W nocy 30 grudnia 2022 roku Dani Alves miał dopuścić się napaści na tle seksualnym na 23-letniej kobiecie w klubie Sutton w Barcelonie, a do tego uderzyć ją i zgwałcić. Dodatkowo pogrążył go fakt, że pięciokrotnie podczas śledztwa zmieniał zeznania. 20 stycznia zeszłego roku został aresztowany i do tej pory przebywa w więzieniu Brins 2 niedaleko Barcelony.
W poniedziałek 5 lutego ruszył proces byłego zawodnika FC Barcelony, który zakończył się dwa dni później. W ubiegłą środę przed sądem stawili się ostatni świadkowie oraz Dani Alves. 40-latek opowiedział, co się wydarzyło, zanim wraz z kolegami pojawił się w klubie Sutton w Barcelonie. Alves wyznał, że wraz ze znajomymi wypili łącznie pięć butelek wina i jedną whisky. Sam Brazylijczyk poinformował, że wypił z tego dwie butelki wina i szklaneczkę whisky.
Następnie zeznał, że w Sutton w pewnym momencie zaczął tańczyć z kobietą. - Bawiliśmy się, wchodziliśmy w interakcję. W pewnym momencie zaczęła tańczyć bliżej mnie, twerkować i zaczęliśmy się do siebie zbliżać - mówił cytowany przez dziennik "AS". W trakcie twerkowania kobieta miała go dotknąć i powiedzieć, że muszą iść do łazienki. Dodał, że nikt na nikogo nie naciskał. Alves stwierdził, że poszedł do łazienki i czekał na kobietę. - Początkowo myślałem, że już nie przyjdzie, jednak gdy otworzyłem drzwi, to nagle przyszła. Uklęknęła przede mną i zaczęliśmy uprawiać seks - mówił.
Proces Alvesa odbija się szerokim echem w Hiszpanii. W miniony weekend dziennikarze programu "Angel Leiras" postanowili dokładnie przeanalizować przebieg tego procesu. - Dzięki zmianie prawnika, Alves opowiedział o nowych faktach w tej sprawie. Byliśmy bardzo zszokowani nową strategią dotyczącą alkoholu. Uważam jednak, że nowy prawnik zasugerował mu przedstawienie tej wersji wydarzeń ze względu na możliwość uzyskania jak najmniej surowego wyroku - komentowali dziennikarze, cytowani przez "Mundo Deportivo".
Oprócz strategii zespołu prawnego Brazylijczyka, dziennikarze wzięli pod lupę zachowanie żony 40-latka Joany Sanz. We wtorek wieczorem Sanz została przesłuchana. Zdradziła, że w noc zdarzenia Alves nic jej nie powiedział, a po raz ostatni skontaktowała się z nim ok. godz. 23. Następnie potwierdziła, że były zawodnik FC Barcelony wrócił do domu pijany. - Widać, że Joana chce bronić męża, gdy ten przebywa w więzieniu - powiedzieli dziennikarze w programie, sugerując, że zeznawała na korzyść trzykrotnego mistrza Hiszpanii.
Te słowa nie spodobały się Sanz, która za pośrednictwem mediów społecznościowych zapowiedziała podjęcie kroków prawnych. "Bardzo poważnie traktuję informacje, które w ostatnim czasie pojawiają się w przestrzeni medialnej. W związku z tym zdecydowałam się, że podejmę kroki prawne przeciwko mediom, które oskarżyły mnie o składanie fałszywych zeznań. Ile w tym kraju jest cynizmu. Wolność słowa? Gdzie? Wszyscy podążacie za wzorcem poprawności politycznej w obawie, że powiecie, co naprawdę myślicie i że zostaniecie zaatakowani. Dodałabym jeszcze kilka rzeczy, ale to nie jest warte wysiłku" - napisała na Insta Stories.
Zdaniem hiszpańskich mediów wyrok w tej sprawie zapadnie w najbliższych kilku tygodniach. Prokuratura domaga się dziewięciu lat pozbawienia wolności, oskarżyciele posiłkowi 12 lat więzienia, a obrona Alvesa żąda uniewinnienia z alternatywą w postaci roku pozbawienia wolności i kary finansowej w wysokości 50 tysięcy euro.