W Barcelonie wiedzą czym jest tradycja i potrafią kultywować pamięć o ważnych postaciach. Jak bowiem inaczej nazwać fakt, że nieprzerwanie od 1966 roku organizowany jest mecz o Trofeum Joana Gampera, szwajcarskiego pioniera, jednego ze współtwórców klubu - klubu, któremu dziś na całym świecie kibicują miliony? W tym roku, pomimo nietypowej pory i poniedziałkowego wieczoru, na trybunach Estadi Olimpic Lluis Companys zjawiło się ponad 41 tysięcy kibiców.
Choć był to tylko mecz towarzyski, to jego podniosłość dało się zauważyć na długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Fani tłumnie zjawili się na obiekcie już dwie godziny przed początkiem spotkania. Barcelona tego dnia zaprezentowała zespół, a przy okazji powitała powracającego do Katalonii po 10 latach Daniego Olmo. Pomocnik, choć wychowany w słynnej La Masii, piłkarsko dorastał poza Hiszpanią. Zbierał szlify w Dinamie Zagrzeb i RB Lipsk, a jego talent dał o sobie znać na ostatnich mistrzostwach Europy, gdzie był jedną z kluczowych postaci złotej Hiszpanii.
Nic dziwnego, że jego przyjście do Barcelony odebrane zostało entuzjastycznie. Został przywitany salwą braw, a na trybunach dało się dostrzec kibiców ubranych w koszulki z jego nazwiskiem. To jednak nie on był tego wieczoru największą gwiazdą. Nie był nią też Hansi Flick - nowy trener Barcelony, który zdobył się nawet na kilka symbolicznych słów w języku katalońskim, ani jego były podopieczny z Bayernu Robert Lewandowski. Całą trójkę przywitano żywiołowo, ale nie mogło się to równać z szaleństwem, jakie panowało, panuje i panować będzie wokół Lamine'a Yamala.
- Nie widziałem takiego chłopaka od czasów Messiego. To jest talent generacyjny, nasza nadzieja na przyszłość - zachwycał się Victor, z którym rozmawiałem w przerwie poniedziałkowego spotkania. - Lewandowski? Jest dobry, ale Yamal może być lepszy. On już jest największą gwiazdą - mówił, pokazując zarazem swoją koszulkę z nowym numerem genialnego siedemnastolatka. To "19" - taka sama, jaką u progu kariery ubierał Messi.
Choć trudno dziś powiedzieć, czy skrzydłowy nawiąże do sukcesów Argentyńczyka, to nie da się ukryć tego, że kibice już dziś darzą go niesamowitym uczuciem. W Barcelonie nastolatek błyszczy od miesięcy, a szał na jego punkcie zwiększył znakomity występ na Euro. Hiszpanie zdobyli mistrzostwo, Yamal był jednym z najlepszych zawodników reprezentacji. Dlatego w poniedziałek na meczu Barcelony - poza wszechobecnymi koszulkami Lewandowskiego, de Jonga, czy wciąż Messiego, to właśnie Yamala można było dostrzec najczęściej. Tak pod stadionem, jak i na trybunach.
Jeszcze przed spotkaniem skrzydłowy wzbudził niemałą sensację. Wraz z innymi mistrzami Europy pojawił się w przedmeczowym studiu i kiedy tylko kamery skierowały obiektywy w jego stronę, przez trybuny przechodziła nieprawdopodobna wrzawa. Yamal był zdecydowanie najważniejszym nazwiskiem tego wieczoru, mimo że mecz rozpoczął w gronie rezerwowych.
Z ławki podniósł się na początku drugiej połowy. Około 52. minuty spotkania przez Estadi Olimpic Lluis Companys - zwyczajowo nazywanego Montjuic od nazwy malowniczego wzgórza, na którym jest położony - przeszło nieprawdopodobne poruszenie. Kilku zawodników Barcelony ruszyło do rozgrzewki - w tym gronie był on. 17-latek, który w oczach kibiców jest obietnicą lepszej przyszłości, idolem, z którym można się utożsamiać. I co najważniejsze - kolejnym, flagowym produktem La Masii.
Uwaga kibiców skoncentrowała się nie na wydarzeniach, które rozgrywały się na boisku, ale na tym, co działo się tuż przy linii bocznej. Znaczna część rozentuzjazmowanego tłumu z tego powodu przegapiła gola, którego zdobył Lamine Camara. Monaco wyszło na prowadzenie, a niektórzy wpadli w niemałą konsternację. - Tam w ogóle padł gol? Jak to się stało? - pytała siedząca obok kibicka, która wraz z mężem od 20 lat chodzi na mecze Barcelony.
W 68. minucie stadion ponownie się ożywił. Flick zdecydował się na roszady w składzie. Yamal zastąpił Lewandowskiego i przez następne ponad 20 minut był zdecydowanie najbardziej aktywnym zawodnikiem na boisku. Publiczność podrywała się, kiedy tylko miał piłkę i próbował zmienić losy meczu. Dryblował, zagrywał w pole karne i choć ostatecznie jego wysiłki spełzły na niczym, to jego gra mogła cieszyć oczy kibiców. Nie wyglądał jak 17-latek. Raczej jak stary wyjadacz, któremu nieobca jest rola lidera zespołu.
Barcelona przegrała poniedziałkowy mecz 0:3 i po raz pierwszy od 2012 roku nie sięgnęła po puchar poświęcony Joanowi Gamperowi. Zwycięstw kibice oczekiwać będą już od kolejnego weekendu, kiedy rozpoczną się rozgrywki ligowe. Marzenie o powrocie na szczyt jest żywe, a nadzieje są ogromne. Czy siedemnastoletnie barki skrzydłowego reprezentacji Hiszpanii będą w stanie je unieść? Napięcie zdaje się być wręcz niebywałe, ale z drugiej strony... niecodziennie światu objawia się "nowy Messi".