To był pierwszy mecz Lecha w tym sezonie, w którym na ławce trenerskiej usiadł Mariusz Rumak. "Kolejorz" mierzy z tym trenerem bardzo wysoko. W Poznaniu marzą o podwójnej koronie i wierzą, że to jest osiągalne, choć pierwszy sparing pokazał, że Lech zanotował falstart.
Pierwszym rywalem Lecha na zgrupowaniu w Belek był LASK Linz, jeden z lepszych austriackich zespołów ostatnich lat. Mecz rozegrano w specyficznym formacie 4x30 minut. Od samego początku to zespół z Linzu był stroną dominującą. Pierwszy gol padł już 17. minucie po golu Mosesa Usora, który pokonał w sytuacji sam na sam Bartosza Mrozka.
Prawie pół godziny później padła druga bramka dla Austriaków, ponownie autorstwa Usora. Nigeryjczyk znów wygrał pojedynek z Mrozkiem, tym razem go przelobował.
Lech dość rzadko podchodził pod bramkę rywala, groźnych sytuacji było ze strony polskiego zespołu. W obronie też popełniał błędy. Niestety, jeden z nich okazał się bardzo kosztowny. W 77. minucie Lech rozgrywał w obronie przez bramkarza, Filipa Bednarka. Ten chciał zagrać na prawą stronę, ale piłka zatrzymała się na grząskiej murawie. Padał intensywny deszcz od dłuższego czasu, były już kałuże na trawie, więc golkiper powinien delikatne podnieść piłkę, by uniknąć takiej sytuacji, ale tego nie zrobił. Do bezpańskiej piłki dopadł Lenny Pintor, który trafił do pustej siatki. Linz ostatecznie wygrał 3:0.
Mecz został zakończony po 90 minutach, czyli pół godziny przed zakładanym czasem. Sędzia nie miał innego wyjścia. Warunki do gry były coraz gorsze, praktycznie nie dało się grać płynnie w piłkę. Do tego na tej grząskiej murawie kontuzji nabawił się Artur Sobiech, który wszedł z ławki. Schodził z grymasem bólu i opatrunkiem na nodze, najprawdopodobniej doszło do kontuzji kolana.
W Belek Lech zagra jeszcze dwa mecze kontrolne - z Szachtarem Donieck i NK Maribor. Oba spotkania zaplanowano na 25 stycznia.