Słynna "Żółta ściana" stadionu w Dortmundzie została przemalowana na czerwono. To z trybuny zza bramki, z której zwykle dopingują kibice Borussii, płynie największe wsparcie dla rozpoczynającej Euro reprezentacji Turcji. Jeszcze na żadnym meczu tego turnieju nie było tak głośno. Turcy wypełnili jakieś 70 proc. trybun. Mają na tym meczu jakieś dziesięć bębnów, które słychać tylko wtedy, gdy Turcja ma piłkę, bowiem, gdy w posiadaniu jest Gruzja, nie słychać nic poza gwizdami. Tureccy kibice jeszcze przed meczem starli się z policją, a tuż po jego rozpoczęciu odpalili race. Skandaliczne było ich zachowanie podczas gruzińskiego hymnu, który wygwizdali niemal w całości.
Jeszcze przed meczem zapowiadałem, co nadchodzi. Jestem w Dortmundzie od południa, trochę po nim krążyłem i czegoś takiego nie widziałem w żadnym innym mieście. „Inny poziom emocji. Inny stopień wyczekiwania. Fanatyzm, znany z klubowej rzeczywistości. Do meczu przeszło cztery godzin, a można by pomyśleć, że zostało raptem kilkanaście minut. To już ten poziom pobudzenia, jakby za chwilę wszystko miało się zacząć" – pisałem w przedmeczowej korespondencji.
A im bliżej meczu, tym wokół stadionu robiło się głośniej i bardziej tłoczno. Kibiców nie odstraszyła ulewa ani korki. O Turcji mówi się, że jest ukrytym gospodarzem tych mistrzostw, bo w Niemczech mieszka na co dzień 1,54 mln osób z tureckim obywatelstwem, a niemal drugie tyle stanowią osoby tureckiego pochodzenia. Od kilku dni mobilizowali się na kibicowskich grupach, że czas pokazać reszcie Europy, co to znaczy prawdziwy fanatyzm i porządny doping. Strona Turkish Ultras, którą w portalu „X" obserwuje prawie 190 tys. osób, napisała specjalne oświadczenie:
„Mamy taką bazę kibiców, że gdybyśmy grali w finale z Niemcami, zdegradowalibyśmy ich do roli gości. Jesteśmy jednak najbardziej zdezorganizowaną grupą kibiców na turnieju. Prośba do wszystkich, którzy będą na meczu z Gruzją. Niech nikt nie nosi klubowych koszulek. Każdy powinien mieć koszulkę reprezentacyjną albo przynajmniej czerwony t-shirt. Gwiżdżemy tylko wtedy, gdy przeciwnik ma piłkę. Podnosimy naszą drużynę, gdy potrzebuje pomocy. Telefony wyciągamy tylko w przerwie. Pomalujmy Dortmund na czerwono!".
Szkoda, że nie dodała, by kibice zachowali też resztki szacunku wobec rywali, dla których to najważniejszy mecz w historii. Gruzja debiutuje bowiem na mistrzostwach Europy, a ich obecność w Niemczech wykracza poza czysto piłkarskie kwestie, o czym pisaliśmy TUTAJ. To całkowicie normalne, że kibice chcą gwizdami i buczeniem zdeprymować rywali, a pomóc swoim. Ale zagłuszenie państwowego hymnu rywali to skandal i brak kultury. Trafnie podsumował to na "X" Radosław Nawrot, dziennikarz Interii. "Burak to nie tylko tureckie imię".
Gruzinom raz udało się Turków uciszyć, gdy Georges Mikautadze w 32. minucie strzelił gola na 1:1.