Wielki finał nie dla Polski... Bolesna weryfikacja w meczu z Portugalią

DiaEuro 2024 weszło w decydujący etap. Za nami półfinały, które wyłoniły przeciwników meczu o brąz i tych którzy będą walczyli o tytuł mistrzów Europy.

Chorwacja vs. Słowacja (5:2)

Zdecydowanym faworytem pierwszego półfinału byli Chorwaci. Wynikało to z kilku aspektów: w opinii wielu już przed turniejem byli typowani do walki o złoto, a w pierwszym starciu tych drużyn na otwarcie turnieju, Chorwacji wygrali 4:0. Mecz zaczął się od szybkiego wyjścia na prowadzenie ekipy ze stolicą w Zagrzebiu. Praktycznie obraz meczu do trzydziestej minuty wyglądał tak samo – konsekwentnie budowane akcje dawały sytuacje bramkowe, które były przez Chorwatów wykorzystywane i na tablicy wyników były 5:0. Niestety w tym meczu na boisku zdarzyła się dosyć dramatyczna sytuacja – jeden z Reprezentantów ekipy znad morza śródziemnego najprawdopodobniej złamał nogę. Potrzebna była karetka, transport do szpitala co również skutkowało tymczasowym przerwaniem spotkanie. Widać, że ta sytuacja wpłynęła na morale i rozkojarzenie i Słowacy zdobyli dwie bramki. Jednak tylko na tyle było tego dnia stać Słowaków. Ostatecznie zakończyło się 5:2 i to właśnie Chorwacja melduje się w finale, a Słowacji pozostaje walka o brązowe medale.

Polska vs. Portugalia (1:9)

Na samym początku warto przypomnieć pierwszy mecz obu Reprezentacji – Portugalia świetnie weszła w mecz prowadziła 5:0, ale nasza Reprezentacja „wróciła" do meczu i ostatecznie skończyło się zwycięstwem Portugalii 5:4, ale wszyscy byliśmy przekonani, że gdyby mecz potrwał jeszcze dwie minuty na pewno doprowadzilibyśmy do remisu, lub nawet wyszli z tego meczu zwycięsko.

Przed meczem niestety nie cały skład był do dyspozycji trenera – Patryk Wieliczko doznał urazu w poprzednim meczu i niestety musiał przeglądać się poczynaniom kolegów tylko z ławki. Do tego widać już było po naszej Kadrze pierwsze trudy turnieju. Jednak na takie mecze decydujące o wejściu do finału, nie trzeba było nikogo motywować. Najważniejszym rzeczą do zmiany w porównaniu do pierwszego starcia, było dobre wejście w mecz, żeby uniknąć perspektywy gonienia przeciwnika. I te założenie było w 100% zrealizowane – przez pierwsze sześć minut Reprezentacja gospodarzy praktycznie nie istniała na boisku, a tą część spotkania nasza Kadra ukoronowała zdobyciem bramki na 1:0. Niestety od tego momentu nic dobrego już się nie wydarzyło na boisku dla biało-czerwonych. Bramka zdobyta przez nas podziałała na Portugalczyków niczym przysłowiowa płachta na byka. Przy wsparciu lokalnych kibiców zaczęli rozgrywać swoje najlepsze spotkanie, raz za razem zdobywając kolejne bramki i schodząc po pierwszej połowie do szatni prowadząc 4:1. Chcąc walczyć o wejście do finału biało-czerwoni zaryzykowali wycofując bramkarza i szukając swoich szans. Jednak Portugalia była niesamowita… w obronie byli monolitem, który przesuwał w obronie wykorzystując praktycznie wszystkie swoje okazje w ataku. Dłuższa ławka, wsparcie lokalnych kibiców i „dzień konia" spowodował, że ostatecznie po czterdziestu minutach mecz zakończył się wysokim prowadzeniem 1:9 i dołączeniem rodaków Cristiano Ronaldo do wielkiego finału.

Więcej o: