Bayern Monachium jest w kryzysie, wygrał tylko jedno z ostatnich pięciu spotkań. Rewanż z Lazio traktowano jako okazję na przełamanie, którą trzeba wykorzystać, by choć trochę poprawić nastroje. Tym bardziej że klub z Rzymu także złapał zadyszkę, przegrywając trzy z ostatnich czterech meczów.
Wszyscy chcieli zobaczyć Bayern głodny gry i goli, Bayern wściekły i nastawiony maksymalnie na atak. Było jasne, że Lazio skupi się na defensywie, ale goście nie mieli zamiaru "stawiać autobusu" we własnym polu karnym. Odważnie wychodzili z piłką do przodu, maksymalnie starali się przeszkadzać jak najdalej od własnej bramki.
Pierwsza groźna okazja dla Bayernu była w 13. minucie. Wtedy petardę Jamala Musiali z kilkunastu metrów obronił Ivan Provedel. Później zza pola karnego strzelał Harry Kane. Piłka po jego uderzeniu odbiła się od nogi obrońcy i przeleciała tuż obok słupka.
Z czasem Lazio ograniczało się wyłącznie do przeszkadzania - do 36. minuty nie miało żadnej dobrej okazji. Wtedy Ciro Immobile trochę przypadkowo doszedł do strzału, ale przestrzelił głową z kilku metrów. To powinno się skończyć golem, bo był bez krycia.
Jak mawia klasyk, niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i zemściły się na Lazio bezlitośnie. Trzy minuty później wynik otworzył Harry Kane, który sięgnął głową źle uderzoną piłkę przez Raphaela Guerreiro. Provedel nie zdołał zatrzymać Anglika.
W ostatniej akcji pierwszej połowy na listę strzelców wpisał się Thomas Mueller. Niemiec stał na linii lotu bomby posłanej przez Matthijsa De Ligta z woleja. Strącił piłkę i całkowicie zaskoczył bramkarza. Do przerwy Bayern prowadził zasłużenie 2:0 i w tamtym momencie był bliżej ćwierćfinału.
Lazio chciało się odgryźć, ale dobrze wyglądało jedynie w pierwszych minutach drugiej połowy. Częściej grało piłką na połowie Bayernu, jednak nie miało z tego żadnych konkretów. Za to każda akcja Bawarczyków to było zagrożenie dla Włochów. Gospodarze atakowali dużą ilością zawodników, ciągle było czterech-pięciu dostępnych do podania w obrębie pola karnego. Brakowało jedynie skuteczności. Tej szczególnie brakowało Musiali i Leroyowi Sane, choć byli bardzo aktywni. Dobrze wyglądał też napędzający wiele akcji Aleksander Pavlović. 19-latek dobrze pracował również w obronie.
Lazio miało tylko jedną dobrą sytuację w drugiej części. To był strzał Luisa Alberto ze skraju pola karnego. Piłka przeleciała wtedy obok słupka.
Po stronie Bayernu było więcej jakości, mistrzowie Niemiec prezentowali wyższą kulturę gry, byli też bardziej kreatywni. Mieli też element zaskoczenia w postaci dryblingów i przyspieszeń ze strony Sane. Skrzydłowy wypracował akcję na 3:0 w 66. minucie. Ściął do pola karnego i uderzył nisko nad ziemią. Provedel obronił, ale odbił piłkę prosto pod nogi Kane'a, który musiał to dobić. Anglik strzelił szóstego gola w tej edycji Ligi Mistrzów. To też jego 33. bramka w 33. meczu dla Bayernu w tym sezonie. Imponująca statystyka.
Do końca meczu Bayern grał mądrze z tyłu, z przodu się bawił, przez co psuł akcje na potęgę. Ale czuł, że może sobie pozwolić na takie momenty niefrasobliwości. Miał wystarczająco dużą przewagę. Lazio nie miało żadnego argumentu, aby się przeciwstawić, było wręcz bezzębne.
Bayern Monachium wygrał z Lazio Rzym zasłużenie 3:0, a w całym dwumeczu 3:1 i awansował do ćwierćfinału. To był najlepszy mecz Bayernu od dawna. To może być punkt zwrotny dla Bawarczyków na resztę tego sezonu. Strata w Bundeslidze do Bayeru Leverkusen jest bardzo duża, wynosi aż dziesięć punktów, ale w Lidze Mistrzów wszystko może się zdarzyć. Tutaj Bayern ma los w swoich rękach.