Skra Częstochowa pozostaje w cieniu, odnoszącego w ostatnich latach ogromne sukcesy Rakowa. Oba kluby łączy jednak jedno - problemy ze stadionem. Raków zagwarantował sobie jednak wsparcie miasta.
Na takie wsparcie nie może liczyć Skra Częstochowa. W poprzednich latach jej stadion został przebudowany - wydano na to sześć milionów złotych - żeby dostosować obiekt do wymogów PZPN. Zabrakło jednak spełnienia jednego z najważniejszych warunków, czyli 2000 krzesełek, na których mogą zasiąść kibice.
PZPN dał Skrze dwa lata na spełnienie tych wymogów. Problem w tym, że termin mija z końcem obecnego sezonu, a trybuny ani widu, ani słychu. Obecnie stadion nie spełnia nawet warunków do gry w lidze okręgowej, co oznacza, że 9. drużyna II ligi na ten moment wylądowałaby w... A-klasie. Oczywiście PZPN może przymknąć oko - robił to w przeszłości wielokrotnie - i pozwolić Skrze na dalszą grę na obecnym obiekcie.
I chyba tylko na to mogą liczyć kibice Skry, bo miasto i prezes klubu przerzucają się odpowiedzialnością. Nowa trybuna kosztowałaby około pięciu milionów złotych i Częstochowa takich pieniędzy nie chce dawać. Klub otrzymał pismo, że w 2024 roku nie otrzyma środków na pomoc, bo miasto jest w kiepskiej kondycji finansowej.
Co na to prezes Skry Artur Szymczyk? - Mieliśmy pięć milionów z Polskiego Ładu. Klub nie dostał tych pieniędzy za ładne oczy, klub o nie, że tak powiem, mocno zabiegał. Do tego 1,17 mln z wygranego projektu w budżecie obywatelskim. Oprócz tego klub dołożył jeszcze cztery miliony. Zainwestowaliśmy prywatne środki w majątek miasta. Inaczej ten obiekt nie wyglądałby tak, jak dziś wygląda. Mamy teraz swoje kłopoty. Budżet nam się rozjechał. Po osiemnastu latach funkcjonowania w tym klubie stwierdziłem, że dość tych prezentów, które robiłem przez lata jako prywatna osoba. Czekam na ruch miasta. To obiekt miejski. Gdybym kupił te trybuny, nikt by mi za nie nie oddał. Od osiemnastu lat finansuję klub, więc myślę, że domknięcie przebudowy infrastruktury może leżeć po stronie miasta - powiedział w rozmowie z Weszło.
To jednak niejedyny problem Skry. Nawet gdyby znalazły się pieniądze, to klub... nie ma ziemi, na której może postawić trybunę. Teren wzdłuż boiska jest za mały. Ziemia, na której musiałaby stanąć część konstrukcji, należy do PKP. Wygląda jednak na to, że w tej sytuacji miasto pomoże.
- Rozmowy miasta i kolei trwają. Są na dobrej drodze. Działka została już wydzielona i tematem jest teraz to, który grunt mógłby w zamian trafić do PKP - powiedział Szymczyk.
Innym rozwiązaniem mogłoby być postawienie stalowej trybuny mobilnej. Tylko że coś takiego też kosztuje i trwa, a czasu jest coraz mniej.
Na początku stycznia prezes Skry dawał klubowi pięć procent szans na otrzymanie licencji na kolejny sezon. Teraz daje trzy. - Co mogę powiedzieć? Miastu się nie spieszy. Nam czas ucieka... - podsumował.