Obsesja, za którą płacą ogromną cenę. "Od 7 lat nie był na urodzinach syna"

Dawid Szymczak
Pracoholizm nie jest wybredny: rozgości się i w ekstraklasie, i okręgówce, zaprzyjaźni z młodym i doświadczonym trenerem. Każdego odciągnie od rodziny i snu. - Jak często ładujemy telefon, a jak często dbamy o siebie? Podłączamy telefon na noc, żeby rano mieć sto procent, ale nie dbamy o własny sen - mówi Piotr Stokowiec, szkoleniowiec ŁKS Łódź. Trener pracujący 20 godzin dziennie, mający obsesję na punkcie piłki - to chwytliwe hasła dla kibiców czy mediów, ale przy okazji będące pułapką, z której piekielnie trudno się wydostać.

W sali pełnej trenerów pada pytanie, co jest w życiu najważniejsze. - Zdrowie - mówi już po sekundzie trzydziestoparolatek siedzący w pierwszym rzędzie. 

- Powiedziałbym tak samo. Od zdrowia zawsze zaczynam składanie życzeń. Powtarzam, że jak będzie zdrowie, to wszystko będzie… - zawiesza głos Adam Łopatko, trener-edukator z wieloletnim doświadczeniem w polskich klubach, wykładający w Szkole Trenerów PZPN. - Ale co robię, by o to zdrowie faktycznie dbać? Wcześnie wstaję, późno się kładę. Mam parę kilogramów za dużo. Siłownia w nawyk mi nie weszła. Na dietę też nie zawsze jest czas. Coroczne badania krwi? Chyba jednak trochę rzadziej. Ale wciąż twierdzę: zdrowie jest najważniejsze. Niedawno zadzwoniłem do mojego kolegi, też trenera, dla którego zdrowie jest najważniejsze. Mówię: "Mam to samo, co ty. Nadciśnienie". 

- Co jeszcze jest ważne?

- Pewnie, rodzina! Z klubu wyrzucą cię po paru porażkach z rzędu, zwolnią po kilku miesiącach. Przeprowadzisz się, część relacji się urwie. Tylko rodzina z tobą zostanie. Wiedziałem, że tak jest, ale przez półtora roku, jak urodziła się córka, rzadko miałem ją na rękach. Chyba nigdy jej nie przebierałem. Byłem w klubie.

Zobacz wideo Probierz odpowiada na głośne słowa Lewandowskiego

"Pan trener pracuje po dwadzieścia godzin. To tytan pracy"

Marzec 2023, konferencja właściciela Motoru Lublin Zbigniewa Jakubasa zorganizowana dwa dni po tym, jak trener Goncalo Feio rzucił kuwetą na dokumenty w prezesa Pawła Tomczyka, raniąc go w okolicy oka.

- Goncalo Feio jest bardzo kompetentny. To tytan pracy. Mogę się o nim wypowiadać w samych superlatywach. Cała sytuacja, która wynikła, jest wynikiem przemęczenia, bo pan trener pracuje po dwadzieścia godzin. To jest granica wytrzymałości organizmu. Być może w takiej sytuacji człowiek jest wybuchowy, pewnych rzeczy nie wytrzymuje. Ambicja, presja i to wszystko razem spowodowało, że doszło do tego wybuchu - tłumaczy Jakubas, jeden z najbogatszych Polaków, który lubelskim klubem zarządza od 2020 roku. - Pamięta pan - zwraca się do siedzącego obok Feio. - Kilka tygodni temu mówiłem panu, że musi pan poświęcić więcej czasu na życie osobiste, poświęcić uwagę dzieciom i partnerce. Przechodziłem przez to samo. Córka, gdy była już dorosła, miała do mnie pretensje, że nie miałem dla niej wystarczająco dużo czasu.

Ta sytuacja, którą żyło całe piłkarskie środowisko w Polsce, jak w soczewce skupiła problem pracoholizmu, a wypowiedź Jakubasa sprowokowała wiele pytań. Czy Feio faktycznie pracuje po dwadzieścia godzin, czy była to jedynie retoryczna figura? Czy to normalne, by trenera, który zaatakował prezesa, tłumaczyć przemęczeniem? Jak często pracoholików określa się nobilitująco tytanami pracy? Wreszcie - dlaczego kibice tak głośno przyklasnęli pracoholizmowi Feio? Czy zatem trenerowi opłaca się publicznie mówić o wielu godzinach spędzonych w pracy, by zyskać w oczach kibiców i działaczy? Czy pracoholizm został wyższą formą pracowitości? Ile pracują inni trenerzy? Czy da się być dobrym trenerem w zdrowy sposób? Jak poważny jest w tym środowisku problem pracoholizmu i wiążącego się z nim wypalenia? 

"Było tak, że pracowałem od 8 do 20. Często tak było" 

Nazywanie trenera maniakiem, fanatykiem, szaleńcem, nałogowcem lub pracoholikiem, zakrawa o komplementowanie go. - Orka bywa nieprawdopodobna - przyznaje Paweł Grycmann, dyrektor Szkoły Trenerów PZPN, który przy każdej okazji podsuwa kursantom książkę "Esencjonalista". Greg McKeown przypomina w niej, że więcej nie znaczy lepiej, a asertywność uznaje za kluczową kompetencję każdego zapracowanego. Polacy pracują dużo. Według najnowszych danych Eurostatu - średnio 40,4 godzin w tygodniu. W Unii Europejskiej nieznacznie wyprzedzają nas tylko Grecy. Ale na te 40 godzin trenerzy tylko się uśmiechają. Chcieliby, żeby to było 40.

- Problem pracoholizmu jest duży - mówi Radosław Bella, trenujący od początku sezonu Miedź Legnica. - Widzę jednak rosnącą świadomość – dodaje natychmiast. Sam chciał mieć w swoim sztabie trenerów posiadających dzieci, by nie spotkać, jak sam tłumaczy w rozmowie z Weszło, "takiego 25-letniego Radka z przeszłości, który myślał, że jak kończymy pracę o godz. 16, to on posiedzi 2-3 godziny dłużej, żeby pokazać innym, że dużo pracuje". Nie wierzy, że trener harujący będzie skuteczny. Za kilka tygodni otrzyma najwyższą trenerską licencję - UEFA Pro, jest też magistrem psychologii. 

- Bliski mi temat - wzdycha Piotr Stokowiec na początku rozmowy.

- Było tak, że pracowałem od 8 do 20. Często tak było - rzuca liczbami Leszek Ojrzyński.

- Problem niewątpliwie jest, ale sporo w tym temacie też zakłamania, przesady i kreowania wizerunku. Są zdania rzucane pod publiczkę. Dobrze sprzedaje się wizerunek trenera-maniaka, który karmi się futbolem i śpi z laptopem albo nie śpi w ogóle - przestrzega jeden z selekcjonerów młodzieżowych reprezentacji Polski.

- Najczęściej dopiero na urlopach wychodzą różne dolegliwości. Jak już puszcza całe napięcie. Wcześniej nie czujesz, że boli np. kręgosłup. Nagle trudno jest się podnieść z leżaka. Często jedziemy po bandzie, na "speedzie" - mówi Stokowiec. 

Raptem kilkanaście dni temu Juergen Klopp przyznał, że jego bak jest już pusty i nie ma sił, by dalej prowadzić zespół. Przez karierę jechał brawurowo, nie używał hamulca. Do teraz. To najnowszy trener z licznej drużyny wyczerpanych. Pep Guardiola, odchodząc z Barcelony, też reflektował się, że wieczna presja i potrzeba ciągłego kontrolowania wszystkiego, potrafią zmęczyć. A to przecież mistrzowie tego zawodu - Katalończyk z pięknym umysłem i Niemiec, który zawsze był agregatem energii dla całej drużyny. Idolem trenerów jest też Marcelo Bielsa, który kazał zamontować w swoim gabinecie łóżko i kuchenkę, by już zupełnie nie musiał wychodzić z pracy.

"Passio" z łaciny oznacza cierpienie. Trenerzy, słysząc to, najpierw się śmieją, później przyznają, że może coś w tym jest. Jeden trener robi karierę w ekstraklasie, ale od siedmiu lat nie był na urodzinach syna. Córka drugiego trenera, zanim poszła do gimnazjum, miała dwa przedszkola i trzy podstawówki, bo rodzina przeprowadzała się wraz z nim, a stabilizacja to w tym zawodzie miraż. Ale kiedy rodzina cierpi mniej: znów przepakowując walizki czy widząc męża i ojca tylko przez kamerkę? 

- Właśnie! Pasja! Ona jest kluczowa. Kochamy piłkę. Uwielbiamy to, co robimy, więc łatwiej pracować nam ponad stan. Wpadamy w ten swój świat, tracimy rachubę, dochodzi adrenalina, przyświeca chęć zwycięstwa. Można siedzieć nad robotą kilkanaście godzin i tego nie czuć. Człowiek kończy i jest szczęśliwy, nawet nie czuje zmęczenia. Ale później przychodzi rachunek do zapłaty. Na dłuższą metę tak się nie da - mówi Stokowiec. I podobnie, jak dosłownie każdy trener, który wypowiada się w tym tekście, prosi zaznaczyć: to nie narzekanie ani użalanie się nad sobą. Każdy ma wybór i może się z zawodu wypisać. Gdyby nie było w nim czegoś pięknego, to 76-letni Roy Hodgson nie biłby się o utrzymanie w Premier League. 

"Goncalo Feio? Poruszaliśmy temat wypalenia. Buduje nazwisko, dopiero przebija się do ekstraklasy"

Goncalo Feio faktycznie pracuje po kilkanaście godzin dziennie, więc wypowiedź Jakubasa była tylko delikatnie przesadzona. - Zdarzają się też dni, że dobija do tych dwudziestu godzin, o których powiedział właściciel. Wstaje przed świtem, przyjeżdża do klubu, pracuje jeszcze po zmroku - mówi nam jeden z pracowników Motoru. Podobnie było na kursie UEFA Pro. - Mamy pracownika szkoły, który zawsze ją otwiera w okolicach 6:30-7:00. Zdarzało się, że Goncalo był już przed nim - wspomina Grycmann, dyrektor szkoły.

- Rozmawialiśmy z nim o tym, jak pracuje. Poruszaliśmy temat wypalenia zawodowego. Mówiliśmy o dobrostanie, że trzeba najpierw dbać o siebie, przypilnować swoich prywatnych spraw, żeby później móc skutecznie dbać o zespół. Ale Goncalo buduje dzisiaj swoje nazwisko, dopiero przebija się do ekstraklasy. Może jak doczeka się dwudziestoparoosobowego sztabu to też łatwiej będzie mu zdjąć nogę z gazu? - zastanawia się.

Ile pracują trenerzy?

Trudno ustalić, ile godzin trenerzy spędzają w pracy. To niewykonalne z wielu powodów - pomijając nawet najważniejszy fakt, że każdy jest inny i ma swój model pracy.

- Są różne okresy w sezonie. Zmienia się to w zależności od dnia tygodnia i fazy mikrocyklu - mówi Piotr Tworek, pracujący w ostatnich latach w Warcie Poznań i Śląsku Wrocław. 

- To nigdy nie będzie praca, jak na etacie, że o ósmej zaczynasz, a o szesnastej zamykasz za sobą drzwi. Każdy dzień jest inny. Trudno nawet rano ustalić z rodziną, jak spędzamy popołudnie i wieczór. Wiem tylko, o której wyjdę do pracy, ale o której z niej wrócę? Często coś wyskakuje w trakcie dnia i wszystko się zmienia - opowiada Przemysław Małecki, asystent Kosty Runjaicia w Legii Warszawa. - Jako asystent dostosowujesz się też do pierwszego trenera. Są dwie szkoły: jeden trener nie ma problemu, żeby zabierać ze sobą pracę do domu, a drugi chce wszystko skończyć w klubie.

- A co wliczać do czasu pracy? Jak jadę na mecz z drużyną, to pracuję? No jestem w pracy, nie mam wtedy wolnego. Jak w środę oglądam Ligę Mistrzów, to mam to zaliczyć jako relaks czy szukanie inspiracji? Jak ktoś chce policzyć wszystko tak, żeby wyszło mu osiemnaście godzin pracy, to policzy - uśmiecha się Leszek Ojrzyński. Ale jednocześnie mówi wprost: - Średnio osiem godzin dziennie? Nierealne. Za dużo obowiązków.  

- Również nie uwierzę, że jakiś trener w ekstraklasie czy I lidze pracuje tylko po osiem godzin dziennie. Trzeba przygotować trening, przeprowadzić ten trening i później go przeanalizować. Dochodzą spotkania z dyrektorem, z prezesem, z mediami, z zawodnikami. Oglądanie potencjalnych zawodników do zakontraktowania, w weekend mecz, podróż, po nim analiza. I od nowa. Czasami gra się co trzy dni. Wtedy to wszystko dzieje się jeszcze szybciej - wylicza obowiązki Stokowiec.

- Normalny człowiek pracuje od poniedziałku do piątku, a w weekend ma odpocząć. U trenerów w weekend przychodzi weryfikacja ich pracy. Największe emocje, największa presja - mówi Grycmann.

- U mnie czasowo wygląda to tak, że zaczynam pracę w klubie około 8 i mam ze sztabem rozpisane zadania na około siedem godzin. Czasami jeszcze zdarza mi się robić coś wieczorem, choć unikam tego jak ognia - zaznacza Bella. - Ale pracoholizm nie sprowadza się tylko do liczby godzin, które poświęca się na pracę. Bardziej dotyczy tego, w jaki sposób myślimy o pracy. Jeśli czujemy przymus, żeby pracować, mamy wrażenie, że coś nas omija, gdy nie pracujemy albo nasza samoocena spada, gdy nie pracujemy, powinna zapalić się kontrolka. Łatwo złapać się też na porównywaniu do innych. Wiem, ile pracuje jeden trener, ile pracuje drugi, więc zaczynam porównywać. Wzorami są Guardiola, Bielsa czy Sampaoli, o których słyszmy, że oddychają piłką. Ale osób wybitnych jest mało. To, że oni tak pracują i są wielkimi trenerami, nie znaczy, że jeśli my zrobimy to samo, to osiągniemy równie wiele. Jest znacznie więcej dowodów na to, że tak się nie stanie. Jeśli poświecimy tyle co oni, możemy nie mieć efektów, za to mieć rozbitą rodzinę. To jak z mitem Roberta Lewandowskiego, że z polskiej drugiej ligi można ciężką pracą dojść do Bundesligi i zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Lewandowski jest wyjątkiem. Większości piłkarzy, którzy będą bardzo ciężko pracować, niestety się to nie uda i nie ma w tym nic kontrowersyjnego - porównuje.

Jest jeszcze jedna pułapka: można być długo w pracy, ale mało pracować. Dlatego Dawid Szulczek z Warty Poznań, przez kilku kolegów z branży wskazywany jako najlepiej zorganizowany, korzysta z terminu "czas pracy netto i brutto". - Wytłumaczę na przykładzie, czym jest czas netto. Jak skończymy wywiad, to przyjdą tu moi asystenci, wyjmiemy laptopy i od razu przejdziemy do rzeczy. Nie będzie gadki, co to był za dziennikarz, jak poszedł wywiad, o czym rozmawialiśmy. Omówimy trening, każdy powie o swojej działce. Z jednym asystentem przeanalizuję poprzedni mecz, z drugim najbliższego rywala, z trzecim stałe fragmenty gry. Jak wszystko będzie dograne, to pogadamy o składzie. To czas pracy netto. Realne działanie. Czas brutto spędzony w pracy to rozmowy, co u żony, co u córki i jakie kto ma plany na wakacje. Rozmawiamy oczywiście też o tym, ale trzeba wiedzieć, kiedy jest na to czas. Z reguły czwartki, gdy już większość rzeczy jest zrobiona, są takimi dniami - mówi.

"Obsesja na punkcie futbolu" - brzmi pięknie. Ale kiedyś trzeba będzie za nią zapłacić. Relacjami z żoną, z dziećmi, własnym zdrowiem 

Pracoholizm nie jest wybredny: rozgości się w ekstraklasie i okręgówce, zaprzyjaźni z młodym i doświadczonym trenerem. Trenerzy na górze dźwigają sporą presję i co tydzień mierzą z dużymi oczekiwaniami, a ci na dole biegają z jednej pracy do drugiej, na głowie mają niekiedy trzy drużyny.

- W kontekście pracoholizmu czynnik finansowy wydaje mi się kluczowy. Zastanówmy się, ilu trenerów w Polsce może wyżyć z prowadzenia tylko jednej drużyny. To możliwe na trzech najwyższych poziomach rozgrywkowych i w kilku dużych akademiach. W Polsce mamy ok. 25 tys. trenerów z ważnymi licencjami, więc widzimy, że tylko garstka ma ten komfort. Kilkuset? Może nawet nie. Cała reszta musi dorabiać. Bierze sobie na głowę po kilka drużyn, każdej chce dopilnować i biega z treningu na trening. To może błyskawicznie doprowadzić do pracoholizmu i wypalenia - mówi Paweł Grycmann. 

- Polska piłka powiatowa to inna dyscyplina sportu - uśmiecha się jeden z doświadczonych trenerów, z którym spotykamy się podczas kursu UEFA Elite Youth. - Mecz stresuje bardziej, gdy od wyniku zależy los twojej rodziny. Z naszych zarobków nie zbudujesz poduszki finansowej, więc nie masz tego komfortu, żeby dwa-trzy miesiące po zwolnieniu nie pracować. Nikt się o ciebie nie upomni, jak o Kloppa, gdy już wrócisz z urlopu. Nie znam trenera, który miałby pod sobą tylko seniorską drużynę. Albo ma do tego etat w szkole, albo w gminie, albo pracuje jeszcze w jakiejś akademii, albo prowadzi treningi indywidualne.

Grycmann: - Sam miałem w życiu taki okres, jakieś dziesięć lat temu, że pracowałem w czterech miejscach. W GKS Katowice jako trener przygotowania motorycznego, w kadrze Polski do lat 15 byłem drugim trenerem, prowadziłem juniorów Stadionu Śląskiego i wykładałem w katowickiej AWF. Każdego dnia miałem po dwa-trzy treningi. Wszystko poza pracą mi uciekało. Po pół roku poszedłem do koordynatora, że muszę z czegoś zrezygnować, bo treningi przestają mnie cieszyć. Ograniczałem się wtedy tylko do podstaw: do przygotowania treningu i jego przeprowadzenia. A gdzie zawodnik w centrum, o którym dzisiaj w Szkole Trenerów tyle mówimy? Czas, żeby porozmawiać z zawodnikiem? Popracować z nim indywidualnie? Jak go rozwijać i zbudować z nim relacje? Kiedy gonimy z treningu na trening, nie ma takiej możliwości. W Polsce przeprowadzamy bardzo dużo treningów. Odwiedzam teraz różne federacje i widzę, że mało kto w Europie ma tyle treningów w tygodniu, co my.

Na najwyższym poziomie Grycmann dostrzega inne wyzwania. - Generalizując, nasze środowisko nie jest do końca przygotowane na to, jak szybko rozwija się świat i ile trenerzy dostają możliwości. Pierwszy raz w historii pojawia się więcej możliwości wyboru niż możliwości działania. Wiedza jest dzisiaj wszędzie, a jej przyrost nastąpił błyskawicznie. Można codziennie zapisywać się na webinary albo szkolenia. Można pobrać tonę materiałów szkoleniowych. Zobaczyć trening Pepa Guardioli i Roberto De Zerbiego. Filozoficznie: trenerzy wiedzą, jak wiele jeszcze nie wiedzą. Zaczynają gonić. Mamy już narzędzia do wszystkiego i problem z tym, których użyć. Kiedyś w klubie była jedna kamera, żeby nagrać trening. Dzisiaj są drony, kamizelki GPS, platformy skautingowe, mnóstwo najdrobniejszych statystyk, aplikacje do snu. I to dobrze, bo o piłkarzach chcemy wiedzieć jak najwięcej. Ale to już tylko krok do przyjmowania nadmiaru informacji i próby kontrolowania wszystkiego. Na kursach mówimy o 69 kompetencjach miękkich trenera. Do tego dochodzą kompetencje twarde, więc mowa o około stu kompetencjach. Im więcej wiesz, tym więcej rzeczy chcesz robić. Z tego też bierze się pracoholizm.

- Teorię wszyscy znamy. Ale w praktyce zawsze jest wybór i pokusa: odpuścić i odpocząć czy jeszcze spróbować coś przećwiczyć, jeszcze coś dopracować. Szczególnie młodym trenerom trudno jest z czegokolwiek rezygnować, bo za każdym razem myśli się, że to przybliża do zwycięstwa. Ale nie zawsze bodźcowanie zawodników zbyt wieloma pomysłami i rozwiązaniami przyniesie dobry efekt. To się odbija też na trenerze. Jak lider ma pociągnąć za sobą zespół, jak ma być charyzmatyczny, jak ma być inspirujący, jak ma wpadać na nowe pomysły, jeśli będzie zmęczony? - pyta Piotr Stokowiec. 

- Myślę, że FOMO [fear of missing out, lęk przed wypadnięciem z obiegu - red.] dotyka wielu trenerów. Boimy się, że coś przegapimy, że coś nas ominie i przez to nie jesteśmy wystarczająco profesjonalni - mówi Bella. - Jeżeli ktoś ogląda film i po godzinie zdaje sobie sprawę, że nic z niego nie pamięta, bo myślami jest jeszcze w pracy, niech potraktuje to jako sygnał ostrzegawczy. "Obsesja na punkcie futbolu" - to przecież pięknie brzmi. Ale według wszystkich badań, kiedyś trzeba będzie za nią zapłacić. Relacjami z żoną, z dziećmi, zdrowiem. Nie bez powodu mówi się o wypaleniu trenerów. Jak można nie obejrzeć meczu w Lidze Mistrzów w środę? Jeszcze pięć lat temu było to dla mnie nie do pomyślenia. Dzisiaj zdarza mi się usnąć na drugiej połowie. I nie mam wyrzutów sumienia - uśmiecha się.

Wielu starszych trenerów twierdzi, że problem pracoholizmu dotyczy przede wszystkim młodych. Oni dopiero się wspinają, mają więcej wigoru, chcą przetestować każdą nowość. Pytamy o to 36-letniego Bellę, który dopiero od tego sezonu pracuje na własny rachunek. 

- Zależy od człowieka, ale co do zasady jest w tym sporo prawdy. Na pewno młodzi chcą się wykazać. Postawić czasem wszystko na jedną kartę, niczego nie odpuścić, wszystkiego dopilnować samemu. W ogóle jako ludzie chcemy mieć poczucie kontroli nad tym, co się dzieje. Ulegamy myśleniu, że im więcej pracujemy, tym lepiej wszystko kontrolujemy, ale niestety to nieprawda. Mylimy bycie zajętym z byciem skutecznym. Bycie w pracy z pracowitością. Z drugiej strony, znam paru młodych trenerów pracuje z psychologiem lub chodzi na terapię. Chcą się rozwijać w każdym aspekcie. Ten temat pojawia się też na kursach. Dyrektor Grycmann bardzo zwraca uwagę na rozwój kompetencji miękkich. Na kursie UEFA Pro zdarzały się takie zjazdy, że podczas trzech dni zajęć mieliśmy spotkania z dwoma psychologami. Uczą nas, jak radzić sobie poza meczami. To ważny temat, ale nie chciałbym, żeby czytelnicy pomyśleli, że tylko trenerzy mają ciężko i tylko ich praca naraża na takie niebezpieczeństwa. Sprawy, o których rozmawiamy dotykają coraz więcej osób niezależnie od branży i środowiska, a my, trenerzy, nie jesteśmy w tym aspekcie wyjątkowi. Biznesmeni, prawnicy, a nawet sami psychologowie też się z tym zmagają.

- Każdy trener w Polsce chce pracować w ekstraklasie. Ile jest w niej zespołów? Osiemnaście. Jak już dostajesz szansę, a zwłaszcza, gdy jesteś młodym trenerem i jeszcze nie masz ugruntowanej pozycji, to chcesz dać z siebie wszystko, by się na tym poziomie utrzymać - mówi Maciej Kędziorek, od kilku miesięcy pracujący w Radomiaku Radom. - Jestem młody, dostałem szansę, mam siłę, więc kiedy mam pracować, jak nie w takiej sytuacji? Kocham piłkę, kocham szatnię, boisko, mecze. Wkładam w to serce i emocje. Zwycięstwo jest nagrodą. Czymś, co pociąga i napędza. Ktoś może patrzeć z boku i współczuć, a ja czerpię z tego radość - zauważa

- Jest jeszcze jeden aspekt - zwraca uwagę Leszek Ojrzyński. - Jak trener przeprowadza się sam i nie zabiera rodziny ze sobą, łatwiej mu pogrążyć się w pracy. Trafia do nowego miasta, nie ma tam znajomych, dostaje puste mieszkanko, więc nie spieszy mu się, by wracać z pracy. Jak posiłki zamawia się do klubu, to w ogóle nie trzeba stamtąd wychodzić. Rodzina jednak dyscyplinuje: trzeba zawieźć dzieci do szkoły, odebrać, zakupy zrobić, w domowych sprawach trochę pomóc, film z żoną czasami obejrzeć. 

Doba bywa za krótka. "Bardziej dbamy o telefony niż o siebie"

- Często bardziej dbamy o energię w telefonach niż o własną. Bateria podświetli nam się na czerwono, że zostało 10 proc., to biegniemy szukać gniazdka albo mamy pod ręką powerbank. Zawsze mamy przy sobie ładowarkę, bo przecież telefon nie może nam się wyłączyć. A co z nami? Zostaje nam parę procent do całkowitego wyczerpania, ale jeszcze chcemy na tych paru procentach zrobić jak najwięcej rzeczy. Albo w ogóle nie dostrzegamy, że zaraz padniemy, bo nie widzimy tych czerwonych kontrolek. Jak często ładujemy telefon, a jak często dbamy o siebie? Podłączamy telefony na noc, żeby rano mieć sto procent, ale nie dbamy o swój sen. Mamy rano sto procent? Nie. Pośpimy 4-5 godzin, będziemy mieli 65 proc. swojej baterii i wierzymy, że nam wystarczy - barwnie porównuje Piotr Stokowiec, a inni trenerzy potwierdzają, że brakujących godzin czasem szuka się w godzinach przeznaczonych na sen. 

- Jak taki trener, który będzie pracował po 16 godzin, bo urwie sobie ze snu, ma być zdrowy i dobrze funkcjonujący? Jak ma przyjść rano do klubu z uśmiechem i tryskać energią, skoro dzień wcześniej pracował kilkanaście godzin? Trener musi mieć czas na odpoczynek. Musi mieć jakąś odskocznię. Dobrze, by wiedział, co na Netflixie i co w kinie i potrafił w szatni mówić językiem swoich piłkarzy. Fajnie jak ma rodzinę i może wrócić po pracy złapać balans. Wielokrotnie mówiliśmy na konferencjach, że nie ma nic gorszego niż zmęczony trener. Dopuszczenie do przemęczenia to jeden z błędów szkoleniowych. Są błędy taktyczne, są błędy w komunikacji, ale dopuszczenie do zmęczenia jest takim samym trenerskim błędem. Trener musi umieć planować odpoczynek dla swoich zawodników, dla swoich asystentów, ale też dla siebie. Łatwo wpaść w pułapkę. Nie zawsze więcej znaczy lepiej. Wiem to z własnego doświadczenia. Wpadałem w to, że chciałem zrobić za dużo na raz - przyznaje Stokowiec. 

Moda na pracoholizm. Chcesz zaimponować kibicom? Powiedz, że pracujesz całą dobę

Podkrążone oczy wciąż często są dowodem rzetelnej pracy, pracoholizm bywa cnotą, a gadka o kilkunastu godzinach spędzanych w pracy - miodem na uszy kibiców i mniej świadomych działaczy.

- Często pracoholizm odbierany jest jako zaleta - zauważa Stokowiec.

- Czasami trenerzy kreują w ten sposób swój wizerunek. Rzucają o tym dwa zdania w jednym, drugim wywiadzie, a kibice zaczynają podłapywać. Wierzą, że drużyna jest w dobrych rękach, bo trener zap… Jak później nie ma zwycięstw, to prędzej stwierdzą, że to wina piłkarzy - mówi Przemysław Małecki z Legii.

- Pracoholizm dobrze się sprzedaje, dlatego część trenerów powtarza, że pracuje po kilkanaście godzin albo analizuje każdy mecz po sto razy. Jeśli ktoś faktycznie tak robi, chwali się tym i oczekuje gratulacji, to życzę powodzenia w przyszłości. Ile wytrzyma? Dwa lata? Trzy? A jeśli nawet tak nie robi, a jedynie tak opowiada, bo buduje swój wizerunek, to pamiętajmy, że trenerom płaci się za bycie skutecznym, a nie za bycie w pracy. Pracoholizm jest uzależnieniem. Powoduje psychopatologie. Nie może być chwalony i postrzegany jako zaleta. Jakoś nie widziałem trenera alkoholika, który by się pochwalił, że wypił osiem piw jednego dnia - porównuje Bella. 

Grupą, którą najłatwiej uwieść opowieściami o całych dniach spędzanych w klubie i zarwanych nocach, są kibice. Lubią czuć, że trener troszczy się o klub, że jak trzeba, to wypruje żyły dla jego dobra. Ale i na prezesów czasem to działa. Cieszą się, gdy odjeżdżając z parkingu, widzą, że w pokoju trenera od szyb odbija się jeszcze blade światło monitora. Oczywiście - nie wszyscy. Generalizować nie można, ale często w klubach miejskich, solidnie dofinansowywanych z ratusza, gdzie prezesami zostają ludzie z politycznego nadania, pracujący od świtu do zmierzchu trener, robi wrażenie. I odwrotnie - jeśli drużyna przegrywa, a trener wychodzi z klubu przed godz. 17, może to kłuć w oczy. Dlatego siedzenie dla samego siedzenia też się zdarza. Po co kręcić na siebie bat? 

- Świadomość jednak rośnie. Kluby coraz częściej pozwalają np. zatrudnić dodatkowego analityka czy psychologa w sztabie, bo rozumieją, że to inwestycja - mówi Piotr Stokowiec, który przed ŁKS pracował w Polonii Warszawa, Jagiellonii Białystok, Lechii Gdańsk i dwukrotnie w Zagłębiu Lubin. 

Powoli przybywa w Polsce świadomych dyrektorów sportowych, a klubami częściej zarządzają osoby z biznesowym doświadczeniem, którym problem pracoholizmu nie jest obcy. 

Ferguson nie opowiadał polskim trenerom o piłce. Mówił o koniach i winach

Na poprzednim kursie UEFA Pro gościem specjalnym był sir Alex Ferguson, jeden z najlepszych trenerów w historii, który nieprzerwanie przez 26 sezonów prowadził do sukcesów Manchester United. To było spotkanie online, a polscy trenerzy początkowo byli zdziwieni, że Szkot niemal w ogóle nie mówi o piłce.

- Przez większość wykładu przekonywał, że trener musi mieć odskocznie. On miał konie i wina. Relaksował się poza piłką, schodził do piwniczki albo szedł do stajni i zapominał o meczach, treningach, całej otoczce. Przekonywał, że odpoczynek trzeba sobie organizować tak samo, jak organizuje się pracę: na sztywno. Gdyby nie to, na pewno nie byłby trenerem tak długo - wspomina Przemysław Małecki.

- Nawet najlepsi trenerzy planują przerwy w pracy zawodowej. Ja od jedenastu lat pracowałem z co najwyżej kilkumiesięcznymi przerwami. Miałem dwie przerwy po kilka miesięcy. W międzyczasie sporo grania o coś: tu o utrzymanie, tam o puchary. Duża huśtawka emocji. Jako trener czujesz permanentną odpowiedzialność za klub, za zawodników, za pracowników, bo jak spadniemy, to może im być trudno, bo klub będzie szukał oszczędności. Z perspektywy czasu uważam, że drugą pracę w Zagłębiu wziąłem za szybko - przyznaje Stokowiec.

- Kluczowa kompetencja pierwszego trenera to delegowanie zadań. Wielu trenerów prelegentów w czasie kursu UEFA PRO mocno to podkreślało, m.in. Jacek Magiera, Jerzy Brzęczek czy Kosta Runjaić. Asystenci to kluczowe postacie w każdym sztabie szkoleniowym, którzy przy tym nawale obowiązków muszą pierwszemu trenerowi pomóc, by ten skupił się nad pracą z zawodnikami. A żeby pomogli, to najpierw trener musi mieć do nich zaufanie i przekonanie do ich umiejętności. Najlepiej, gdy dobierze sobie takich ludzi, którzy w wąskich specjalizacjach będą przewyższać go wiedzą, bo wówczas uniknie pokusy brania wszystkiego na siebie - mówi Grycmann. 

- Sztabem też trzeba umieć zarządzać i delegować zadania. Każdy trener prowadzi dzisiaj kilka zespołów: pierwszy jest na boisku, drugi siedzi na ławce, a kolejny to jego sztab szkoleniowo-organizacyjny, a gdzie prasa, kibice? Sztaby się rozrastają. Nadszedł czas specjalistów, a pierwszy trener jest ich swoistym koordynatorem. Nie chodzi o modę czy naśladowanie dużych klubów. Więcej i efektywniej można wtedy popracować, lepiej podzielić zadania, bardziej dopasować obszary do kompetencji poszczególnych asystentów - tłumaczy Stokowiec.

- Mówiliśmy, że zmienia się świat i wyzwania, przed którymi stoją trenerzy. Zmienia się gra, zawodnik, jego cele i oczekiwania oraz krajobraz coachingu, właśnie wokół gracza. Dlatego akcenty na kursach i konferencjach też w ostatnich latach kompletnie się zmieniły. Już nie mówi się tylko o analizowaniu meczu i stosowaniu środków treningowych, ale o zarządzaniu grupą, budowaniu relacji, wyznaczaniu zadań, segregacji tych zadań na bardziej i mniej pilne, delegowaniu części z nich na współpracowników. Jeszcze kilka lat temu bardzo rzadko mówiło się o takich umiejętnościach. Dzisiaj są podstawą. Jeśli obecnie trener nie umie delegować zadań albo nie chce, bo nie ufa, że praca zostanie właściwie wykonana, to bierze pracę na siebie i pracuje po 20 godzin. Nowoczesny trener musi umieć to robić, bo inaczej się zajedzie i przepadnie. W tym obszarze wciąż widzimy rezerwy - mówi Grycmann i z optymizmem dodaje. - Ale jest też, szczególnie wśród tej fali młodych trenerów, olbrzymia chęć, żeby tę wiedzę zgłębiać i w tym kierunku się rozwijać. Dla własnego dobra.

Więcej o: