Mimo bycia aktywnym w niemalże każdym meczu nie można powiedzieć, że Paweł Wszołek był efektywny. Nie miał liczb, grał dość przewidywalnie, a Molde nie miało problemu z wyłączeniem go z gry w obu meczach.
Wahadłowemu Legii zaczynało brakować paliwa po listopadowej przerwie reprezentacyjnej. Od 25 listopada strzelił tylko jednego gola (nie licząc sobotniego meczu z Pogonią). Wpisał się na listę strzelców 10 grudnia w starciu z ŁKS-em Łódź. Później zanotował serię siedmiu spotkań bez gola lub asysty. Gdybyśmy dodali do tego mecze towarzyskie, taka seria liczyłaby aż dziesięć spotkań. To porażająco długo. Tym bardziej że Wszołek jest jednym z najważniejszych piłkarzy dzisiejszej Legii.
Z pewnością wpływ na formę późniejszą jesienią miały problemy z mięśniem przywodziciela. Nie chciał odpocząć i wyleczyć tego do końca, grał na środkach przeciwbólowych.
- Kluczem do tego, że zagrałem, była siła woli i leki przeciwbólowe […] Dzisiaj chciałem zagrać u siebie, bo to ostatni mecz w tym roku przy Łazienkowskiej. Przez ostatnie dwa dni nie mogłem spać, ale ja nie lubię się rozczulać. W ostatnim meczu z Alkmaar wziąłem za małą dawką i sił wystarczyło właściwie tylko na jedną połowę. W szatni czułem ból mięśnia przywodziciela. Właściwie mam z nim problem od dwóch miesięcy. Nie jest to bardzo poważne, ale przeciążenie. Nasiliło się to wszystko. Dziś wziąłem dwie, trzy tabletki. Dudni mi w głowie, a ja do środków nie jestem przyzwyczajony. To dla mnie ostateczność, ale był taki okres - opowiadał Wszołek 18 grudnia na antenie Canal+ Sport.
Niewykluczone, że kłopoty z jesieni i wybrana metoda leczenia mogły się odbić na słabszej formie w 2024 r. W pucharowych meczach rozczarował.
"Miał problemy z wyczuciem tempa akcji, momentami podań - zarówno jako adresat, jak i nadawca. Często odcinany przez graczy Molde od szybszej gry Legii. Nie mógł znaleźć sposobu na uwolnienie się od krycia. Wielka szkoda, że nie zdołał zaprezentować tego, co potrafił jesienią" - ocenialiśmy na łamach Sport.pl jego postawę w rewanżu fazy-play off Ligi Konferencji Europy. Przyznaliśmy mu wówczas ocenę 2+ w skali szkolnej 1-6.
W starciu z Pogonią miał więcej swobody, chętnie grał piłki w pole karne. Był zaangażowany w sytuacjach, które faktycznie były zagrożeniem dla szczecinian. Asysty nie zanotował, ale miał na koncie upragnionego gola, pierwszego od prawie trzech miesięcy. Zachował się instynktownie i tak naprawdę nie mógł lepiej zareagować. Sytuacja tego wymagała, by poszedł do końca za piłką, która była całkowicie poza zasięgiem bramkarza i obrońców po ich błędach.
Dla Wszołka to bardzo istotna bramka. Można powiedzieć, że zrzucił z siebie pewien ciężar. W dalszej części meczu było widać lekkość w jego zagraniach, miał pomysły na rozgrywanie pod bramką Pogoni. Niestety, koledzy nie pomagali w podkręceniu statystyk, nie wykorzystywali sytuacji stworzonych przez Wszołka.
Wahadłowy "Wojskowych" grający bez ciężaru to bardzo dobra wiadomość nie tylko dla Legii i Kosty Runjaicia, ale też dla reprezentacji Polski i Michała Probierza. Pojawiła się perspektywa, że kadrowicz zaliczy w marcu wzrost formy i okaże się cennym piłkarzem na nadchodzącym, bardzo ważnym zgrupowaniu. Nie mamy nic przeciwko, żeby Wszołek dołożył swoją cegiełkę do sukcesu w barażach o awans na Euro 2024.
Paweł Wszołek w tym sezonie strzelił już sześć goli dla Legii, dołożył do tego aż 13 asyst.