Znamy największych wygranych początku Euro. "Już piszemy historię"

Dawid Szymczak
Rozpoczął się "Scotoberfest". Szkoci znad kufli i butelek krzyczą do Niemców, że najpierw wypiją im całe piwo, a później ograją na boisku. Ubrani w tradycyjne kilty grają na dudach i śpiewają: "No Scotland, no party!". Terminarz nie mógł ułożyć się lepiej, by rozkręcić turniej - gospodarze zagrają z najlepszymi gośćmi. Szkoci to mistrzowie świata w kibicowaniu.

- To pierwsze dzisiaj piwo? - prowokacyjnie pytam Szkotów, siedzących nad litrowymi kuflami. O tym, ile potrafią wypić, krążą legendy.

- Wiem tylko, że nie ostatnie! - odpowiada jeden z nich.

Minęła godz. 11, a na Marienplatz w Monachium próżno szukać wolnego stolika. Przy katedrze gromadzą się Szkoci. Grają na dudach i śpiewają. Już po chwili dołączają Niemcy. I chyba zgadzają się z hasłem "no Scotland, no party". Kto w ostatnich latach tęsknił za klimatem piłkarskiego święta, spaceruje między nimi z uśmiechem. A u nikogo tęsknota nie była większa niż u Szkotów, którzy w kibicowaniu widzą sens istnienia swojej reprezentacji.

Zobacz wideo Lewandowski tak długo rozdawał autografy, że później stało się to...

Szkoci opanowali Monachium. Impreza już się zaczęła 

Szkocja pierwszy sukces już osiągnęła: kilka godzin po napływie jej kibiców w niektórych barach w Monachium zabrakło piwa. Chwali się tym nawet szkocka prasa, bo wyczerpać zapasy w mieście Oktoberfestu to przecież osiągnięcie samo w sobie. Znad kufli i butelek zaczepiają przechodzących Niemców: "wypijemy całe wasze piwo, a później pokonamy was na boisku!". I po chwili znów chwytają za dudy i zaczynają następną piosenką, która dla mało wprawionego ucha brzmi jak każda poprzednia. O kolejnych "wysuszonych" barach informują grupy kibicowskie na swoich fanpage'ach. A inni komentują: "Jeszcze nigdy nie byłem tak dumny!". "Jeszcze nie zaczęły się mecze, a my już piszemy historię". "To nasze dziedzictwo".

Jest w tym mnóstwo autoironii. Szkoci od lat śpiewają, że John McGinn jest lepszy od Zinedine’a Zidane’a i przyznają, że zawsze na turniejach rezerwują hotele tylko na dwa tygodnie, bo po fazie grupowej – razem z piłkarzami – wracają do domów. I rzeczywiście: Szkocja nigdy nie zagrała w fazie pucharowej mundialu ani Euro. W ostatnich latach na mistrzostwa świata nawet się nie dostaje - ostatnio była we Francji w 1998 r., a jej "Tartan Army", grupa kibiców, której nazwa nawiązuje do materiału tradycyjnej szkockiej spódnicy, wróciła z turnieju z nagrodą dla najlepszych kibiców. Francuzi byli zachwyceni, określili szkockich kibiców największą atrakcją turnieju. Na Euro też przez lata ich nie było. Zakwalifikowali się w 1996 r. i później dopiero w 2020 r., ale wtedy podróżowanie było ograniczone restrykcjami. Szturmowali Londyn, zasadzili się na Wembley i zremisowali 0:0 z Anglią, ale wrócili do kraju z niedosytem. I nawet nie o kolejne odpadnięcie w grupie chodziło, ale o ograniczenie do minimum tego, co w ich kibicowaniu najpiękniejsze. Dlatego wielu kibiców nawet nie odnotowuje tego turnieju i podaje, że "Tartan Army" wraca na mistrzostwa po 26 latach. W Niemczech mają uwolnić pełen potencjał.

Marienplatz już od czwartku pozostaje biało-niebieski. Nie pustoszeje i nie milknie nawet na chwilę. Według różnych szacunków, podczas Euro w Niemczech ma pojawić się 120-200 tys. szkockich kibiców. W samym Monachium ma ich być około 60 tys. Niemiecka prasa zdążyła się już tym zachwycić. Wierzy, że mecz Niemcy - Szkocja, którym rozpocznie się Euro, rozhula turniej, a Szkoci porwą resztę kibiców do zabawy na całego.

Anglicy demolowali miasta? Szkoci chcieli się odróżnić i zapraszali do tańca 

Swój sposób kibicowania wymyślili w latach 70. i 80., gdy jeszcze regularnie pojawiali się na największych piłkarskich turniejach. Brytyjscy kibice budzili wówczas strach. Kto losował Anglię, ten zaczynał liczyć straty. Niszczyli miasta i stadiony. Szkoci postanowili to wykorzystać. Założyli sobie, że będą kibicować zupełnie inaczej niż Anglicy. Tamci zaczepiali miejscowych i tłukli butelki? Zatem oni będą grać na dudach, śpiewać i zapraszać gospodarzy do wspólnej zabawy. Chcieli, by cały świat dowiedział się, że Szkot od Anglika różni się znacząco. Szli przez miasto i śpiewali: "Jesteśmy słynną "The Tartan Army", a nie angielskimi chuliganami!".

O szkockich kibicach pisaliśmy już przy okazji poprzedniego Euro. Cytowaliśmy wówczas Toma Coyle’a, weterana kibicowskich wypraw, który tłumaczył w "New York Times", jak według Szkotów powinno wyglądać kibicowanie: - Chcieliśmy odizolować się od angielskich kibiców. Jechaliśmy do jakiegoś kraju i wołaliśmy do ludzi: "Zobaczcie, jesteśmy lepsi od Anglików! Nie zdemolujemy wam miasta, chodźcie na imprezę!". Byliśmy dumni ze swojego dobrego zachowania. Częstowaliśmy policjantów brandy i nie utrudnialiśmy im roboty. Zdarzały się szalone sytuacje. W Paryżu jeden z naszych kibiców zamienił się strojem z francuskim żandarmem i tak paradował przez miasto. Byliśmy przystrojeni w nasze kraty i kapelusze. Dawaliśmy zarobić w barach i w hotelach - wspomina Coyle. W pewnym momencie kibicowska armia była popularniejsza od tej piłkarskiej. Bywało, że Szkocja odpadała z turniejów, ale jej kibice często gościli jeszcze przez kilka dni. Szczyt popularności osiągnęła podczas mundialu w 1998 r. Po turnieju FIFA oficjalnie uznała Szkotów za najlepszych kibiców, a urząd miasta Bordeaux, gdzie przebywali najdłużej, wykupił całostronicową reklamę w najbardziej poczytnym szkockim dzienniku. Zapraszali ich na wakacje do Francji, dziękowali za wspólną zabawę. Ale dobra reputacja z czasem została zapomniana. Euro 2020 było dla Szkocji pierwszym wielkim turniej od 23 lat. Ale dopiero na niemieckim Euro mogą przypomnieć, za co pokochali ich we Francji.

Gordon Sheach, 32-latek z Edynburga, zdążył zakochać się w kibicowaniu w 1998 r., ale nie mógł doświadczyć tego, co jego ojciec we Francji. Jeździł za reprezentacją po towarzyskich i kwalifikacyjnych meczach po takich krajach jak Kazachstan i Litwa, co tylko podsycało apetyt przeżycia wielkiej piłkarskiej imprezy. On i jego koledzy pielęgnują tradycję przekazywania darowizn na rzecz dzieci z każdego kraju, w którym gra Szkocja. Clark Gillies, który jest sekretarzem powołanej przez kibiców organizacji charytatywnej, przekazał, że od 2003 r. wsparli dzieci z 83 krajów łączną kwotą 200 tys. dolarów. Sheach w rozmowie z "New York Times" ze smutkiem przyznaje, że on i jego rówieśnicy zaczęli już przyzwyczajać się do Szkocji odpadającej w przedbiegach. Teraz wreszcie dostali się na mistrzostwa. Sheach z młodzieńca zdążył stać się mężczyzną. Ale o dziecięcym marzeniu nie zapomniał.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.