We wtorek 10 listopada Robert Enke wyszedł rano z domu, by udać się na trening z trenerem bramkarzy Hannoveru 96 Joergiem Sieversem. Jego żona poszła do lekarza z ich małą córeczką Leilą, potem na zakupy, jej mąż miał wrócić o godzinie 18:30. Problem w tym, że tamtego dnia żaden trening się nie odbył. Teresę Enke poinformował o tym przez telefon wspomniany trener bramkarzy, gdy ta zaniepokojona brakiem powrotu męża do domu, próbowała ustalić, co się z nim stało.
Wtedy właśnie oboje domyślili się strasznej prawdy. Prawdy, która potwierdziła się, gdy żona byłego reprezentanta Niemiec znalazła jego list pożegnalny. Robert Enke rzucił się pod jadący do Bremy pociąg w miejscowości Eilvese o godzinie 18:15. Wymienione wyżej szczegóły jego ostatniego dnia zdradza książka "Życie wypuszczone z rąk" pisana jeszcze przez bramkarza, ale dokończona już tylko przez dziennikarza Ronalda Renga.
Niemiecki golkiper przegrał walkę z depresją, w którą popadł jeszcze w trakcie kariery. Przyczyniła się do niej także śmierć córeczki Lary w 2006 roku (urodziła się z wadą serca). Swego czasu był wielką nadzieją niemieckiego futbolu, ale jego kariera nigdy nie rozwinęła się tak, jak by sobie tego życzył. Kryzys przyszedł zwłaszcza po transferze do Barcelony w 2002 roku. Gdyby żył, Robert Enke skończyłby dziś 47 lat. Jego śmierć poruszyła cały piłkarski świat i zwróciła uwagę na problemy psychiczne w sporcie, zwłaszcza na depresję.
Jego żona Teresa Enke stworzyła po śmierci męża fundację jego imienia, która pomaga ludziom w walce z depresją i różnymi innymi problemami na tle psychicznym. Teraz w rocznicę jego śmierci, żona Enkego udzieliła wywiadu niemieckiemu dziennikowi "Welt". Zdradziła w nim m.in., jak wygląda dla niej rocznica urodzin nieżyjącego męża.
- Zapalam świeczkę i wysyłam pozdrowienia do nieba. Potem za każdym razem wyobrażam sobie, że jest to jak w satyrze "Monachium w niebie". Mój brat i ojciec piją białe piwo, a Robbi jeździ na rowerze i razem świętują urodziny - powiedziała Teresa Enke, nawiązując do swego brata Floriana i ojca Herberta, którzy zmarli kolejno w 2011 i 2019 roku.
Jak z kolei radzi sobie ze śmiercią męża prawie 15 lat później? - Ból nigdy nie minie. Często łapię się na mówieniu w myślach: "Robbi, gdybyś mógł to teraz zobaczyć...", zwłaszcza gdy spotykam starych towarzyszy z tamtego okresu. Na stadionie nadal jest mi ciężko. Podczas Superpucharu pamiętam, że Robbi zawsze chodził do narożników i klaskał z fanami w lewo, a potem w prawo. Mam nadzieję, że Robbi odnalazł spokój w miejscu, w którym jest teraz - powiedziała żona zmarłego golkipera.
Powiedziała także, że cieszy ją, że w całej tej tragedii udało się stworzyć coś dobrego. Mowa oczywiście o wspomnianej fundacji, pomagającej innym w walce z depresją. Ratowaniem ich w imię człowieka, któremu nie zdążono z pomocą. - Chcemy pomóc naszym podopiecznym pozbyć się lęku. U nas można dowiedzieć się o depresji w pięknym otoczeniu dworskich ogrodów. Mamy wyszkolony personel, który może udzielić pomocy. Pokazujemy dotkniętym "jesteśmy tutaj, otrzymacie pomoc". Muszę przyznać, że z tego, co osiągnęliśmy, płynie też duma. O chorobie mówi się dzięki temu więcej, a dziennikarze rzetelnie o niej piszą - oceniła Teresa Enke.