Do tej zadziwiającej sytuacji doszło w spotkaniu brazylijskiej Serie A pomiędzy Flamengo a Criciumą. Do końca spotkania pozostawało niespełna pięć minut, a dopiero 14. w tabeli ekipa gości była bardzo blisko wywalczenia sensacyjnego remisu. Na tablicy wyników widniało 1:1. Problem w tym, że w pole karne Criciumy właśnie wpadał skrzydłowy Flamengo - Everton. Trzeba było więc zrobić wszystko, żeby go zatrzymać. Jeden z piłkarzy potraktował to jednak za bardzo dosłownie.
Chodzi o defensywnego pomocnika Criciumy Barreto. Gdy Everton dostawał podanie od de Arrascaety, ten ruszył za nim w pogoń. Nagle zorientował się, że pod jego nogami znajduje się... druga piłka. Bez chwili namysłu sprytnie wykorzystał sytuację. Od razu kopnął ją w kierunku rywala i z precyzją bilardzisty wybił właściwą futbolówkę spod jego nóg. Dzięki temu zażegnał niebezpieczeństwo.
Problem w tym, że zrobił to w sposób nieprzepisowy. Co prawda do sytuacji, w której na murawie znajdują się dwie piłki, w ogóle nie powinno dojść i można to uznać za pewne przeoczenie sędziego, nie mniej Barreto nie miał prawa tak się zachować. Piłkarze Flamengo mieli więc uzasadnione pretensje. A ponieważ działo się to w obrębie szesnastki, arbiter wskazał na jedenasty metr i ukarał pomocnika żółtą kartką. - Prawdopodobnie najdziwniejszy karny, jaki widziałem w życiu - napisał w portalu X Kamil Rogólski.
Barreto być może liczył, że mu się upiecze, bo w 64. minucie karnego dla Flamengo zmarnował Pedro. Tym razem do piłki podszedł jednak Gabriel Barbossa i pewnym strzałem w dolny róg pokonał bramkarza. Tym sposobem dał swojej ekipie zwycięstwo 2:1 i kolejne trzy punkty. Wcześniej do siatki trafiali także Rodrigo oraz Pedro. W tabeli ligi brazylijskiej Flamengo zajmuje trzecie miejsce. Do prowadzącego Botafogo traci pięć punktów, a do drugiego Palmeiras - dwa.