kiedyś, że w Polsce siedzimy w drewnianych domkach. Tak nadal jest. Siedzimy w tych domkach, mimo że państwo i samorządy włożyły w rozwój infrastrukturalny miliardy złotych. Pomimo tego tam nadal jest niedostatek - skwitował.
17-krotny reprezentant Polski sporo winy widzi nie tylko po stronie działaczy, ale także zawodników. I to znacznie więcej po stronie tych drugich. - Mam wrażenie, że naszą piłką nadal rządzą piłkarze. My się ich boimy, pozwalamy im dominować - ocenił. I przywołał historię z udziałem Lewandowskiego, gdy ten grał w Lechu Poznań i miał narzekać na trenerów: Franciszka Smudę oraz Jacka Zielińskiego.
- Na Smudę mniej, jego się bał. Ale Zieliński miał z nimi kłopoty. Co chwilę Marek Pogorzelczyk (były dyrektor sportowy Lecha - red.) dzwonił: "Czarek, weź pogadaj z Robertem". Zadzwoniłem do niego (Lewandowskiego - red.) i pytam:
- Co tam się dzieje? Dlaczego tak się zachowujesz?
- Bo nie podobają mi się treningi.
- No dobra, to jutro zorganizuję spotkanie z Jackiem Zielińskim i powiesz mu, jak ma wyglądać mikrocykl tygodniowy. Jak chcesz trenować, żeby być w formie. Przygotuj się. Jutro o dwunastej masz spotkanie z trenerem.
- Tak to załatwiałem. Lewandowski oczywiście się wycofywał. Wszyscy piłkarze narzekają, szukają wytłumaczenia, usprawiedliwienia. A my temu ulegamy. Nie dyskutujemy, nie próbujemy się temu przeciwstawić. Odkąd znam piłkę, tak jest zawsze - podsumował.